wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 29

    Eileen szukała‭  ‬eliksiru na kaca i próbowała zrozumieć co stało się w nocy,‭ ‬oraz rano.‭ ‬Z nocy niewiele pamiętała.‭ ‬A poranek...‭ ‬To miał być test‭? ‬Które pierwsze się podda‭? ‬A może Peter chciał ją pocałować‭? ‬Nie.‭ ‬Nie było takiej możliwości.‭ ‬Po prostu powinna zapomnieć o tym wydarzeniu.‭ ‬Dziewczyna bezwiednie przeszukiwała torebkę,‭ ‬a tym czasem Peter bezskutecznie próbował obudzić Toma.
-‭ ‬Szybciej,‭ ‬powinniście już kończyć śniadanie‭! ‬-‭ ‬poganiała przyjaciela Eileen.‭ ‬Wyłowiła z torebki malutki flakonik i podała go Peterowi.‭ ‬-‭ ‬Wam przyda się bardziej,‭ ‬musicie być w dobrej formie.‭ ‬Skąd w ogóle pomysł,‭ ‬żeby tyle wypić‭?
-‭ ‬Przecież to Ty przyniosłaś Ognistą‭! ‬-‭ ‬odpyskował Peter,‭ ‬ukazując zęby w uśmiechu.
-‭ ‬Możecie być cicho‭? ‬-‭ ‬zapytał na wpół przytomnie blondyn.
-‭ ‬MECZ‭! ‬-‭ ‬krzyknęli jednocześnie Eileen i Peter.
‭    ‬Tom poderwał się z podłogi,‭ ‬zrzucając z siebie kota.‭ ‬Zwierzątko zaczęło na niego wściekle prychać,‭ ‬dokładnie tak,‭ ‬jak kilka godzin wcześniej.‭ ‬Ślizgonka przyglądała się chłopakom.‭ ‬Jeden po drugim wziął po łyku z flakonika,‭ ‬opróżniając go przy tym całkowicie.‭ ‬Widać było po nich zbawienne działanie eliksiru.‭ ‬Blondyn podniósł z ziemi swoją koszulkę.‭ ‬Jego nieosłonięte materiałem mięśnie robiły niesamowite wrażenie.‭ ‬Ubrał się i spojrzał wprost na Eileen.‭ ‬Ślizgonka opuściła wzrok,‭ ‬rumieniąc się.‭ ‬Przyłapał ją na tym,‭ ‬jak bezczelnie się na niego gapiła,‭ ‬a ponad to była świadoma,‭ ‬że Gryfoni odzyskali już pamięć,‭ ‬a ona sama wciąż nie wiedziała,‭ ‬co się wydarzyło.
-‭ ‬Zobaczymy się po meczu‭ ‬-‭ ‬powiedziała cicho.‭ ‬-‭ ‬Powodzenia.
‭    ‬Dziewczyna pocałowała obu przyjaciół w policzek,‭ ‬zabrała Pete’a i szybkim krokiem udała się do pokoju wspólnego.‭ ‬W środku czekał na nią Dylan.‭ ‬Pozostali uczniowie byli już na śniadaniu.‭ ‬Eileen przywitała chłopaka,‭ ‬poprosiła go o eliksir,‭ ‬którego jej zapasy zużyli Gryfoni i poszła pod prysznic.
-‭ ‬Gdzieś Ty była całą noc‭?? ‬-‭ ‬zapytał Dylan ze złością,‭ ‬kiedy tylko wróciła.‭ ‬-‭ ‬Martwiłem się‭!
-‭ ‬Przepraszam‭ ‬-‭ ‬odpowiedziała,‭ ‬z wdzięcznością biorąc od niego fiolkę z kojącym płynem.‭ ‬Wypiła go,‭ ‬z ulgą stwierdzając,‭ ‬że to tylko eliksir przeciwbólowy. A to znaczyło, że wciąż nie wiedziała, co wydarzyło się wcześniej.‭ ‬-‭ ‬Zasiedzieliśmy się w Pokoju Życzeń.
-‭ ‬Ostatnio w ogóle się ze mną nie liczysz‭ ‬-‭ ‬mruknął zrezygnowany.‭ ‬Objął ją i razem udali się na śniadanie,‭ ‬a zaraz po tym na trybuny.‭ ‬Mecz miał się zacząć za pięć minut.‭ ‬Ostatni uczniowie zajmowali miejsca w przeznaczonych dla nich sektorach,‭ ‬a kapitanowie drużyn przekazywali graczom ostatnie wskazówki.
‭    ‬Wreszcie obie drużyny wyszły na boisko i kapitanowie podali sobie dłonie.‭ ‬Nawet z dużej wysokości Eileen widziała doskonale Petera.‭ ‬Był pewny siebie i bardzo spokojny,‭ ‬jakby nie musiał się bać o wynik meczu.‭ ‬Obok niego stał Tom.‭ ‬Wyglądał równie pewnie.‭ ‬Niestety nie można było powiedzieć tego samego o reszcie reprezentacji Gryffindoru ani o graczach Ravenclawu.‭ ‬Ironia losu.‭ ‬Dwóch chłopaków po ciężkiej nocy,‭ ‬którzy nie obawiali się nikogo i niczego,‭ ‬przeciwko drżącym ze strachu graczom w doskonałej formie.‭ ‬W końcu rozległ się gwizdek obwieszczający początek meczu.‭ ‬Aura nie sprzyjała zawodnikom.‭ ‬Na razie tylko prószył śnieg,‭ ‬zanosiło się jednak na większą zamieć.‭ ‬Wszystkim zależało na tym,‭ ‬aby mecz jak najszybciej się skończył,‭ ‬gdyż meczy nie przekładano przez niekorzystne warunki pogodowe.‭ ‬Eileen z uwagą przyglądała się grze.‭ ‬Obie drużyny grały świetnie,‭ ‬jednak lepsza była technika Gryfonów.‭ ‬Było to doskonale widoczne również w wyniku meczu.‭ ‬Koty walczyły do samego końca.‭ ‬W końcu,‭ ‬w kilkanaście minut po rozpoczęciu śnieżnej burzy szukająca Gryffindoru złapała znicza,‭ ‬tym samym gwarantując wygraną swojej drużynie.‭ ‬Eileen cieszyła się z wygranej Kotów równie bardzo,‭ ‬jak sami Gryfoni.
‭    ‬Zaraz po zakończonym meczu,‭ ‬Ślizgonka zbiegła z trybun i udała się w stronę szatni.‭ ‬Tuż za nią podążał Dylan.‭ ‬Znaleźli się na miejscu,‭ ‬zanim drużyna doszła do niewielkiego budynku.‭ ‬Peter i Tom widząc przyjaciółkę skierowali się w jej stronę.‭ ‬Pozostali tymczasem zniknęli w środku.
-‭ ‬Byliście niesamowici‭! ‬Te uniki,‭ ‬ta obrona‭! ‬-‭ ‬powiedziała z uznaniem,‭ ‬z niewyjaśnionych przyczyn ładując w ramionach blondyna,‭ ‬który ku zaskoczeniu wszystkich ją pocałował.‭ ‬Eileen doznała szoku.‭ ‬Chyba nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy,‭ ‬nawet sam Tom.‭ ‬Jego działanie było impulsem,‭ ‬teraz jednak,‭ ‬kiedy dziewczyna wyswobodziła się z jego objęć,‭ ‬posłał rudemu Gryfonowi dziwne spojrzenie.‭ ‬Dylan natomiast jego zachowanie odebrał jako cios poniżej pasa.‭ ‬Jego twarz przybrała czerwoną barwę i widać było,‭ ‬że niewiele brakuje mu do wybuchu.‭ ‬Peter,‭ ‬wyjątkowo chcąc uniknąć bójki,‭ ‬złapał przyjaciela za ramię i ze wściekłym prychnięciem wciągnął go do szatni.‭ ‬Eileen stała jak sparaliżowana,‭ ‬wciąż nie do końca rozumiejąc co się dzieje.‭ ‬Na ziemię sprowadził ją stojący za nią Ślizgon.‭ ‬Złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.‭ ‬Eileen czuła nadchodzącą awanturę.‭ ‬Cała sytuacja ze strony Dylana musiała zupełnie inaczej wyglądać.
-‭ ‬Jak mogłaś‭?! ‬Ostatnio tyle czasu z nim spędzałaś...‭ ‬To miała być tylko zemsta na Rose‭!
-‭ ‬Daj spokój‭! ‬-‭ ‬krzyknęła,‭ ‬patrząc na niego z niedowierzaniem.‭ ‬-‭ ‬Nie wiem dlaczego to zrobił‭!
-‭ ‬Nie rób ze mnie idioty‭! ‬Mogłaś go nie prowokować‭!
-‭ ‬Prowokować‭?! ‬-‭ ‬z gardła dziewczyny wydobył się wściekły warkot.‭ ‬-‭ ‬Czy Ty naprawdę jesteś taki głupi‭?!
-‭ ‬Świetnie,‭ ‬to koniec‭! ‬-‭ ‬krzyknął i skierował się w stronę szkoły.‭
-Świetnie‭! ‬-‭ ‬odkrzyknęła,‭ ‬udając się w przeciwnym kierunku.‭ ‬Dylan był naprawdę wściekły.‭ ‬Co Eileen z pewnością by zrozumiała,‭ ‬w każdej innej sytuacji.‭ ‬Wiedziała,‭ ‬że ostatnio poświęcała mu za mało czasu,‭ ‬że coś się psuje.‭ ‬Zanim zniknęła w głębi lasu jej złość ustąpiła miejsca smutkowi.‭ ‬Ślizgonka usiadła w śniegu pod jednym z drzew i pozwoliła,‭ ‬by po jej policzkach spłynęły łzy.‭ ‬Od dłuższego czasu przypuszczała,‭ ‬że ich związek się rozpadnie,‭ ‬ale przecież byli przyjaciółmi.‭ ‬Od zawsze.‭ ‬Czy ich przyjaźń również miała się skończyć‭?



