niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 28

    Zbliżał się kolejny weekend, a wraz z nim mecz Quidditcha. Gryfoni przeciwko Krukonom. Eileen nie miała wątpliwości, komu kibicować. Mimo tego, że drużyna Kotów była sporym zagrożeniem dla Węży, to właśnie za nich trzymała kciuki. Wiedziała, że w drużynie graja Peter. I Tom. I była świadoma tego, że są świetni. W ciągu tego tygodnia prawie się z nimi nie widywała, przez wzgląd na ciągłe treningi, którymi Peter katował swoją drużynę. Od czasu do czasu Eileen zamiast szwendać się bez celu po błoniach, siadała na trybunach i przyglądała się treningom. Sama już od jakiegoś czasu nie była w drużynie. W ciągu swojej sportowej kariery grała na różnych pozycjach i radziła sobie świetnie. W końcu porzuciła drużynę na rzecz młodszych uczniów, którzy zasługiwali na swoją szansę. Sama tę szansę, którą dostała lata wcześniej, doskonale wykorzystała, dzięki swoim umiejętnością zapisując się na kartach historii szkoły, jako jedna z najlepszych. Po odejściu skupiła się na nauce i obowiązkach prefekta. Czasami pojawiała się na treningach swojej drużyny, żeby przypomnieć sobie o starych dobrych czasach, albo za namową nowej kapitan, by pokazać kilka skutecznych tricków.
    W dzień poprzedzający mecz prace domowe odrobiła zaraz po zajęciach. Nie lubiła zostawiać ich na weekend, więc za wszelką cenę robiła je w piątkowy wieczór, nie raz i nie dwa zarywając przez to pół nocy. Jej przyjaciele byli już do tego przyzwyczajeni. Tym razem jej rocznik nie miał wiele zadane, więc popołudnie spędziła wraz ze swoimi Gryfońskimi przyjaciółmi. Spotkała się z nimi w Wielkiej Sali, by życzyć im powodzenia, gdyby mieli się nie spotkać rano przed meczem, a została na dłużej.
    Kiedy uczniowie zaczęli się rozchodzić do swoich dormitoriów, Eileen, Peter, ze swoim kotem na rękach, i Tom wybrali się wspólnie do Pokoju Życzeń. Pomieszczenia znajdującego się na siódmym piętrze, które przybierało dowolną formę, w zależności od tego, jakiej właśnie potrzebował dany czarodziej. W ich wypadku był to niewielki pokoik, zdolny pomieścić najwyżej koło dziesięciu osób. Wnętrze było przytulne, pod dwoma ścianami znajdowały się kanapy, pomiędzy nimi piętrzył się stos poduszek, a koło kominka pod trzecią ścianą stała szafka, pełna najróżniejszych słodyczy. Uczniów nie trzeba było długo zapraszać do środka. Gryfoni bez wahania wpadli do środka, zajmując sobie najlepsze miejsca - zarówno Tom, jak i Peter uwalili się na kanapach. Rudy kociak z przestrachem wyrwał się z ramion właściciela i uciekł w kąt pokoju. Eileen tylko przewróciła oczami, wzięła sobie poduszkę i usiadła, opierając się plecami o kanapę, na której znajdował się blondyn. Przez kilka minut nawoływała kociaka, nim ten odważył się wyjść z ukrycia. Kiedy już to zrobił, ułożył się na jej kolanach. W ciągu kolejnych kilku chwil usnął, nie przestając cicho mruczeć.
    Ku zaskoczeniu towarzyszy w pewnej chwili Eileen wyciągnęła z torby butelkę Ognistej Whisky, szczerząc się przy tym.
- Skąd Ty bierzesz te wszystkie flaszki? - zapytał Peter śmiejąc się, a widząc pytające spojrzenie Toma, dodał. - Ona zawsze wyciąga z torby i po kilka butelek.
- To nic takiego. Kilka przydatnych zaklęć plus niezłe zapasy - odparła skromnie Eileen, otwierając butelkę i biorąc solidny łyk. Podała trunek Peterowi, który uczynił to samo, a następnie podał dalej do blondyna. W końcu Ognista wróciła w ręce Ślizgonki. W ten sposób butelka zaliczyła kilka rundek z rąk do rąk, później Eileen dobyła kolejną. Rozmowom i wygłupom nie było końca. Gryfoni z żalem stwierdzili, że przyjaciółka nie ma przy sobie więcej Whisky. Ale nawet to było dla nich powodem do śmiechu. Nawet brak powodu był dla nich doskonałym powodem do rechotania przez kolejne pięć minut. Eileen czuła, że następnego dnia może niewiele pamiętać. Chyba, że znajdzie w torbie resztki eliksiru na kaca. Miał tę dziwną właściwość przywracającą pamięć. W przeciwieństwie do zwykłego eliksiru przeciwbólowego, który również przynosił skutki.
