Pierwsze dwa punkty planu poszły gładko. Zmusiła się, by wstać z łóżka, wyjęła z szafy, stojącej w rogu dormitorium, czyste ubrania i ruszyła do łazienki. Wzięła szybki prysznic, ubrała się ciepło i wyszła z dormitorium. Cichutko przemknęła przez pokój wspólny, przeszła przez lochy i minęła wejście do Wielkiej Sali. Nie minęło kilka minut, a już była na dróżce dzielącej Hogwart i wioskę. W pewnej chwili poczuła za sobą czyjąś obecność. Zanim jednak zdążyła się odwrócić, usłyszała słodki głosik Petera.
- Ładnie to tak starszych kolegów straszyć? - a później wrzask jakiegoś drugoroczniaka. Eileen nie mogła przepuścić takiej okazji. Podkradła się do Gryfona i stanęła tuż za nim.
- Widzę, że świetnie się bawisz - wyszczerzyła zęby w uśmiechu, widząc, jak chłopak zaskoczony odskakuje.
- Tja, bardzo. Skąd ty się tu wzięłaś? - odpowiedział chłopak
- Trudno nie zauważyć fruwającego drugoroczniaka. Jeszcze trudniej go nie usłyszeć.
-W sumie masz rację. Zostawię go tak na parę minut. Niech się nauczy żeby nie przeszkadzać starszym.
- Chciałeś rzucić na mnie jakieś zaklęcie, prawda? - zapytała Eileen patrząc na Petera żądnym krwi wzrokiem.
- Nie, skąd -odpowiedział chłopak patrząc na Ślizgonkę spod przymrużonych powiek.
Peter chwycił ją za przedramię i świat zawirował. Dziewczynie zrobiło się nieco niedobrze. Czyżby to miała być zemsta za to, że chwilę wcześniej go wystraszyła? Para czarodziei pojawiła się na stacji metra.
- Gdzie jesteśmy ?-spytała Eileen
- W Londynie, na stacji metra -odpowiedział Peter. - Zamiast przesiadywać z innymi w Hogsmeade wolę czasami pójść do jakiejś małej, przytulnej knajpki w stolicy.
-W sumie, to chyba nie taki zły pomysł - stwierdziła Ślizgonka po krótkim namyśle. W tym dniu chyba właśnie tego potrzebowała. Oderwać się od szarej rzeczywistości.
-Chodź, znam pewną kawiarnie - powiedział Gryfon i poprowadził ją do kawiarenki, gdzie nad szklanymi drzwiami wisiał neonowy napis "London cafe". Weszli do przytulnego wnętrza, kurtki zostawili na wieszaku i usiedli przy ulubionym stoliku Petera. Zamówili gorącą czekoladę dla Eileen i Cafe Latte dla Petera.
- Powiem Ci, że przyjście tu, to był całkiem dobry pomysł - oznajmiła dziewczyna i po raz pierwszy od dawna się uśmiechnęła. Chłopak tylko skinął głową. Ślizgonka ujęła w dłonie ciepłą filiżankę, zastanawiając się, jak to się stało, że zaprzyjaźniła się z tym denerwującym Gryfonem, który tak całkiem niedawno podpalił jej włosy i powiesił jej przyjaciela na drzewie. Tym Gryfonem, który ją uratował, ale sam chyba nie był tego świadomy. I polubił ją, mimo tego, że należała do Slytherinu. Peter wyrwał ją z zamyślenia, przypominając o swojej obecności. Wróciła na ziemię i do rozmowy z nowym przyjacielem.
Siedząc w kafejce i pijąc ciepłe napoje, przegadali kilka długich godzin. Kiedy wychodzili na mróz, było już zupełnie ciemno. Deportowali się z powrotem pod bramy Hogwartu i wspólnie przebrnęli przez grubą warstwę śniegu, która napadała podczas ich nieobecności. Weszli do zamku. Dziewczyna zatrzymała się w Sali Wejściowej, a Gryfon spojrzał na nią pytająco.