* * *

Końcówka mi nie pasuje. Ale już nie mam siły, ani chęci jej zmieniać. Lexie, zadowolona? ;p Odnośnie końcówki... Więcej opisu uczuć będzie w kolejnym rozdziale ;p

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 28

    Zbliżał się kolejny weekend, a wraz z nim mecz Quidditcha. Gryfoni przeciwko Krukonom. Eileen nie miała wątpliwości, komu kibicować. Mimo tego, że drużyna Kotów była sporym zagrożeniem dla Węży, to właśnie za nich trzymała kciuki. Wiedziała, że w drużynie graja Peter. I Tom. I była świadoma tego, że są świetni. W ciągu tego tygodnia prawie się z nimi nie widywała, przez wzgląd na ciągłe treningi, którymi Peter katował swoją drużynę. Od czasu do czasu Eileen zamiast szwendać się bez celu po błoniach, siadała na trybunach i przyglądała się treningom. Sama już od jakiegoś czasu nie była w drużynie. W ciągu swojej sportowej kariery grała na różnych pozycjach i radziła sobie świetnie. W końcu porzuciła drużynę na rzecz młodszych uczniów, którzy zasługiwali na swoją szansę. Sama tę szansę, którą dostała lata wcześniej, doskonale wykorzystała, dzięki swoim umiejętnością zapisując się na kartach historii szkoły, jako jedna z najlepszych. Po odejściu skupiła się na nauce i obowiązkach prefekta. Czasami pojawiała się na treningach swojej drużyny, żeby przypomnieć sobie o starych dobrych czasach, albo za namową nowej kapitan, by pokazać kilka skutecznych tricków.
    W dzień poprzedzający mecz prace domowe odrobiła zaraz po zajęciach. Nie lubiła zostawiać ich na weekend, więc za wszelką cenę robiła je w piątkowy wieczór, nie raz i nie dwa zarywając przez to pół nocy. Jej przyjaciele byli już do tego przyzwyczajeni. Tym razem jej rocznik nie miał wiele zadane, więc popołudnie spędziła wraz ze swoimi Gryfońskimi przyjaciółmi. Spotkała się z nimi w Wielkiej Sali, by życzyć im powodzenia, gdyby mieli się nie spotkać rano przed meczem, a została na dłużej.
    Kiedy uczniowie zaczęli się rozchodzić do swoich dormitoriów, Eileen, Peter, ze swoim kotem na rękach, i Tom wybrali się wspólnie do Pokoju Życzeń. Pomieszczenia znajdującego się na siódmym piętrze, które przybierało dowolną formę, w zależności od tego, jakiej właśnie potrzebował dany czarodziej. W ich wypadku był to niewielki pokoik, zdolny pomieścić najwyżej koło dziesięciu osób. Wnętrze było przytulne, pod dwoma ścianami znajdowały się kanapy, pomiędzy nimi piętrzył się stos poduszek, a koło kominka pod trzecią ścianą stała szafka, pełna najróżniejszych słodyczy. Uczniów nie trzeba było długo zapraszać do środka. Gryfoni bez wahania wpadli do środka, zajmując sobie najlepsze miejsca - zarówno Tom, jak i Peter uwalili się na kanapach. Rudy kociak z przestrachem wyrwał się z ramion właściciela i uciekł w kąt pokoju. Eileen tylko przewróciła oczami, wzięła sobie poduszkę i usiadła, opierając się plecami o kanapę, na której znajdował się blondyn. Przez kilka minut nawoływała kociaka, nim ten odważył się wyjść z ukrycia. Kiedy już to zrobił, ułożył się na jej kolanach. W ciągu kolejnych kilku chwil usnął, nie przestając cicho mruczeć.
    Ku zaskoczeniu towarzyszy w pewnej chwili Eileen wyciągnęła z torby butelkę Ognistej Whisky, szczerząc się przy tym.
- Skąd Ty bierzesz te wszystkie flaszki? - zapytał Peter śmiejąc się, a widząc pytające spojrzenie Toma, dodał. - Ona zawsze wyciąga z torby i po kilka butelek.
- To nic takiego. Kilka przydatnych zaklęć plus niezłe zapasy - odparła skromnie Eileen, otwierając butelkę i biorąc solidny łyk. Podała trunek Peterowi, który uczynił to samo, a następnie podał dalej do blondyna. W końcu Ognista wróciła w ręce Ślizgonki. W ten sposób butelka zaliczyła kilka rundek z rąk do rąk, później Eileen dobyła kolejną. Rozmowom i wygłupom nie było końca. Gryfoni z żalem stwierdzili, że przyjaciółka nie ma przy sobie więcej Whisky. Ale nawet to było dla nich powodem do śmiechu. Nawet brak powodu był dla nich doskonałym powodem do rechotania przez kolejne pięć minut. Eileen czuła, że następnego dnia może niewiele pamiętać. Chyba, że znajdzie w torbie resztki eliksiru na kaca. Miał tę dziwną właściwość przywracającą pamięć. W przeciwieństwie do zwykłego eliksiru przeciwbólowego, który również przynosił skutki.
    Był środek nocy, kiedy Gryfoni uznali, że pora pójść spać. Nie było szansy, że dotrą do pokoju wspólnego, więc, z niemałym trudem, poukładali poduszki na podłodze i ułożyli się po obu stronach Eileen. W pewnej chwili uznali, że jest im gorąco. Obaj zdjęli koszulki, ukazując umięśnione klatki piersiowe. Do tego samego próbowali nakłonić Eileen. Dziewczyna tylko przewróciła oczami. Nawet gdyby chciała się zgodzić, to nie miała możliwości się ruszyć, gdyż teraz Pete leżał jej na brzuchu, wbijając jej pazurki przy każdej próbie zmiany pozycji. Tom chciał wygonić kotka, za co tylko dostał od Leen po łapach. A Pete tylko na niego prychnął, marszcząc przy tym śmiesznie nosek. Chłopak jednak zbytnio się tym nie przejął. Peter nie zważając na kota, wsunął dłoń pod bluzkę dziewczyny, odkrywając jej brzuch. Jednocześnie wtulił twarz w jej włosy, a dziewczyna poczuła jego gorący, przesiąknięty alkoholem oddech na szyi. Po chwili dziewczyna nie wiedziała, gdzie kończą się ręce Petera, a zaczynają Toma. Powoli przestawało ją to obchodzić, traciła kontakt ze światem.
    Rano obudził ją wewnętrzny zegar. Ze zdziwieniem spostrzegła, że nie może się podnieść. Jej umysł pracował na zwolnionych obrotach. Z trudem udało jej się ustalić gdzie się znajduje i jak się tam znalazła. Kolejnych kilka minut zajęło jej zorientowanie się, jaki jest dzień tygodnia. Mecz! Ta myśl uderzyła w nią z siłą tornada. Znów spróbowała się podnieść, jednak nie dała rady. Spróbowała się zorientować w sytuacji. Jej głowa znajdowała się na brzuchu Toma, Pete leżał tuż nad jej ramieniem, jej ciało natomiast przygwożdżone było do podłogi ciałem Petera. Jęknęła cicho, próbując zrzucić z siebie chłopaka. Wszelkie próby jednak szły na marne, gdyż rudy spał kamiennym snem, a jego bezwładne ciało było dla drobnej dziewczyny zbyt ciężkie. Niewiele myśląc, ugryzła Gryfona w ucho. Peter z zaskoczeniem poderwał głowę. Przez chwilę parzył przyjaciółce w oczy, po czym przysunął się niebezpiecznie blisko. Tak, że jego usta zawisły tuż nad jej ustami.
- Zemszczę się - wyszeptał groźnie, pochylając się jeszcze niżej. Ich usta zetknęły się zaledwie na sekundę. Eileen odwróciła głowę.
- Mecz! - wrzasnęła, po czym Peter poderwał się. Ona zaczęła szukać w torbie eliksiru na kaca, a on próbował obudzić Toma.


* * *

Końcówka specjalnie dla Ciebie, Lexie <3 Zadowolona?

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 27

Peter przemierzał korytarz,‭ ‬ale kiedy zobaczył Eileen i Toma razem,‭ ‬siedzących samotnie na korytarzu,‭ ‬przytulonych,‭ ‬stanął jak wryty.‭ ‬Po jego twarzy przebiegł wyraz zaskoczenia,‭ ‬ustępując miejsca złości.‭ ‬Czarnowłosa dostrzegła coś jeszcze w jego oczach.‭ ‬Przebłysk bólu.‭ ‬Zniknął tak szybko,‭ ‬że dziewczyna zaczęła się zastanawiać,‭ ‬czy to nie było tylko przywidzenie.‭ ‬Jednocześnie wyczuła zmianę w zachowaniu Toma.‭ ‬Zrobił się spięty,‭ ‬czuł się niezręcznie w tej sytuacji.
-‭ ‬Powinienem już pójść‭ ‬-‭ ‬wyszeptał jej do ucha,‭ ‬po czym pocałował w policzek na pożegnanie.‭ ‬Eileen wyczuła w tym coś więcej,‭ ‬niż tylko przyjacielski gest.‭ ‬Tym razem nie miała wątpliwości.‭ ‬Peter również to zauważył.‭ ‬Jego oczy pociemniały.‭ ‬Z trudem uśmiechnął się do przyjaciółki,‭ ‬złapał kumpla za ramię i pociągnął w stronę wieży Gryffindoru.‭ ‬Eileen odczekała chwilę i ruszyła w przeciwnym kierunku.‭ ‬Wybuch,‭ ‬który nastąpił po chwili usłyszała nawet mimo zwiększającej się między tą trójką odległości.‭ ‬Biedny Tom,‭ ‬pomyślała.‭ ‬Pewnie Peter wie,‭ ‬że podoba mu się Rose i teraz udziela mu całkiem niezłej reprymendy,‭ ‬jak to wśród przyjaciół bywa.
‭    ‬Wystarczyło,‭ ‬że Eileen zeszła wąskimi schodami do lochów i przestała słyszeć wściekły krzyk Petera.‭ ‬Trochę żałowała,‭ ‬że póki jeszcze go słyszała,‭ ‬nie potrafiła rozróżnić słów w kakofonii wściekłych wrzasków.‭ ‬Wzruszyła tylko ramionami i wróciła do pokoju wspólnego.‭ ‬Tam czekali na nią przyjaciele.‭ ‬Usiadła między nimi na kanapie i przytuliła się do Dylana.‭ ‬Z początku był spięty,‭ ‬ale wystarczyła tylko chwila,‭ ‬by się rozluźnił.‭ ‬Wyglądał na zaniepokojonego.
-‭ ‬Wszystko zgodnie z planem‭ ‬-‭ ‬powiedziała Eileen cicho,‭ ‬w jej głosie dało się wyczuć wyrzuty sumienia.‭ ‬-‭ ‬To naprawdę fajny chłopak,‭ ‬mam wrażenie,‭ ‬że go wykorzystuję.
-‭ ‬Nie wykorzystujesz,‭ ‬tylko się zaprzyjaźniasz‭ ‬-‭ ‬odpowiedziała jej z uśmiechem Annie.‭ ‬Wyglądało na to,‭ ‬że przyjaciółka zmieniła zdanie co do zamiarów zielonookiej.‭ ‬Przeciągnęła się i oparła stopy o stolik.‭ ‬-‭ ‬Lekki flirt to przecież nie grzech,‭ ‬prawda‭?
    Obie spojrzały na Dylana,‭ ‬który tylko wzruszył ramionami i się uśmiechnął.‭ ‬Wyraźnie się już uspokoił.‭ ‬A nawet przestał się przejmować tym,‭ ‬że jego dziewczyna cały dzień spędziła z przystojnym Gryfonem.‭ ‬Eileen posłała Annie pytające spojrzenie,‭ ‬a ona tylko wzruszyła ramionami i rozparła się wygodniej na kanapie.‭ ‬Wieczór minął im w przyjemnej atmosferze.‭

