Kociak w pudełku spał słodko, a Peter wpatrywał się w niego jak
urzeczony. Zwierzątko było rude - tak samo jak właściciel, i
miało takie same zielone oczy. Eileen, kiedy wpadła na pomysł
kupienia mu kota, nie pomyślała, że trafi tak idealnie. Planowała
wybrać tego kotka, który będzie najładniejszy, bez względu na
kolor. Kiedy zobaczyła Pete’a, nie mogła się oprzeć, żeby nie
kupić właśnie jego. Pete, bo tak właśnie nazwała kotka, właśnie
się obudził i wpatrywał się swoimi zielonymi oczami w nowego
właściciela.
- Ma na imię Pete - oznajmiła dziewczyna, uśmiechając się
niewinnie. Tak postanowiła już w piątkowe popołudnie. Tego dnia po
lekcjach wybrała się do Londynu po prezent i odwiedziła ojca.
Posiedziała u niego jakiś czas, zostawiła instrukcje odnośnie kotka i
wróciła do szkoły.
- No proszę, moja kocia wersja. Te same oczy i włosy.
Jeszcze tylko poczucia humoru brakuje - Gryfon uśmiechnął się, a
Ślizgonka tylko przewróciła oczami.
- Ooo i skromności - odgryzła się. Chłopak tylko uśmiechnął
się szerzej, wziął pudełko i zniknął za drzwiami jej pokoju. Eileen
posprzątała po kolacji, wzięła szybki prysznic i śladem Petera udała
się do sypialni. Chłopak już leżał na przygotowanym wcześniej przez
jej ojca materacu, a obok w pudełku przysypiał Pete. Dziewczyna
przeciągnęła się, przymknęła okno i położyła się do łóżka.
Błogi stan, znajdujący się pomiędzy jawą a snem przerwał jej
Gryfon, który zakradł się do jej łóżka i ułożył obok na poduszce.
Eileen otworzyła oczy. Chłopak nie zdążył nawet do końca powiedzieć
“no hej”, kiedy znalazł się na podłodze. Usiadła gwałtownie,
podniesionym głosem i ze złością pytając, co on robi. Przyjaciel
tylko ją uciszył, wstał i rzucił się z ogromną siłą na łóżko.
Drewniany stelaż łóżka przyjął ciężar ciała chłopaka z głuchym
skrzypnięciem, a Eileen aż podskoczyła. Westchnęła, wiedząc, że
nic więcej nie wskóra i owinęła się szczelniej kołdrą. Ignorując
obecność chłopaka, poszła spać.
Rano dziewczyna obudziła się przytulona do Gryfona, Pete
leżał obok swojego pana na poduszce, patrząc na nich wielkimi oczami.
Z kuchni dało się słyszeć krzątanie Philla. Eileen westchnęła tylko i
znów zamknęła oczy. Po chwili jednak je otworzyła. Było jej
wygodnie i ciepło, ale śniadanie za pewne już było gotowe, a na
zegarku wiszącym na ścianie dochodziła godzina dziesiąta. Dziewczyna z
niechęcią usiadła na łóżku i przeciągnęła się. Nie dane jednak było
jej wstać. Poczuła rękę Petera, obejmującą ją w pasie i po chwili
znów leżała obok niego. Ułożyła się wygodnie na wznak i “niechcący”
uderzyła przyjaciela łokciem, zakładając ręce za głowę. Pete
również był przeciwko niej, bo gdy tylko znów się położyła, wstał ze
swojego miejsca, z trudem wgramolił się na Gryfona, po czym
niezdarnie skoczył na Eileen i ułożył się na jej brzuchu. Dziewczyna
ponownie westchnęła i przewróciła oczami.
- No dobrze, jeszcze chwilkę... - powiedziała, ziewając i
ułożyła się wygodniej, zaczęła głaskać kota, a wolną ręką pociągnęła
Petera za włosy. - Za pięć minut ma Cię tu nie być, albo
wylądujesz na podłodze, znowu.
Po kilku minutach groźba dziewczyny doszła do skutku - nie
było innej możliwości pozbycia się chłopaka z łóżka, jak tylko go z
niego zrzucić. W chwili, kiedy rudzielec wylądował na podłodze,
Eileen poczuła pazurki przebijające materiał piżamy i wbijające się we
wrażliwą skórę na jej brzuchu. Pokręciła głową i odczepiła kociaka od
swojego ubrania. Wraz z nim na rękach udała się do kuchni na
śniadanie. Położyła Pete’a na małej poduszeczce, znajdującej się w
kącie kuchni. Tuż obok niej stały dwie miseczki ze śniadaniem dla
zwierzaka. Sama, nie przejmując się swoim strojem usiadła przy
stole, ponownie ziewając. Ojciec postawił przed nią kubek gorącego
kakao i sam również usiadł, dziwnie się jej przyglądając. Eileen
natychmiast zrozumiała aluzję - Phill był w jej pokoju, kiedy
jeszcze spała. Wzruszyła tylko ramionami i spojrzała ojcu w oczy.
- Próby zrzucenia go z łóżka spełzły na niczym - oznajmiła,
śmiejąc się, kiedy Peter siadał przy stole, już w pełni ubrany.