- Dziękuję... - powiedziała cicho, mając nadzieję, że nawet on tego nie usłyszy. Na jej nieszczęście usłyszał.
- Nie ma za co - odpowiedział z uśmiechem, i każde z nich poszło w swoją stronę. Chłopak do Wieży Gryffindoru, a dziewczyna do lochów. Ten dzień był jeszcze milszy, niż mogłaby się spodziewać. Czuła jednak, że w pokoju wspólnym spotka Dylana. Nie pomyliła się. Czekał na nią w fotelu przy kominku i wstał, kiedy tylko pojawiła się w wejściu. Eileen westchnęła i zwiesiła ramiona. Wyszeptała cichutko „cześć“ i spojrzała mu w oczy. Wolałaby go nie spotkać właśnie tego wieczoru, ale już taki był jej pech.
- Możemy porozmawiać? - zapytał niepewnie i wyciągnął do niej rękę. Dziewczyna podała mu dłoń i uśmiechnęła się smutno.
- A możemy przełożyć to na jutro? - odpowiedziała pytaniem i pozwoliła się przytulić. - Teraz marzę już tylko o tym, żeby pójść spać. Ale obiecuję, że jutro do tego wrócimy.
Dylan spojrzał na nią ze smutkiem, ale skinął głową. Na chwilę przytulił ją mocniej i odprowadził do drzwi żeńskiego dormitorium. Eileen spojrzała na niego z wdzięcznością i powlokła się do sypialni, padła na łóżko nawet się nie przebierając i zasnęła głębokim snem z myślą „Jak dobrze, jutro niedziela...“
* * *
I tu znów dedyk dla Pete'usia :D Który tak mi truł, aż w końcu napisałam.
I dla Darii, która obiecała ładnie czytać i komentować <3 Ciekawe, kiedy dojdziesz do tego rozdziału ^^
Kocham Was <3
My też cię kochamy<3 A przynajmniej ja ;P.
OdpowiedzUsuńWkręcę Eileen w paring Pete'm zobaczysz ;D
A więc całość napisana bardzo dobrze. Ale jednego nie rozumiem. Dlaczego, skoro go unikała, podała Dylanowi na koniec rękę i dała się przytulić? Rozumiem że była śpiąca no ale bez przesady.
Myślę, że nie rozumiesz czegoś takiego, jak wyrzuty sumienia? ;p
UsuńA to, że była śpiąca, to też był poniekąd powód.
Postaram się to w następnym rozdziale to jakoś wyjaśnić.
Poza tym, powiem Ci, że już mnie wkurza to, że ona w kółko i w kółko jest taka zmęczona. To już był kolejny raz, zauważyłeś?
Mam się bać? o.O A jak zamierzasz to zrobić?
Owszem, rozumiem. Mam nadzieję że to wyjaśnić. Tak, zauważyłem. Sama to wymyślasz więc nie wiem w czym problem ;d
UsuńJeżeli ci to nie odpowiada to bój się. Mi tam to odpowiada bo Pete'owi brakuje dziewczyny. Jak? W bardzo prosty sposób. Istnieje coś takiego jak wypadek samochody. Nie będę tutaj spoilerować. Wyjaśniłem ci to już. Podobają mi się opisy pogody. Właściwie wszystko podoba mi się. Motyw z tym że Eileen zachowuje się zupełnie odmiennie niż reszta ślizgonów jest bardzo ciekawy.
i dobrze tak temu Dylanowi! Temu debilowi co chce trenować niewybaczalne na ludziach, kretyn jeden i sadysta! Mówiłam już że kocham Petera?? Przypomina mi Jamesa a ja kocham Jamesa więc Petera też kocham :3
OdpowiedzUsuńJestem! Czytam! :D
OdpowiedzUsuńLovju