* * *
    Następnego dnia Eileen wraz ze swoimi Ślizgońskimi przyjaciółmi usiadła przy stole Gryfonów.‭ ‬Zdziwiła się,‭ ‬że Rose nadal nie ma,‭ ‬a Peter jej pytanie o dziewczynę zbył tylko wzruszeniem ramion.‭ ‬Przyjęła to za odpowiedź i więcej o nią nie pytała.‭ ‬Zamiast tego wdała się w interesującą dyskusję z Dianą.‭ ‬W między czasie raz po raz spoglądała na Toma,‭ ‬sporadycznie utrzymywała jego spojrzenie na dłuższą chwilę,‭ ‬uśmiechała się do niego.‭ ‬Blondyn siedział naprzeciw niej,‭ ‬więc nie było to trudne.‭ ‬Peter natomiast znajdował się po jej prawej stronie.‭ ‬Nie widział jej zaczepek względem przyjaciela,‭ ‬a kiedy on przyglądał się Eileen,‭ ‬posyłał mu groźne spojrzenie.‭ ‬Dziewczyna nie była tego świadoma.‭
    Przed obiadem wspólnie wybrali się na błonia,‭ ‬aby urządzić sobie wojnę na śnieżki.‭ ‬Pogoda była idealna.‭ ‬Śnieg przestał padać kilka godzin wcześniej,‭ ‬był lekko wilgotny.‭ ‬Dzień za to był ciepły,‭ ‬gdyż w końcu słońce wyszło zza chmur.‭ ‬Uczniowie zdjęli kurtki i płacze,‭ ‬położyli je na ogromnym kamieniu.‭ ‬Podzielili się na dwie grupy i wzięli się za budowanie forteli.‭ ‬Eileen była w drużynie z Tomem i Dianą,‭ ‬a przeciwko sobie mieli Petera,‭ ‬Annie i Dylana.‭ ‬Składy były przypadkowe,‭ ‬ale Ślizgonce bardzo odpowiadały.‭ ‬Po kilkunastu minutach,‭ ‬kiedy już mieli gdzie się kryć i czym rzucać we wrogów,‭ ‬zaczęła się wojna.‭ ‬Bawili się jak dzieci,‭ ‬mimo tego,‭ ‬że większość z nich była już w siódmej klasie i w tym roku kończyli szkołę.
‭    ‬Jak się okazało,‭ ‬Peter z Dylanem dość szybko znaleźli wspólny język i przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę,‭ ‬co rusz trafiając kogoś z drużyny przeciwnej.‭ ‬Niemal bez słów ustalili taktykę.‭ ‬Annie czuła się nieco niepotrzebna,‭ ‬jednak nie poddawała się i walczyła zaciekle.‭ ‬Kilka razy nawet udało jej się trafić Eileen,‭ ‬która była mistrzynią uników.‭ ‬Ona zaś na potrzeby powodzenia całej akcji opracowała pokrótce taktykę wraz z Dianą.‭ ‬One również bardzo szybko się zgrały.‭ ‬W pewnej chwili zostawiły Toma na linii ognia,‭ ‬a same podkradły się do obozu wroga.‭ ‬Czarnowłosa w jednej chwili pojawiła się tuż przed Peterem i nim zdążył zareagować posłała śnieżkę prosto w jego twarz i zgrabnie uchyliła się przed atakiem Dylana.‭ ‬Jego nieuwagę wykorzystała Diana,‭ ‬również rzucając mu śniegiem prosto w twarz.‭ ‬Annie z Tomem wciąż prowadzili wojnę między sobą,‭ ‬a Eileen i Diana odtańczyły dziki taniec zwycięstwa,‭ ‬nabijając się z chłopaków.
-‭ ‬Jak mogliście tak dać się zaskoczyć‭? ‬-‭ ‬zapytała Diana,‭ ‬tarzając się ze śmiechu po śniegu,‭ ‬w którym wylądowała z winy Ślizgona.
-‭ ‬To był podstęp‭! ‬-‭ ‬odpowiedzieli chórem Peter i Dylan i zaczęli doszukiwać się w ich ataku oszustwa.
-‭ ‬Po prostu nie chcecie się przyznać do przegranej‭!
-‭ ‬Oszukiwałyście‭!
-‭ ‬Jesteście kiepscy,‭ ‬i tyle‭!
-‭ ‬To było nieuczciwe‭!
-‭ ‬Po prostu przyznajcie,‭ ‬że jesteśmy lepsze‭!
    Ich sprzeczkę przerwały śnieżki lecące w ich kierunku.‭ ‬Eileen próbując uskoczyć,‭ ‬wpadła na Petera.‭ ‬Razem wylądowali w śniegu obrywając przy tym kilkoma kulkami.‭ ‬W czasie ich nieuwagi do bitwy dołączyło kilkunastu uczniów,‭ ‬którzy teraz przystąpili do ataku.‭ ‬Nastąpiło przegrupowanie i teraz Diana i Dylan pobiegli na ratunek Tomowi i Annie.‭
    Eileen z Peterem leżeli w śniegu,‭ ‬nie mogąc opanować śmiechu.‭ ‬Zaczęli się podnosić dopiero kiedy ich ubrania przemiękły całkowicie.‭ ‬Gryfon podniósł się z ziemi,‭ ‬cały oblepiony śniegiem,‭ ‬i pomógł przyjaciółce wstać.‭ ‬Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę.‭ ‬Napięcie,‭ ‬które było między nimi przez ostatnie dni,‭ ‬opadło.‭ ‬Ślizgonka nie traktowała go już jak wroga,‭ ‬ale wciąż nie powiedziała mu o tym,‭ ‬że wie,‭ ‬że to nie on powiedział Rose o wszystkim.‭
-‭ ‬Przepraszam‭ ‬-‭ ‬powiedziała cicho,‭ ‬by nikt poza nim nie mógł usłyszeć.‭ ‬Było jej przykro,‭ ‬że tak traktowała przyjaciela.‭ ‬Był przy niej,‭ ‬kiedy tego potrzebowała,‭ ‬a ona podejrzewała go o coś takiego.‭ ‬-‭ ‬Rose mi powiedziała.‭ ‬Niepotrzebnie na Ciebie nakrzyczałam...
-‭ ‬To nic,‭ ‬rozumiem...‭ ‬-‭ ‬zaczął niepewnie,‭ ‬po czym urwał.‭ ‬-‭ ‬Jesteś cała przemoczona,‭ ‬wracajmy do zamku.
‭    ‬Wziął jej płaszcz i zarzucił jej na ramiona,‭ ‬po czym sam założył kurtkę.‭ ‬Pomachali przyjaciołom,‭ ‬na migi pokazali im,‭ ‬że idą się przebrać i spotkają się na kolacji.‭ ‬Obiad już przeszedł im koło nosa.‭ ‬Całą drogę do zamku pokonali w milczeniu.‭ ‬Dopiero kiedy rozstawali się w Sali Wejściowej,‭ ‬Peter się odezwał.
-‭ ‬Nie odgrywaj się na Rose,‭ ‬proszę...‭ ‬Wystarczająco ostatnio przeżyła.
‭    ‬Eileen tylko skinęła głową na znak zgody i poszła do dormitorium by się przebrać.
‭ 
* * *
   Rose pojawiła się już na kolacji.‭ ‬Kiedy Eileen weszła do Wielkiej Sali Gryfonka rozmawiała z Peterem.‭ ‬Podeszła do nich i przywitała się z koleżanką.‭ ‬Usiadła obok nich.‭ ‬Chwilę później dołączyła do nich reszta przyjaciół.‭ ‬Ich twarze były zaczerwienione z zimna,‭ ‬ale radosne.‭ ‬Byli przemoczeni i głodni.‭ ‬Rzucili się na jedzenie i dopiero kiedy połowa zawartości ich talerzy zniknęła w żołądkach,‭ ‬włączyli się do rozmowy.‭ ‬Rose wyglądała lepiej niż poprzedniego dnia,‭ ‬jednak wciąż była osowiała.‭ ‬Patrzyła tylko z zazdrością jak jej przyjaciółka wesoło gawędzi ze Ślizgonami,‭ ‬a chłopak,‭ ‬któremu rzekomo się podoba,‭ ‬obejmuje Eileen ramieniem i chwali się osiągnięciami z wojny.‭
    Tego wieczoru wszyscy,‭ ‬z wyjątkiem Rose,‭ ‬usnęli szybko,‭ ‬zmęczeni długim dniem.



* * *

Nie jaraj się tak Lexie <3 Tylko tyle mam Ci do powiedzenia ;p
Rozdział dedykuję wszystkim, którzy czytają mojego bloga. 
Dziękuję :)