Posłała mu ironiczne spojrzenie. Śniadanie zjedli w miłej
atmosferze, rozmawiając i śmiejąc się. W pewnej chwili Pete, już
najedzony, podszedł do swojego pana i, wczepiając się pazurkami w
jego spodnie, wdrapał mu się na kolana, kilkakrotnie przy tym
zjeżdżając na podłogę. Później Eileen zostawiła mężczyzn samych i
poszła się ubrać. W łazience czekały przygotowane przez nią wcześniej
ubrania. Założyła je, umyła zęby i nałożyła delikatny makijaż. Już
miała wychodzić z łazienki, ale naszła ją pewna myśl. Uniosła
bluzkę, odsłaniając brzuch i spojrzała na lekko zaróżowione ślady
czterech par pazurków.
- Do wieczora powinno zniknąć - zawyrokowała i uśmiechnęła
się. Poszła z powrotem do kuchni. - Peter, gotowy do wyjścia?
Pół godziny później byli już na dworze i spacerowali ulicami
miasta. Doszli do parku, który o tej porze roku był zupełnie biały.
Alejek niemal nie było widać. Puch, znajdujący się na każdym
drzewie, ławce, czy każdym kawałku ziemi srebrzył się w porannych
promieniach słońca. Ludzie spacerowali leniwie, rozkoszując się
niedzielnym, zimowym porankiem. Od czasu do czasu ich oczom ukazywał
się jakiś pies, skaczący radośnie i co rusz nurkujący w śniegu. Raz
udało im się zobaczyć wiewiórkę, szukającą jesiennych zapasów pod
jednym z największych drzew. Koło nich przebiegła banda dzieciaków,
będąca w trakcie wojny na śnieżki. Aura była iście bajkowa, a efekt
oszałamiający. Przyjaciele kluczyli zaśnieżonymi alejkami rozmawiając
i śmiejąc się. W pewnej chwili Eileen wpadła na szalony pomysł -
wepchnęła Petera w ogromną zaspę, a sama zaczęła uciekać ile sił w
nogach, byle tylko uniknąć jego zemsty. Niestety, chłopak już po
krótkiej chwili ją dogonił. Rzucił się na nią i razem z nią wpadł w
śnieg. Ona niewiele myśląc przeturlała się nad nim, przygwoździła do
ziemi i zaczęła przysypywać go śniegiem. Gryfon o dziwo nie
protestował, oboje cały czas się śmiali. Kiedy skończyła,
wygładziła tylko powierzchnię śniegu, aby wyglądał na nieruszony.
Wstała z klęczek, by obejrzeć swoje dzieło. Jedyny dowód na
obecność Petera w śniegu stanowił fragment jego buta, znajdujący się
poza przykrywającą go hałdą śniegu.
Eileen usłyszała głosy za sobą. Odwróciła się. To znów
dzieciaki, nieco tylko młodsze od nich, pojawiły się na horyzoncie i
zbliżały się niebezpiecznie i bardzo szybko. Zielonooka schyliła
się, unikając oberwania śnieżką. Spojrzała na but Petera, później
znów na rozwrzeszczaną i roześmianą młodzież i wydała z siebie pisk
przerażenia.
- Tu... Tu chyba ktoś jest! - powiedziała, zduszonym
głosem, zakrywając usta dłonią. Dzieciaki zaraz zgromadziły się
wokół niej, przyglądając się jej “znalezisku”. Jeden z
odważniejszych chłopaków szturchnął lekko nogą wystający ze śniegu but.
Nic się nie stało. Delikatnie odsunął ręką część śniegu, a ich
oczom ukazał się kawałek nogawki. Reszta wokół zaczęła szeptać -
to nie tylko but, ktoś tam leżał. “On żyje?" - dało się słyszeć
dramatyczny szept jednej z dziewczyn. Chłopak ponownie szturchnął
nogą but, tym razem nieco mocniej. W tej chwili Peter, doskonale
rozumiejąc intencje przyjaciółki, wyskoczył ze śniegu, wrzeszcząc
ile sił w płucach. Nawet Eileen nieco się wystraszyła, na ułamek
sekundy stanęło jej serce. Nastolatki natomiast, bez wyjątku,
zaczęły się drzeć z przerażenia i co niektórzy uciekać.
Siódmoklasiści przez następne kilka minut zanosili się śmiechem.
Zaraz po tym dołączyli do wznowionej bitwy na śnieżki. Bawili się
doskonale.
Wracając spotkali siostrę Petera z chłopakiem. Eileen udała
zainteresowanie torebką widniejącą na wystawie sklepu, który znajdował
się obok i zniknęła w jego wnętrzu, dając Peterowi trochę
prywatności. Zanim wszedł po nią do środka, zdążyła się nieźle
wynudzić. Na obiad wracali już w ponurym milczeniu. Gryfon nie
mówił, co się stało, a Eileen nie pytała. Nie chciała się
narzucać. Atmosfera przy przepysznym spaghetti Philla uległa znacznej
poprawie. Pozostała część dnia minęła czarodziejom bardzo miło w
towarzystwie ojca Eileen. Do szkoły postanowili wrócić rano, prosto
na lekcje.
Ej! ty! Kurcze! Ca ja ci mowilam na temat jakichs ostrzejszych kawalkow!? A ONI TYLKO SPALI I SIE PRZYTULALI! nOSZ KURCZE! jUZ MYSLALAM ZE WIESZ..... NO...... I gdzie tem moj minimum namietny pocalunek????????? ;/ ale anywayyyyy
OdpowiedzUsuńahahahhahahahahahhahahahahahhahahahhahaha biedne dzieci ale i tak hahahahahhahahahahahahhahahahahahhaahha tez tak zrobi jak bedzie duzo sniegu (czyli nie zrobie bo w angli jestem) ale nevermind :D ciekawe co sie s siastra Petera stalo? HMMMMMM