    Był środek nocy, kiedy Gryfoni uznali, że pora pójść spać. Nie było szansy, że dotrą do pokoju wspólnego, więc, z niemałym trudem, poukładali poduszki na podłodze i ułożyli się po obu stronach Eileen. W pewnej chwili uznali, że jest im gorąco. Obaj zdjęli koszulki, ukazując umięśnione klatki piersiowe. Do tego samego próbowali nakłonić Eileen. Dziewczyna tylko przewróciła oczami. Nawet gdyby chciała się zgodzić, to nie miała możliwości się ruszyć, gdyż teraz Pete leżał jej na brzuchu, wbijając jej pazurki przy każdej próbie zmiany pozycji. Tom chciał wygonić kotka, za co tylko dostał od Leen po łapach. A Pete tylko na niego prychnął, marszcząc przy tym śmiesznie nosek. Chłopak jednak zbytnio się tym nie przejął. Peter nie zważając na kota, wsunął dłoń pod bluzkę dziewczyny, odkrywając jej brzuch. Jednocześnie wtulił twarz w jej włosy, a dziewczyna poczuła jego gorący, przesiąknięty alkoholem oddech na szyi. Po chwili dziewczyna nie wiedziała, gdzie kończą się ręce Petera, a zaczynają Toma. Powoli przestawało ją to obchodzić, traciła kontakt ze światem.
    Rano obudził ją wewnętrzny zegar. Ze zdziwieniem spostrzegła, że nie może się podnieść. Jej umysł pracował na zwolnionych obrotach. Z trudem udało jej się ustalić gdzie się znajduje i jak się tam znalazła. Kolejnych kilka minut zajęło jej zorientowanie się, jaki jest dzień tygodnia. Mecz! Ta myśl uderzyła w nią z siłą tornada. Znów spróbowała się podnieść, jednak nie dała rady. Spróbowała się zorientować w sytuacji. Jej głowa znajdowała się na brzuchu Toma, Pete leżał tuż nad jej ramieniem, jej ciało natomiast przygwożdżone było do podłogi ciałem Petera. Jęknęła cicho, próbując zrzucić z siebie chłopaka. Wszelkie próby jednak szły na marne, gdyż rudy spał kamiennym snem, a jego bezwładne ciało było dla drobnej dziewczyny zbyt ciężkie. Niewiele myśląc, ugryzła Gryfona w ucho. Peter z zaskoczeniem poderwał głowę. Przez chwilę parzył przyjaciółce w oczy, po czym przysunął się niebezpiecznie blisko. Tak, że jego usta zawisły tuż nad jej ustami.
- Zemszczę się - wyszeptał groźnie, pochylając się jeszcze niżej. Ich usta zetknęły się zaledwie na sekundę. Eileen odwróciła głowę.
- Mecz! - wrzasnęła, po czym Peter poderwał się. Ona zaczęła szukać w torbie eliksiru na kaca, a on próbował obudzić Toma.


* * *

Końcówka specjalnie dla Ciebie, Lexie <3 Zadowolona?

4 komentarze:

  1. Omgomgomgomgomgomg!!!!!! They kissed!!!!! :D dzięki dzięki dzięki dzięki dzięki!! Nareszcie!!! I wgl!!! Upili sie i potem sie pocalowali, nie wazne ze przez aekunde ale sie pocalowali!!!!!!!!!!!!!!!!! Huraaa ! Szczerze to jest chyba twoja najlepsza najlepszą notka, nie tylko dlatego ze sie pocalowali ale ogólnie sposob w jaki jest napisana jest świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie zgadzam się z poprzedniczką. Ewciu, wreszcie zaczynasz wprawiać nasz plan w życie ^.^ Cieszę się że ktoś w końcu namówił cię do napisania takiej sceny. Parę literówek jest, ale rozdział wspaniały, z resztą jak wszystkie inne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łiii, w końcuu. Też mnie nieco zastanawiało skąd Eileen ma tyle Ognistej? xd No, ale najważniejsze, że się pocałowali xd Mam nadzieję, że nie zawalą prze to meczu c :
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbima twojego bloga :3 Końcówka genialna ;)

    OdpowiedzUsuń