Rozdział 26

Kolejnych kilka dni upłynęło Eileen w nieprzyjemnym napięciu.‭ ‬Zawsze,‭ ‬kiedy wpadała na Petera publicznie,‭ ‬zachowywała się normalnie.‭ ‬Odzywała się do niego jak kiedyś.‭ ‬Kiedy jednak chciał porozmawiać z nią na osobności,‭ ‬zbywała go.‭ ‬Często bywała podła.‭ ‬Nie chciała słuchać jego tłumaczeń.‭ ‬Była wdzięczna Rose,‭ ‬że nie zaczęła rozpowiadać tego bardziej.‭ ‬Z pewnością jednak nie zrobiła tego dla niej,‭ ‬a jeśli już,‭ ‬to dla Petera i za jego namową.‭ ‬Dlatego Eileen bez skrupułów planowała zemstę na biednej Gryfonce.‭ ‬Ot tak,‭ ‬głównie dla zabawy.‭ ‬Co ją samą nieco przerażało.‭ ‬Wychodziła jej Ślizgońska natura.‭ ‬Rose się zdziwi,‭ ‬skoro uznała,‭ ‬że Eileen nie pasuje na Ślizgonkę.‭ ‬Na ogół właśnie tak mogło się wydawać.‭ ‬Była spokojniejsza,‭ ‬niż pozostali uczniowie tego domu,‭ ‬bardziej przejmowała się innymi.‭ ‬Jednak kiedy ktoś jej podpadał,‭ ‬zmieniała się diametralnie.‭ ‬Potrafiła zaleźć za skórę jak nikt inny.‭ ‬Zazwyczaj w takich chwilach nikt nie chciał jej powstrzymywać.‭ ‬Każdy Ślizgon chętnie przyglądał się takiej zemście.‭ ‬Tym razem jednak Annie,‭ ‬słysząc o jej zamiarach,‭ ‬próbowała ją przekonywać,‭ ‬że nie warto,‭ ‬że przecież to tylko głupiutka Gryfonka,‭ ‬a Eileen i tak już kończy szkołę i więcej się nie zobaczą.‭ ‬Przecież nie musi niszczyć dziewczynie życia,‭ ‬szczególnie,‭ ‬że od tamtego momentu Rose nie pisnęła ani słówka.‭ ‬Do Ślizgonki te argumenty trafiały,‭ ‬jednak nie wzięła ich pod uwagę.‭ ‬Obiecała tylko Annie,‭ ‬że obejdzie się z dziewczynką łagodniej,‭ ‬niż zamierzała.
‭    ‬Rano wstała w bardzo dobrym nastroju.‭ ‬Annie chciała to wykorzystać,‭ ‬i zanim przyjaciółka zdążyła się rozbudzić,‭ ‬na nowo podjęła temat.
-‭ ‬Odpuść sobie.‭ ‬Po co Ci to‭? ‬-‭ ‬zaczęła od razu,‭ ‬nie zawracając sobie głowy powitaniem.‭ ‬-‭ ‬To tylko głupiutka Gryfonka.‭ ‬Ty teraz się pobawisz,‭ ‬a później ona będzie to przeżywać przez kilka następnych lat.‭
-‭ ‬A czemu Cię nagle zaczęło to obchodzić‭? ‬-‭ ‬odpyskowała Eileen,‭ ‬odpowiedzi jednak nie potrzebowała.‭ ‬Ślizgoni dzielili się na bezwzględnych sadystów,‭ ‬których wbrew pozorom nie było tak wielu oraz takich,‭ ‬którzy lubili dokuczać innym,‭ ‬jednak liczyli się z uczuciami innych i znali granicę,‭ ‬kiedy pora przestać,‭ ‬bo to może się źle skończyć.‭ ‬Annie należała do tej pierwszej grupy,‭ ‬Eileen natomiast do żadnej z nich.‭ ‬Bardzo często bywała podła,‭ ‬ale nie gardziła innymi.‭ ‬Miała w sobie wiele współczucia i troski,‭ ‬jak żaden Ślizgon,‭ ‬którego znała.‭ ‬Wiedziała gdzie są granice i w wyjątkowych sytuacjach nie wahała się by je przekroczyć.‭ ‬Eileen łatwo wybuchała.‭ ‬Co dało się zauważyć na przykład na pierwszej lekcji eliksirów.‭ ‬Złość jednak szybko mijała i dziewczyna zapominała o całej sprawie.‭ ‬A nawet jeśli nie,‭ ‬to już nie chciało jej się odzywać.‭ ‬Zazwyczaj.‭ ‬Kiedy jednak już ktoś jej się bardzo naraził potrafiła przeprowadzić chłodne kalkulacje i ugodzić w najczulszy punkt.‭ ‬Z tego względu była bardziej niebezpieczna niż jakikolwiek Gryfon,‭ ‬który w podobnej sytuacji uciekłby się do użycia siły bądź uniósłby się honorem.‭ ‬Bardziej niebezpieczna niż każdy inny Ślizgon na jej miejscu,‭ ‬który rzuciłby na ofiarę pierwszą lepszą klątwę,‭ ‬za którą nie wyrzuciliby go ze szkoły.‭ ‬Eileen nie działała w afekcie.‭ ‬Żeby jednak zasłużyć na jej zemstę,‭ ‬trzeba naprawdę bardzo jej się narazić.‭ ‬Rose się to jeszcze nie udało,‭ ‬jednak Ślizgonka wciąż była na nią zła.‭ ‬To nie mogło ujść Gryfonce płazem.
-‭ ‬Doskonale wiesz dlaczego.‭ ‬To już jest przesada,‭ ‬rozumiesz‭? ‬-‭ ‬ciągnęła Annie nie zważając na złowrogie ogniki w oczach przyjaciółki.
-‭ ‬Daj spokój.‭ ‬Obiecałam,‭ ‬że obejdę się z nią łagodnie,‭ ‬pamiętasz‭? ‬Chcę tylko,‭ ‬by poczuła,‭ ‬że ze mną się nie zadziera.‭ ‬Poza tym nawet palcem jej nie dotknę‭ ‬-‭ ‬ucięła i poszła do łazienki,‭ ‬uniemożliwiając dziewczynie dalsze próby.‭
    Kiedy obie były gotowe do wyjścia spotkały się z Dylanem w pokoju wspólnym i wszyscy razem poszli do Wielkiej Sali.‭ ‬Usiedli przy stole Ślizgonów i zabrali się za śniadanie.‭ ‬Nie minęło wiele czasu,‭ ‬kiedy,‭ ‬ku zaskoczeniu wszystkich,‭ ‬do stołu Ślizgonów podeszła Rose we własnej osobie,‭ ‬nie zważając na nieprzyjemne komentarze pod jej adresem.
-‭ ‬Eileen,‭ ‬musimy porozmawiać‭ ‬-‭ ‬zaczęła Gryfonka.‭ ‬-‭ ‬To ważne.‭ ‬Poświęć mi pięć minut.
‭    ‬Dziewczyna niechętnie wstała i razem z nią wyszła z Wielkiej Sali.‭ ‬Co mogło być aż tak ważnego,‭ ‬że Rose sama do niej przyszła‭?
-‭ ‬To nie Peter mi o Tobie powiedział‭ ‬-‭ ‬oznajmiła po chwili milczenia,‭ ‬oczekując na reakcję Eileen.‭ ‬Ona tylko spojrzała na nią z niedowierzaniem.‭ ‬Uznała,‭ ‬że albo dziewczyna kłamie,‭ ‬żeby chronić swojego kochanego Petera,‭ ‬albo w jakiś niewyjaśniony sposób dowiedziała się z innego źródła.‭ ‬Ślizgonka oczywiście zakładała pierwszą wersję.
-‭ ‬A niby kto‭? ‬-‭ ‬zapytała posłusznie,‭ ‬czując,‭ ‬że dziewczyna właśnie tego oczekuje.‭ ‬Tak czy inaczej dla samej Rose jej odpowiedź nie miała znaczenia.‭ ‬Dopuściła się czynu,‭ ‬który zasługiwał na karę.‭ ‬Zielonooka przyglądała jej się z zaciekawieniem,‭ ‬kiedy wyjmowała z torby jakąś starą podniszczoną książkę.‭ ‬Tytuł na okładce głosił:‭ “‬Prawdziwe Ja czarodzieja‭”‬.‭ ‬Niezbyt chwytliwe,‭ ‬raczej nie przykuwało to uwagi.
-‭ ‬Patrz.‭ ‬Tu jest wszystko o każdym czarodzieju‭ ‬-‭ ‬tłumaczyła,‭ ‬jakby Eileen tego potrzebowała.‭ ‬-‭ ‬Wystarczy na czystej stronie napisać jego imię i nazwisko.‭ ‬Zmazać też jest łatwo.‭ ‬Wystarczy zaklęcie.‭ ‬Dostałam ją od brata.‭ ‬Proszę nie wiń za to Petera.‭ ‬Wiem więcej niż myślisz.‭ ‬Wiem,‭ ‬że twój tata traktował cię okrutnie,‭ ‬że matka cię opuściła.‭ ‬O Peterze też wiem wiele.
-‭ ‬Mogę się dowiedzieć wszystkiego o każdym‭? ‬-‭ ‬zapytała,‭ ‬puszczając monolog Gryfonki mimo uszu.‭ ‬Zbędne tłumaczenie.‭ ‬Dziewczyna bez słowa wyjęła z torby pióro i zapisała w książce swoje nazwisko.‭ ‬Na czystej uprzednio stronie zaczęły pojawiać się kolejne informacje o Rose,‭ ‬jakby pisane niewidzialną ręką.‭ ‬Zbędna dramaturgia,‭ ‬zdaniem Eileen.‭ ‬Rzuciła okiem na pojawiającą się treść.

‭ 
   “ ‬Rose Smith urodzona‭ ‬7‭ ‬Marca‭  ‬1995‭ ‬roku w Londynie.‭ ‬Czarodziejka półkrwi.‭ ‬Ojciec charłak nie przyznający się do swojego pochodzenia.‭ ‬Zmarł w wypadku samochodowym.‭ ‬Matka mugolka,‭ ‬również nie żyjąca.‭ ‬Rose ma brata.‭ ‬Ojciec Rose jest bratem ojca Alexa.‭ ‬Nikt o tym nie wie.‭ ‬Nawet sam Gabe‭ ( ‬ojciec Alexa‭) ‬o tym nie wspomina.‭ ‬Matka Rose‭ ( ‬Lily‭) ‬znienawidziła swojego pierwszego męża‭ ( ‬ojca Alexa‭ ) ‬za jego inność.‭ ‬Porzuciła go i swojego syna.‭ ‬Po czterech latach urodziła się Rose.‭ ‬Lily nie wiedziała,że Rose też będzie czarodziejką.‭ ‬W wieku jedenastu lat Rose została oddana do babci Alexa.‭ ‬Tam spędza wszystkie wakacje.‭ ‬Jest jedną z lepszych uczennic w Hogwarcie.‭ ‬Grono jej przyjaciół jest małe.‭ ‬Boi się zaufać człowiekowi napotkanemu na swojej drodze.‭ ‬Próbuje być twarda,‭ ‬ale nie zawsze jej to wychodzi.‭ ‬Uśmiech na twarzy u niej pojawia się często,‭ ‬lecz w oczach gości żal i smutek.‭ ‬Miewa często koszmary.‭ ‬Nienawidzi ranić ludzi.‭”

    Czytając Ślizgonka wydała z siebie ciche prychnięcie.‭ ‬Nienawidzi ranić ludzi‭? ‬Z pewnością.‭ ‬Szczególnie biorąc pod uwagę fakt,‭ ‬że tamtego dnia w bibliotece wyraźnie zależało jej tylko na tym,‭ ‬by zranić Eileen.‭ ‬Sama również nie miała lekkiego życia,‭ ‬ale bez wahania gotowa była sprzedać cudzą prywatność.‭ ‬Mimo tego Zielonooka poczuła ukłucie współczucia dla dziewczyny.‭ ‬Spojrzała na nią.‭ ‬Rose miała łzy w oczach.‭ ‬Oddała jej książkę i skierowała się z powrotem do sali.‭ ‬Nie mogła pozwolić,‭ ‬by współczucie pokrzyżowały jej plany względem Gryfonki.‭ ‬Mimo wszystko nadal uważała,‭ ‬że dziewczyna powinna pożałować tego,‭ ‬co zrobiła.
‭    ‬Tym razem Eileen usiadła przy stole Gryfonów.‭ ‬Wcisnęła się na ławkę pomiędzy Peterem i Tomem.‭ ‬Miejsca było niewiele,‭ ‬więc stykali się ramionami.‭ ‬Naprzeciw siebie miała Matta i Dianę.‭ ‬Uśmiechnęła się do dziewczyny.‭ ‬Po chwili dołączyła do nich Rose,‭ ‬w ponurym nastroju zaczęła jeść tosta.‭ ‬Nie odzywała się,‭ ‬co było zrozumiałe.‭ ‬Zapewne sama nie wiedziała części z tego,‭ ‬co pojawiło się w książce.‭ ‬Poza tym po śniadaniu wraz z Peterem i Dianą wybierała się do szpitala,‭ ‬do Sylvii.‭ ‬Nie odzywała się,‭ ‬więc reszta,‭ ‬głównie Diana,‭ ‬która przejmowała się zdaniem przyjaciółki,‭ ‬uznała to jako znak,‭ ‬że brunetce nie przeszkadza obecność Ślizgonki przy stole,‭ ‬więc już po chwili gawędzili z nią wesoło.‭ ‬Tom co jakiś czas zerkał na Rose.‭ ‬Widać było,‭ ‬że martwi się o przyjaciółkę.‭ ‬A może nie tylko‭? ‬Przez resztę czasu,‭ ‬pozostałą do wyjścia przyjaciół do szpitala,‭ ‬Eileen przyglądała się dyskretnie właśnie tej dwójce.‭ ‬A więc to tak.‭ ‬Peter w ostatnim czasie traktował Rose niemal jak powietrze,‭ ‬nie rozmawiał z nią z nieznanego Ślizgonce powodu,‭ ‬a Tom tego czasu nie marnował.‭ ‬Rose mu się podobała.‭ ‬Czyżby zamierzał odbić przyjacielowi dziewczynę‭? ‬Nie wykluczała takiej możliwości.‭ ‬Przecież Peter był zakochany w kimś innym.‭ ‬Tylko dlaczego w takim razie był z Gryfonką‭? ‬To było dla niego zagadką.‭ ‬Przyjaźń blondyna i rudego była silna,‭ ‬Peter z całą pewnością nie miałby mu tego za złe,‭ ‬szczególnie,‭ ‬że pewnie już zauważył,‭ ‬że z Rose nie pasują do siebie.‭ ‬Tom jednak był ostrożny.‭ ‬Jak przypuszczała Eileen,‭ ‬przyjaźń była dla niego ważniejsza.
‭    ‬Kiedy grupa,‭ ‬składająca się z Rose,‭ ‬Petera i Diany,‭ ‬opuściła salę,‭ ‬by udać się do szpitala,‭ ‬Eileen spojrzała w stronę stołu Slytherinu.‭ ‬Dylan wpatrywał się w nią intensywnie,‭ ‬ale uparcie siedział na swoim miejscu.‭ ‬Tak jak obiecywał,‭ ‬nie przyszedł do niej,‭ ‬mimo,‭ ‬że bardzo chciał.‭ ‬Znał jej plan i nie do końca mu się on podobał.‭ ‬Efekt jednak miał być godny cierpień,‭ ‬których miała przysporzyć mu jego realizacja.‭ ‬Uśmiechnął się słabo do swojej dziewczyny i w końcu,‭ ‬ku uldze swojej i Eileen,‭ ‬wraz z Annie opuścił Wielką Salę.‭ ‬Czarnowłosa tymczasem znów skupiła swoją uwagę na blond-Gryfonie.‭ ‬Wpatrywała się w niego z zainteresowaniem,‭ ‬kiedy coś mówił,‭ ‬uśmiechała się do niego.‭ ‬Chłopak ku jej zaskoczeniu wydawał się mało spostrzegawczy.‭ ‬Flirtowała z nim,‭ ‬a on nie widział w tym nic niepokojącego.‭ ‬A może po prostu faceci tak mają‭? ‬Pomyślała Eileen i sama przyznała sobie rację.‭ ‬Dziewczyna zwróciłaby na to uwagę,‭ ‬ale chłopakowi z pewnością się to podobało.‭ ‬Poza tym Tom był przystojny,‭ ‬był wzorem ideału dla większości dziewczyn na całym świecie,‭ ‬więc za pewne flirt był dla niego czymś naturalnym.‭ ‬To tylko ułatwiało Ślizgonce działanie.‭
-‭ ‬Przejdziemy się po błoniach‭? ‬-‭ ‬zapytała w pewnej chwili,‭ ‬bawiąc się kosmykiem włosów.‭ ‬Robiła to bardzo często,‭ ‬dla niej było to coś naturalnego.‭ ‬On jednak za pewne odebrał to inaczej.‭ ‬-‭ ‬Twoi przyjaciele wyjechali,‭ ‬szkoda by było,‭ ‬gdybyś miał przez ten czas siedzieć sam.
‭    ‬Chłopak tylko przytaknął i razem wyszli z zamku.‭ ‬Oczywiście nie siedziałby sam i oboje o tym wiedzieli.‭ ‬Dlaczego jednak miałby odmówić ładnej dziewczynie,‭ ‬która sama zaproponowała mu wspólne spędzanie czasu‭? ‬Przez dłuższą chwilę szli w milczeniu,‭ ‬ciesząc się swoim towarzystwem.
-‭ ‬Podobno nie chcesz rozmawiać z Pete’em...‭ ‬-‭ ‬zaczął niepewnie Tom.‭ ‬-‭ ‬Coś się stało‭?
-‭ ‬Wydaje mi się...‭ ‬-‭ ‬odpowiedziała Eileen,‭ ‬zastanawiając się,‭ ‬co mu powiedzieć.‭ ‬Nie powie przecież,‭ ‬że się myliła.‭ ‬Ani tym bardziej nie powie o co podejrzewała przyjaciela,‭ ‬bo tym samym musiałaby kolejnej osobie uchylić rąbka tajemnicy,‭ ‬jaką jest jej życie.‭ ‬-‭ ‬Wydaje mi się,‭ ‬że zrobił coś,‭ ‬czego nie powinien.‭ ‬Wszystko na to wskazuje.
-‭ ‬Ale nie ma pewności‭? ‬Jeśli nie,‭ ‬to myślę,‭ ‬że powinnaś go wysłuchać.‭ ‬-‭ ‬przyglądał jej się badawczo.‭ ‬Widział tylko nieco zagubioną dziewczynę.‭ ‬A owa dziewczyna była dobrą aktorką.‭ ‬I potrafiła doskonale ukrywać swoje uczucia.‭ ‬Pokazywała tylko to,‭ ‬co chciała,‭ ‬żeby ktoś zobaczył.
-‭ ‬Tak,‭ ‬myślę,‭ ‬że masz rację‭ ‬-‭ ‬zaczęła,‭ ‬sprawiając wrażenie,‭ ‬że rozważa jego słowa.‭ ‬-‭ ‬Po prostu wcześniej byłam na niego zła.‭ ‬Nie myślałam logicznie.
‭    ‬Zaśmiali się oboje.‭ ‬Cały czas spacerowali wokół zamarzniętego jeziora,‭ ‬a śnieg skrzypiał pod ich butami.‭ ‬Eileen przyglądała się Gryfonowi.‭ ‬Wyglądał niesamowicie.‭ ‬Blond włosy jak zawsze były w artystycznym nieładzie,‭ ‬dziewczyna zastanawiała się,‭ ‬czy chłopak w ogóle wie co to grzebień.‭ ‬Oczy,‭ ‬kolorem zbliżone do wiosennych niezapominajek i idealnie wykrojone usta.‭ ‬Westchnęła cicho,‭ ‬zastanawiając się ile dziewczyn już uwiódł samą swoją urodą,‭ ‬której nie można było mu odmówić.‭ ‬Z pewnością wiele pięknych rówieśniczek,‭ ‬jak i młodszych dziewcząt pchało mu się w ramiona.‭ ‬Mógł mieć każdą.‭ ‬Eileen potrafiła to docenić.‭ ‬Tom przyłapał ją na tym,‭ ‬jak mu się przyglądała.‭ ‬Z udawanym zawstydzeniem spuściła wzrok,‭ ‬wciąż jednak obserwując go kątem oka.
‭    ‬Od chwili kiedy wyszli z zamku temperatura na zewnątrz spadła o kilka stopni i zaczął padać śnieg.‭ ‬Ślizgonka otuliła się szczelniej płaszczem,‭ ‬a po chwili blondyn dodatkowo objął ją ramieniem.‭ ‬Nawet gdyby chcieli wrócić już do zamku,‭ ‬czekała ich jeszcze długa droga.‭ ‬Wiatr,‭ ‬który teraz pchał ich w stronę,‭ ‬w którą zmierzali,‭ ‬skutecznie utrudniałby im drogę powrotną.‭ ‬Tom nie wiele myśląc poprowadził ją do zakazanego lasu.‭ ‬Między drzewami wiatru prawie nie było,‭ ‬a co za tym idzie,‭ ‬było też cieplej.‭ ‬Z tego względu zamiast kierować się w stronę Zamku,‭ ‬tak,‭ ‬by jak najmniej do przejścia zostało im na otwartym terenie,‭ ‬zagłębili się w las.‭ ‬Spacerowali i rozmawiali na tyle długo,‭ ‬że wiatr zdążył się uspokoić.‭ ‬Razem udali się w stronę zamku na obiad.‭
    Pozostałą część dnia spędzili na graniu w szachy w Wielkiej Sali,‭ ‬spacerowaniu,‭ ‬tym razem po zamku.‭ ‬Pod wieczór,‭ ‬już po kolacji razem usiedli we wnęce,‭ ‬która znajdowała się na korytarzu na parterze.‭ ‬Kiedyś być może było to jakieś przejście,‭ ‬może znajdowały się tu drzwi.‭ ‬Teraz pozostał jedynie schodek,‭ ‬na którym siedzieli.‭ ‬Eileen,‭ ‬zmęczona całym dniem oparła się o nowego przyjaciela,‭ ‬a on po raz kolejny objął ją ramieniem.‭ ‬Właśnie tak,‭ ‬po swoim powrocie do zamku,‭ ‬zastał ich Peter.



* * *

Wiem, Lexie, wiem. Nie musisz się powtarzać :D Cierpliwości, jeszcze trochę. I od razu mówię, że wiem, co sobie teraz myślisz, i że chciałabyś mnie zabić, ale wiesz... <3
Swoją drogą, to kocham takie komentarze jak Twoje, dla nich aż chce się pisać <3 
Może dziś uda Ci się dojść do tego rozdziału? :) Aż się boję... ;p
W każdym razie ten rozdział dedykuję Lexie :D:D

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 25

    Z chwilą, kiedy pojawił się temat Sylvii, atmosfera zgęstniała. Eileen wiedziała, że w jakiś sposób Dylan maczał w tym palce. Miała nadzieję, że nie miał w tym dużego udziału. W przeciwnym razie... Nawet nie chciała o tym myśleć. Aby móc spokojnie porozmawiać odnaleźli jakąś opuszczoną klasę i weszli do środka. Wewnątrz było zimno, więc Dylan oddał dziewczynie swoją bluzę. Nie liczył jednak, że w jakikolwiek sposób go to uratuje - zrobił to zupełnie bezinteresownie. Następnie podszedł do okna, zastanawiając się, co powiedzieć. Aura za oknem była zupełnie inna niż ta panująca w pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Mimo iż światło słoneczne dogasało powoli, ustępując miejsca nocy, to na zewnątrz nie było zupełnie ciemno. Śnieg skutecznie odbijał ostatnie promienie, ułatwiając widoczność wracającym do zamku uczniom. Czarodzieje śmiali się i żartowali, co rusz któryś lądował w hałdzie śniegu. W klasie natomiast było niemal zupełnie ciemno, panowała pełna napięcia atmosfera.
- Byłem przy tym - oznajmił Dylan, by po chwili zacząć swoją opowieść. Oboje chcieli już mieć to za sobą. - Mike chciał poćwiczyć, znowu. Uznałem, że powinienem ich pilnować. Przypomniałem im o Twoich warunkach. Niechętnie, ale zgodzili się. Poszliśmy tam, gdzie zwykle.
    Chłopak urwał na chwilę, jakby ciężko było mu to wspominać. Eileen przysiadła na brzegu najbliższej ławki. Wreszcie Dylan odwrócił się plecami do okna i spojrzał jej w oczy.
- Po kilku minutach, nie wiem nawet skąd, pojawiła się Sylvia - podjął, pomijając nieistotne części historii. - Zaczęli ją zaczepiać, a ona tylko ich nakręcała. Odgryzała się, chociaż była tam zupełnie sama. Na odludziu. No i się zaczęło.
    Dylan wrócił wspomnieniami do tamtej chwili. Samotna Gryfonka przeciwko kilku Ślizgonom. Mike jako pierwszy rzucił zaklęcie. Nikt nie spodziewał się, że rzuci zaklęcie niewybaczalne, mimo, że poszli tam właśnie w tym celu. Kiedy wiesz, że przyjaciel trafi Cię takim zaklęciem, to mniej więcej się przygotujesz. Wiesz, że będzie ostrożny. Ale tu już nie chodziło o przyjaciół, tylko o ucznia innego domu. Właśnie Gryfonkę. Dylan próbował ich powstrzymać, jednak mu się nie udało. Sylvia dostała kilkoma Cruciausami i Imperiusami, zanim Ślizgonom się znudziło. W końcu, kiedy nie potrafili odwołać zaklęcia - uciekli. A Dylan zabrał Gryfonkę do zamku.
    Mówiąc o tym wciąż miał przed oczami cierpiącą dziewczynę, której nie mógł pomóc. Spuścił wzrok, nie potrafiąc spojrzeć Eileen w oczy. Po tym wydarzeniu, kiedy wspomnienia wciąż do niego wracały, okrutny umysł wciąż podsuwał mu różne wyjścia z tamtej sytuacji. Wcześniej jednak nie potrafił ich odnaleźć. Czuł złość Eileen. Złość jednak nie była skierowana ku niemu. Nie w całości.
- Byłeś tam... I nie zrobiłeś nic więcej? - zapytała, a jej słowa przeszyły jego serce niczym ostrze. Po chwili jednak podeszła do niego i przytuliła. Sama za pewne też nie zrobiłaby więcej dla Gryfonki. - I tak jestem na Ciebie zła...
    W ciemnej sali spędzili jeszcze jakieś pół godziny, rozmawiając o tym, co się stało. Eileen była zła na Dylana, ale widząc jak źle wpływa na niego powracające wspomnienie nie mogła go zostawić. W końcu razem udali się do lochów, a później każde do swojego dormitorium. Eileen już po chwili położyła się do łóżka, marząc o tym, by odpłynąć w kojący sen. Zasnęła jednak dopiero nad ranem.
* * *
    Annie obudziła ją niemal w ostatniej chwili, więc Ślizgonka zerwała się z łóżka, ubrała się w zawrotnym tempie. Nawet nie myśląc o śniadaniu pobiegła na eliksiry z profesorem Bain’em. Zdążyła wejść do klasy przed pojawieniem się nauczyciela. Peter już był. Rzuciła na niego okiem, po czym zajęła swoje stałe miejsce, nawet się nie odzywając. Dokładnie tak, jak miało to miejsce na początku roku. Po tym co się stało poprzedniego dnia nie miała ochoty z nim rozmawiać. On jako jedyny wiedział o niej wszystko. A tu okazuje się, że wie również Rose. I to w dodatku wykorzystuje to przeciw niej.
- Cześć... - usłyszała po chwili niepewny głos. Domyślała się jak wygląda. Niewyspana, zapuchnięte oczy i zła. Mieszanka wybuchowa. - Coś się stało?
    W pierwszej chwili Eileen go zignorowała. Jego pytanie jednak wyprowadziło ją z równowagi. Niewiele myśląc, zaczęła na niego wrzeszczeć.
- Czy coś się stało?! Już Ty dobrze wiesz, co się stało! Myślałam, że mogę Ci zaufać! - krzyczała, nie słuchając jego marnych tłumaczeń, czy zaprzeczeń. Sama nie wiedziała. - Jak to się stało, że Rose wie?! Nie, nie tłumacz się. Nawet nie chcę tego słuchać. Nienawidzę Cię.
    Ostatnie słowa wypowiedziała pod wpływem silnych emocji. Nie nienawidziła go. Nie potrafiła. Ale była na niego wściekła i mimo tego, jak bliski jej był, nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Zauważyła w jego oczach przebłysk bólu. Nie przejęła się tym. Zasłużył na to. Łzy cisnęły jej się do oczu, ale postanowiła, że będzie silna. Znów zajęła swoje miejsce, słysząc nauczyciela wchodzącego do sali. To ucięło kiepskie tłumaczenia Petera, których nawet nie słuchała. Nie zwróciła wcześniej uwagi na to, że wstała.
    Eileen całą lekcję była nieobecna, po kilku minutach starań sprowadzenia jej na ziemię nauczyciel dał sobie i jej spokój. Po zajęciach szybko wyszła z klasy, słysząc jak Peter podąża za nią, znów zaczynając swój monolog. Później wszystko zadziało się bardzo szybko. W jednej chwili Eileen trafiona jakimś zaklęciem leżała na podłodze, nie mogąc się ruszyć, a po chwili Rose pomagała jej wstać. Eileen podziękowała szybko i oddaliła się w stronę wielkiej sali. Mimo tego, że nie była głodna zjadła śniadanie i poszła na kolejną lekcję.


* * *

Rozdział z dedykiem dla Rose ;) 
Nie planowałam opisywać jak jej pomogła, ale jednak się na to zdecydowałam ;p

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 24

    Kiedy Eileen obudziła się w niedzielny poranek, była w mrocznym pokoju wspólnym Slytherinu. Obok niej, niezmiennie od poprzedniego wieczora znajdował się Dylan. Uśmiechnęła się. Pamiętała doskonale, jak poprzedniego dnia nie chcieli się rozstać. Wcześniej nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo brakuje jej przyjaciół. Z tego względu ten właśnie dzień postanowiła spędzić tylko z nimi.
    Dziewczyna usiadła na kanapie i przeciągnęła się. Rozejrzała się po ciemnym wnętrzu pomieszczenia. Płomień w kominku dogasał. W szkole nigdy nie budziły jej poranne promienie słońca. Trochę jej tego brakowało. Skierowała wzrok na swojego chłopaka i uśmiechnęła się. Jak na zawołanie Dylan się obudził. Przeciągnął się i wstał. Razem udali się na śniadanie do wielkiej sali, a później poszli prosto na błonia. Spędzili razem długi, przyjemny dzień. W międzyczasie dołączyła do nich Annie oraz kilkoro innych Ślizgonów.
* * *
    Kolejnych kilka dni minęło im na ciężkiej pracy. Nauczyciele zadawali jeszcze więcej niż zwykle. Tak więc pewnego dnia Eileen, zamiast pójść po lekcjach na obiad, udała się prosto do biblioteki. Zastała tam Rose, chociaż jej akurat by się tam nie spodziewała. Młoda Gryfonka miała o wiele mniej nauki, niż jej chłopak. A tym czasem to ona siedziała z nosem w książkach, a nie on. Ślizgonka czuła, że coś się stało poważnego. Poważniejszego niż trafienie Sylvii do św. Munga, która została trafiona Imperiusem. Eileen było przykro z jej powodu. Poza tym miała niemiłe przeczucie co do tego, kto mógł się przyczynić do tragedii dziewczyny. Przysiadła się do Rose, z miejsca słysząc, że to miejsce jest zajęte. Nie przejęła się tym. Zaczęła jej tłumaczyć, że cokolwiek Peter zrobił, nie chciał jej zranić. Oraz, że ich związek jest nieco bez sensu, gdyż chłopak w tym roku kończy szkołę i ich drogi się rozejdą. Rose jednak nie chciała słuchać.
- Oj, Ślizgonka mnie poucza? - zapytała z przekąsem. Eileen tylko przewróciła oczami.
- Nie. Ja również nie chcę, byś cierpiała. I... przykro mi z powodu Sylvii, straszny los ją spotkał.
- Nie wtrącaj w to moich przyjaciół! Za tym stoisz ty, albo jak mu tam? Dylan? Taka niby z ciebie Ślizgonka, a przyjaźni się z Gryfonem. Nawet w połowie nie jesteś podobna do Śligonów. Do tych swoich "przyjaciół". A jak tam twoja mama? Krukonką była z tego co mi wiadomo. Dobrze pamiętam? - z ust dziewczyny popłynął potok oskarżeń.
- Nie wtrącaj w to mojej rodziny, Ty... - odpowiedziała, szukając odpowiedniego przymiotnika. Gdy jednak takowego nie znalazła, wzruszyła tylko ramionami.
- Ty szlamo ? Może jestem szlamą, ale ja w porównaniu do ciebie nie wstydziłam się nigdy swoich rodziców mugoli, i nie ukrywam, tego, tak jak ty, że twoja mama to Krukonka a ojciec mugol. Może straciłam rodziców, ale nigdy się nich nie wstydziłam. Więcej nie mam ci do powiedzenia. A teraz wybacz chce się pouczyć. - tym sposobem Gryfonka ucięła rozmowę. Eileen pozostało tylko wyjść z biblioteki. Nie przejęła się za bardzo słowami dziewczyny. Zastanawiała się tylko, skąd ona o tym wszystkim wiedziała? Z całej szkoły wiedział o tym tylko Peter. No i nauczyciele.
    Nie minęło wiele czasu, kiedy znów spotkała Rose. Właśnie sprzeczała się z Dylanem o jakąś błahostkę.
- O widzę, że powiedziałaś już Dylanowi o pocałunku z Peterem? - zapytała chamsko Gryfonka, a widząc zszokowaną minę Eileen tylko uśmiechnęła się i odeszła.
- Ja... - zaczęła Ślizgonka, zastanawiając się w ogóle o co chodziło dziewczynie.
- Pocałunek z Peterem? - zapytał Dylan, dławiąc się ze śmiechu. Już po chwili tłumaczył dziewczynie, że niedawno, widząc zbliżającą się Rose, podrzucił na jej drogę bogina. Nie spodziewał się, że właśnie taką przybierze postać. Po chwili Eileen śmiała się wraz z nim. Póki rozmowa nie zeszła na inne tory. Powrócił temat Sylvii.

piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział 23

    Następnego dnia Eileen znów obudziła się przytulona do przyjaciela. Spojrzała na zegarek i poderwała się jak oparzona, tym samym zrzucając z siebie Pete’a. Kociak wylądował na ramieniu Gryfona. Chłopak uchylił powieki, rozejrzał się nieprzytomnie po pomieszczeniu i odwrócił się na drugi bok. Ślizgonka szturchnęła go w ramię, mówiąc, że pora wstać i poszła się ubrać. Kiedy wróciła do pokoju, niemal w pełni gotowa do wyjścia, obaj - i kot, i człowiek - wciąż spali. Pokręciła głową z niedowierzaniem i zabrała kołdrę. Zwinęła ją i ułożyła z brzegu łóżka. Kiedy to nie poskutkowało, zabrała również poduszkę.
- Wstawaj, bo następnym krokiem będzie zrzucenie Cię z łóżka - ostrzegła i wzięła kotka na ręce. Głaskała go chwilę, a później zaniosła do kuchni na śniadanie. Sama wzięła przygotowanego wcześniej przez ojca tosta i usiadła na blacie tuż koło lodówki. Wreszcie usłyszała nerwową krzątaninę dobiegającą z jej pokoju. Nie minęło kilka minut i Peter wszedł gotowy do kuchni, również wziął tosta, na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na przyjaciółce. Wspólnie dokończyli śniadanie, wzięli swoje rzeczy i kota, i deportowali się wprost pod bramę zamku. Rozstali się w Sali Wejściowej, zanieśli rzeczy do dormitoriów, po czym znów spotkali się, tym razem w sali od eliksirów.
* * *
    Luty minął czarodziejom jak z bicza strzelił, nadszedł marzec. Na zewnątrz wciąż było chłodno, a śnieg nadal nie znikał. Niewielu uczniom to przeszkadzało. Większość z nich każdą wolną chwilę spędzała na wygłupach na błoniach. Czasu wolnego było jednak niewiele, gdyż nauczyciele ich nie oszczędzali. Nad niektórymi wisiała już wizja końca roku, a wraz z nim egzaminy z sumów, czy owutemów. Te drugie dotyczyły Eileen, Petera oraz części ich przyjaciół. Mimo tego ta dwójka nie musiała się tym faktem zbytnio zadręczać. Eileen miała wiele z Krukonki - odziedziczyła po matce bardzo dobrą pamięć i zadziwiające chęci i tempo nauki. Poza tym jak na Ślizgonkę przystało, była bardzo ambitna. Peter natomiast może nie przepadał za nauką, ale wiele zapamiętywał z lekcji, oraz potrafił nieźle kombinować - mógł być spokojny o to, że sobie poradzi. Tak więc ta dwójka zyskiwała nieco więcej czasu dla siebie, niż pozostali uczniowie.
    Na najbliższy weekend zaplanowany był wypad do Hogsmeade. Dla większości uczniów był to moment wytchnienia. Takiej okazji nie mogli przepuścić. Z tego co Eileen udało się dowiedzieć na ten właśnie czas przypadały urodziny Rose. Z tego tytułu z góry założyła, że Peter nie będzie miał dla niej czasu. W żaden sposób jej to nie przeszkadzało. Nie była tak zaborcza jak Gryfonka. Tym sposobem w jej weekendowych planach znalazło się o wiele więcej czasu dla Dylana niż zwykle. Kiedy nie mieli dla siebie ani chwili bardzo za nim tęskniła, co ją samą zdziwiło.
    W sobotni poranek Eileen wstała trochę później, niż zwykle. Niespiesznie poszła do łazienki i ubrała się. Kiedy była gotowa do wyjścia spotkała się z Dylanem w pokoju wspólnym. Przez chwilę stała w wejściu do dormitorium, przyglądając się chłopakowi z rozchylonymi ustami. Tego dnia wyglądał jeszcze bardziej niesamowicie niż zwykle. Jego włosy jak zawsze były w nieładzie. I to w nich uwielbiała. Kiedy wreszcie mogła znów się ruszyć podeszła do niego wciąż nie odrywając od niego wzroku. Pocałowała go lekko na powitanie i razem udali się do wielkiej sali. Ku zaskoczeniu wszystkich podeszli do stołu Gryfonów, usiedli koło Petera i jego przyjaciół. Właśnie kończyli śniadanie, kiedy podeszła Rose. Jak zawsze zaczęła coś pyskować, ale nikt się tym nie przejął. Wszyscy byli w doskonałych humorach.
    Eileen wraz z Dylanem udała się do wioski. Przez większość dnia spacerowali, nawet nie zaglądając do żadnego sklepu. Zapasów z Miodowego Królestwa mieli jeszcze dużo, a pozostałe lokale ich nie interesowały. Na koniec dnia udali się jeszcze do Trzech Mioteł, wybrali stolik w rogu sali i zamówili kremowe piwo. Eileen zdjęła płaszcz i usiadła na szerokiej kanapie. To samo zrobił Dylan. Ślizgonka oparła głowę o jego ramię.
- Ostatnio mamy dla siebie bardzo mało czasu - zaczął Dylan, bawiąc się włosami dziewczyny. Nie chciał psuć jej nastroju po tak wspaniałym dniu, ale nie często się widywali.
- To się zmieni. Jak tylko przestaniesz udawać, że się uczysz, a zajmiesz się tym naprawdę. Wtedy pójdzie dwa razy szybciej, a i czas się znajdzie - odpowiedziała uśmiechając się. Sama też odczuwała boleśnie coraz dłuższe rozłąki.
- A może po prostu dasz mi korepetycje i tym sposobem nauczę się i spędzę z Tobą więcej czasu? - zapytał po chwili zamyślenia, wybuchając śmiechem. Dziewczyna chętnie się na to zgodziła. Widziała w tym jeszcze jedną korzyść - sama utrwalała swoją wiedzę.
    Eileen czuła, że mogłaby siedzieć tak jeszcze przez kilka godzin, ale musieli już wracać do szkoły. Zaczynało się ściemniać. Pozwoliła Dylanowi zapłacić, a tymczasem założyła płaszcz i razem wyszli na mroźne powietrze. Nieopodal stał Peter, przytulając Rose. Dziewczyna z początku nie była zbyt zachwycona tym faktem, coś było wyraźnie nie tak. Dopiero kiedy chłopak ją pocałował Gryfonka się rozluźniła. Ów widok zaskoczył parę Ślizgonów. Przez chwilę patrzyli na ten obrazek, a kiedy mieli już odejść Rose udała się w kierunku przyjaciółek, a Peter zauważył ich i podszedł. Ledwo zdążył przytulić Eileen, a usłyszeli oskarżycielski krzyk Gryfonki.
- Peter! Ufałam Ci!
    Ślizgonka niewiele myśląc popchnęła przyjaciela w kierunku zapłakanej dziewczyny. Złapała Dylana za rękę i pociągnęła go w stronę zamku.


* * *

Fragment z historią Petera znajdziecie tu: http://petergripple.blogspot.com/ kiedy już powstanie rozdział 18.
 Wiem, że dziś pisane w wielkim skcie, ale zależało mi na tym, żeby troszeczkę nadgonić, a nie mam jakoś specjalnie weny. 
Postaram się poprawić. :)

czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 22

Weekend minął czarodziejom bardzo szybko. Ledwo pojawili się w Londynie w sobotę przed południem, a już niedziela dobiegała końca. Oba te dni zeszły im na przyjemnej zabawie, rozmowach i śmianiu się. Jedno jednak wydarzenie rzuciło cień na cały ten wspaniały czas. Po spotkaniu z siostrą Peter popadł w melancholię. Mimo tego, że na kolacji śmiał się i żartował z Phillem, to Eileen i tak widziała, że coś jest nie w porządku. Gryfon nie mógłby tego przed nią ukryć, ostatnio rozumieli się bez słów. Jakby czytali sobie w myślach. Po kolacji bez słowa razem wzięli się za sprzątanie kuchni. Jak mogli dbali o to, aby ojciec dziewczyny się nie przemęczał. Mężczyzna tylko uśmiechnął się pod nosem w taki sposób, że dziewczyna zorientowała się, że coś ją ominęło. Spojrzała pytająco na Petera, lecz ten wzruszył tylko ramionami. Eileen pokręciła głową z lekkim niedowierzaniem. Zmówili się przeciw niej.
- Nie sądziłem, że zostaniecie, więc sprzątnąłem już materac... - zaczął Phill, po czym uśmiechnął się. - Ale chyba nie będzie Wam potrzebny.
    Po tych słowach mężczyzna opuścił pomieszczenie i poszedł się położyć. Eileen westchnęła. Schowała naczynia do szafek i udała się do łazienki. Tymczasem Peter wziął kota i poszedł prosto do pokoju dziewczyny i położył się na jej łóżku. Zwierzątko ułożyło się na jego brzuchu, ziewnęło i już po chwili odpłynęło w głęboki sen. Nie obudziło go ani skrzypnięcie łóżka, kiedy Zielonooka kładła się obok nich, ani jej dłoń, która na chwilę spoczęła na miękkim futerku na łebku Pete’a. Eileen spojrzała na Petera z troską i ciekawością.
- Co się stało? Tam, z siostrą? - zapytała niepewnie, patrząc chłopakowi w oczy. On oczywiście zaczął zaprzeczać, że cokolwiek się wydarzyło. Z pewnością ciężko było mu o tym mówić. Nie słysząc satysfakcjonującej odpowiedzi, Eileen kontynuowała. - Peter, martwię się. Wiem,  że coś się stało i nie zaprzeczaj. Chcę jakoś Ci pomóc, jeśli umiem...
    Dziewczyna namęczyła się, zanim udało jej się wyciągnąć cokolwiek z chłopaka, a kiedy już dała radę, to, co usłyszała przeraziło ją. Okazało się, że jego siostra znalazła sobie chłopaka, on z nią zamieszkał i w jej życiu zabrakło już miejsca dla Petera. Nawet nie próbowała go przepraszać... Zachowała się jak... Gorzej niż Ślizgon. Uczniowie Slytherinu może nie są zbyt uczuciowi i czuli na cierpienie innych, ale w rodzinie trzymają się razem. Mimo tego, że Eileen nie była typową Ślizgonką, wiedziała to. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć przyjacielowi, więc tylko go przytuliła.
- Nie przejmuj się... - zaczęła niepewnie. - Masz jeszcze przyjaciół, którzy nigdy Cię nie zostawią. Mnie, Toma, może nawet Rose... Wierz mi, nikt nie ma idealnie i kolorowo. Mi dopiero niedawno zaczęło się układać...
    I opowiedziała mu swoją historię. O tym, jak jej matka Krukonka zniknęła, kiedy Eileen była w trzeciej klasie. O brutalnym zderzeniu z rzeczywistością, kiedy po wakacjach zamiast wrócić do domu, który już nie istniał,  zmuszona była zamieszkać u ojca mugola. Opowiedziała, jak mijały jej każde kolejne wakacje u ojca, kiedy jak najmniej czasu spędzała w domu, uciekała, byle dalej. Widziała malujące się na twarzy Petera zdziwienie. Jak to możliwe, że taki fajny facet jak Phill przez wiele lat w ten sposób traktował swoją córkę? Nie mówiąc już o zapewnieniu jej dogodnych warunków. Jak mógł nie zauważyć, że pewnego roku wydarzyło się coś złego? Kiedy jego córka cudem obroniła się przed starszym chłopakiem, który próbował się do niej dobierać. Była wtedy jeszcze mała. I była z tym sama. A później wszystko zaczęło się układać. Kończąc swoją opowieść Eileen zalana była łzami. Gryfon był pierwszą i jedyną osobą, która poznała jej historię. Nikomu nie opowiadała o sobie i swojej przeszłości, nawet przyjaciołom. Wiedzieli tyle, ile musieli wiedzieć. Że mieszkała z ojcem, o jego wypadku. Ale nic poza tym. Poza Peterem nikt inny nie poznał całej prawdy o Ślizgonce. O tym, co przeżywała z ojcem i o jej matce.
- Opowiedz mi o swoim życiu... - poprosiła przez łzy, przytulając się do przyjaciela. Chciała teraz poznać jego historię. Od początku. Czuła, że może mu ulżyć, kiedy się tym podzieli. Ona sama mimo, że wracała pamięcią do tych koszmarnych lat ze swojego życia, jakoś sobie z tym radziła. Czuła, że nie jest sama. Wystarczyła sama obecność Petera, żeby podnieść ją na duchu.

środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 21

Kociak w pudełku spał słodko,‭ ‬a Peter wpatrywał się w niego jak urzeczony.‭ ‬Zwierzątko było rude‭ ‬-‭ ‬tak samo jak właściciel,‭ ‬i miało takie same zielone oczy.‭ ‬Eileen,‭ ‬kiedy wpadła na pomysł kupienia mu kota,‭ ‬nie pomyślała,‭ ‬że trafi tak idealnie.‭ ‬Planowała wybrać tego kotka,‭ ‬który będzie najładniejszy,‭ ‬bez względu na kolor.‭ ‬Kiedy zobaczyła Pete’a,‭ ‬nie mogła się oprzeć,‭ ‬żeby nie kupić właśnie jego.‭ ‬Pete,‭ ‬bo tak właśnie nazwała kotka,‭ ‬właśnie się obudził i wpatrywał się swoimi zielonymi oczami w nowego właściciela.
-‭ ‬Ma na imię Pete‭ ‬-‭ ‬oznajmiła dziewczyna,‭ ‬uśmiechając się niewinnie.‭ ‬Tak postanowiła już w piątkowe popołudnie.‭ ‬Tego dnia po lekcjach wybrała się do Londynu po prezent i odwiedziła ojca.‭ ‬Posiedziała u niego jakiś czas,‭ ‬zostawiła instrukcje odnośnie kotka i wróciła do szkoły.
‭ ‬-‭ ‬No proszę,‭ ‬moja kocia wersja.‭ ‬Te same oczy i włosy.‭ ‬Jeszcze tylko poczucia humoru brakuje‭ ‬-‭ ‬Gryfon uśmiechnął się,‭ ‬a Ślizgonka tylko przewróciła oczami.
-‭ ‬Ooo i skromności‭ ‬-‭ ‬odgryzła się.‭ ‬Chłopak tylko uśmiechnął się szerzej,‭ ‬wziął pudełko i zniknął za drzwiami jej pokoju.‭ ‬Eileen posprzątała po kolacji,‭ ‬wzięła szybki prysznic i śladem Petera udała się do sypialni.‭ ‬Chłopak już leżał na przygotowanym wcześniej przez jej ojca materacu,‭ ‬a obok w pudełku przysypiał Pete.‭ ‬Dziewczyna przeciągnęła się,‭ ‬przymknęła okno i położyła się do łóżka.
‭    ‬Błogi stan,‭ ‬znajdujący się pomiędzy jawą a snem przerwał jej Gryfon,‭ ‬który zakradł się do jej łóżka i ułożył obok na poduszce.‭ ‬Eileen otworzyła oczy.‭ ‬Chłopak nie zdążył nawet do końca powiedzieć‭ “‬no hej‭”‬,‭ ‬kiedy znalazł się na podłodze.‭ ‬Usiadła gwałtownie,‭ ‬podniesionym głosem i ze złością pytając,‭ ‬co on robi.‭ ‬Przyjaciel tylko ją uciszył,‭ ‬wstał i rzucił się z ogromną siłą na łóżko.‭ ‬Drewniany stelaż łóżka przyjął ciężar ciała chłopaka z głuchym skrzypnięciem,‭ ‬a Eileen aż podskoczyła.‭ ‬Westchnęła,‭ ‬wiedząc,‭ ‬że nic więcej nie wskóra i owinęła się szczelniej kołdrą.‭ ‬Ignorując obecność chłopaka,‭ ‬poszła spać.
‭    ‬Rano dziewczyna obudziła się przytulona do Gryfona,‭ ‬Pete leżał obok swojego pana na poduszce,‭ ‬patrząc na nich wielkimi oczami.‭ ‬Z kuchni dało się słyszeć krzątanie Philla.‭ ‬Eileen westchnęła tylko i znów zamknęła oczy.‭ ‬Po chwili jednak je otworzyła.‭ ‬Było jej wygodnie i ciepło,‭ ‬ale śniadanie za pewne już było gotowe,‭ ‬a na zegarku wiszącym na ścianie dochodziła godzina dziesiąta.‭ ‬Dziewczyna z niechęcią usiadła na łóżku i przeciągnęła się.‭ ‬Nie dane jednak było jej wstać.‭ ‬Poczuła rękę Petera,‭ ‬obejmującą ją w pasie i po chwili znów leżała obok niego.‭ ‬Ułożyła się wygodnie na wznak i‭ “‬niechcący‭” ‬uderzyła przyjaciela łokciem,‭ ‬zakładając ręce za głowę.‭ ‬Pete również był przeciwko niej,‭ ‬bo gdy tylko znów się położyła,‭ ‬wstał ze swojego miejsca,‭ ‬z trudem wgramolił się na Gryfona,‭ ‬po czym niezdarnie skoczył na Eileen i ułożył się na jej brzuchu.‭ ‬Dziewczyna ponownie westchnęła i przewróciła oczami.
-‭ ‬No dobrze,‭ ‬jeszcze chwilkę...‭ ‬-‭ ‬powiedziała,‭ ‬ziewając i ułożyła się wygodniej,‭ ‬zaczęła głaskać kota,‭ ‬a wolną ręką pociągnęła Petera za włosy.‭ ‬-‭ ‬Za pięć minut ma Cię tu nie być,‭ ‬albo wylądujesz na podłodze,‭ ‬znowu.
‭    ‬Po kilku minutach groźba dziewczyny doszła do skutku‭ ‬-‭ ‬nie było innej możliwości pozbycia się chłopaka z łóżka,‭ ‬jak tylko go z niego zrzucić.‭ ‬W chwili,‭ ‬kiedy rudzielec wylądował na podłodze,‭ ‬Eileen poczuła pazurki przebijające materiał piżamy i wbijające się we wrażliwą skórę na jej brzuchu.‭ ‬Pokręciła głową i odczepiła kociaka od swojego ubrania.‭ ‬Wraz z nim na rękach udała się do kuchni na śniadanie.‭ ‬Położyła Pete’a na małej poduszeczce,‭ ‬znajdującej się w kącie kuchni.‭ ‬Tuż obok niej stały dwie miseczki ze śniadaniem dla zwierzaka.‭ ‬Sama,‭ ‬nie przejmując się swoim strojem usiadła przy stole,‭ ‬ponownie ziewając.‭ ‬Ojciec postawił przed nią kubek gorącego kakao i sam również usiadł,‭ ‬dziwnie się jej przyglądając.‭ ‬Eileen natychmiast zrozumiała aluzję‭ ‬-‭ ‬Phill był w jej pokoju,‭ ‬kiedy jeszcze spała.‭ ‬Wzruszyła tylko ramionami i spojrzała ojcu w oczy.
-‭ ‬Próby zrzucenia go z łóżka spełzły na niczym‭ ‬-‭ ‬oznajmiła,‭ ‬śmiejąc się,‭ ‬kiedy Peter siadał przy stole,‭ ‬już w pełni ubrany.‭ ‬Posłała mu ironiczne spojrzenie.‭ ‬Śniadanie zjedli w miłej atmosferze,‭ ‬rozmawiając i śmiejąc się.‭ ‬W pewnej chwili Pete,‭ ‬już najedzony,‭ ‬podszedł do swojego pana i,‭ ‬wczepiając się pazurkami w jego spodnie,‭ ‬wdrapał mu się na kolana,‭ ‬kilkakrotnie przy tym zjeżdżając na podłogę.‭ ‬Później Eileen zostawiła mężczyzn samych i poszła się ubrać.‭ ‬W łazience czekały przygotowane przez nią wcześniej ubrania.‭ ‬Założyła je,‭ ‬umyła zęby i nałożyła delikatny makijaż.‭ ‬Już miała wychodzić z łazienki,‭ ‬ale naszła ją pewna myśl.‭ ‬Uniosła bluzkę,‭ ‬odsłaniając brzuch i spojrzała na lekko zaróżowione ślady czterech par pazurków.‭
-‭ ‬Do wieczora powinno zniknąć‭ ‬-‭ ‬zawyrokowała i uśmiechnęła się.‭ ‬Poszła z powrotem do kuchni.‭ ‬-‭ ‬Peter,‭ ‬gotowy do wyjścia‭?
    Pół godziny później byli już na dworze i spacerowali ulicami miasta.‭ ‬Doszli do parku,‭ ‬który o tej porze roku był zupełnie biały.‭ ‬Alejek niemal nie było widać.‭ ‬Puch,‭ ‬znajdujący się na każdym drzewie,‭ ‬ławce,‭ ‬czy każdym kawałku ziemi srebrzył się w porannych promieniach słońca.‭ ‬Ludzie spacerowali leniwie,‭ ‬rozkoszując się niedzielnym,‭ ‬zimowym porankiem.‭ ‬Od czasu do czasu ich oczom ukazywał się jakiś pies,‭ ‬skaczący radośnie i co rusz nurkujący w śniegu.‭ ‬Raz udało im się zobaczyć wiewiórkę,‭ ‬szukającą jesiennych zapasów pod jednym z największych drzew.‭ ‬Koło nich przebiegła banda dzieciaków,‭ ‬będąca w trakcie wojny na śnieżki.‭ ‬Aura była iście bajkowa,‭ ‬a efekt oszałamiający.‭ ‬Przyjaciele kluczyli zaśnieżonymi alejkami rozmawiając i śmiejąc się.‭ ‬W pewnej chwili Eileen wpadła na szalony pomysł‭ ‬-‭ ‬wepchnęła Petera w ogromną zaspę,‭ ‬a sama zaczęła uciekać ile sił w nogach,‭ ‬byle tylko uniknąć jego zemsty.‭ ‬Niestety,‭ ‬chłopak już po krótkiej chwili ją dogonił.‭ ‬Rzucił się na nią i razem z nią wpadł w śnieg.‭ ‬Ona niewiele myśląc przeturlała się nad nim,‭ ‬przygwoździła do ziemi i zaczęła przysypywać go śniegiem.‭ ‬Gryfon o dziwo nie protestował,‭ ‬oboje cały czas się śmiali.‭ ‬Kiedy skończyła,‭ ‬wygładziła tylko powierzchnię śniegu,‭ ‬aby wyglądał na nieruszony.‭ ‬Wstała z klęczek,‭ ‬by obejrzeć swoje dzieło.‭ ‬Jedyny dowód na obecność Petera w śniegu stanowił fragment jego buta,‭ ‬znajdujący się poza przykrywającą go hałdą śniegu.
‭    ‬Eileen usłyszała głosy za sobą.‭ ‬Odwróciła się.‭ ‬To znów dzieciaki,‭ ‬nieco tylko młodsze od nich,‭ ‬pojawiły się na horyzoncie i zbliżały się niebezpiecznie i bardzo szybko.‭ ‬Zielonooka schyliła się,‭ ‬unikając oberwania śnieżką.‭ ‬Spojrzała na but Petera,‭ ‬później znów na rozwrzeszczaną i roześmianą młodzież i wydała z siebie pisk przerażenia.
-‭ ‬Tu...‭ ‬Tu chyba ktoś jest‭! ‬-‭ ‬powiedziała,‭ ‬zduszonym głosem,‭ ‬zakrywając usta dłonią.‭ ‬Dzieciaki zaraz zgromadziły się wokół niej,‭ ‬przyglądając się‭  ‬jej‭ “‬znalezisku‭”‬.‭ ‬Jeden z odważniejszych chłopaków szturchnął lekko nogą wystający ze śniegu but.‭ ‬Nic się nie stało.‭ ‬Delikatnie odsunął ręką część śniegu,‭ ‬a ich oczom ukazał się kawałek nogawki.‭ ‬Reszta wokół zaczęła szeptać‭ ‬-‭ ‬to nie tylko but,‭ ‬ktoś tam leżał.‭ “‬On żyje‭?" ‬-‭ ‬dało się słyszeć dramatyczny szept jednej z dziewczyn.‭ ‬Chłopak ponownie szturchnął nogą but,‭ ‬tym razem nieco mocniej.‭ ‬W tej chwili Peter,‭ ‬doskonale rozumiejąc intencje przyjaciółki,‭ ‬wyskoczył ze śniegu,‭ ‬wrzeszcząc ile sił w płucach.‭ ‬Nawet Eileen nieco się wystraszyła,‭ ‬na ułamek sekundy stanęło jej serce.‭ ‬Nastolatki natomiast,‭ ‬bez wyjątku,‭ ‬zaczęły się drzeć z przerażenia i co niektórzy uciekać.‭ ‬Siódmoklasiści przez następne kilka minut zanosili się śmiechem.‭ ‬Zaraz po tym dołączyli do wznowionej bitwy na śnieżki.‭ ‬Bawili się doskonale.
‭    ‬Wracając spotkali siostrę Petera z chłopakiem.‭ ‬Eileen udała zainteresowanie torebką widniejącą na wystawie sklepu,‭ ‬który znajdował się obok i zniknęła w jego wnętrzu,‭ ‬dając Peterowi trochę prywatności.‭ ‬Zanim wszedł po nią do środka,‭ ‬zdążyła się nieźle wynudzić.‭ ‬Na obiad wracali już w ponurym milczeniu.‭ ‬Gryfon nie mówił,‭ ‬co się stało,‭ ‬a Eileen nie pytała.‭ ‬Nie chciała się narzucać.‭ ‬Atmosfera przy przepysznym spaghetti Philla uległa znacznej poprawie.‭ ‬Pozostała część dnia minęła czarodziejom bardzo miło w towarzystwie ojca Eileen.‭ ‬Do szkoły postanowili wrócić rano,‭ ‬prosto na lekcje.