- Powinienem już pójść - wyszeptał jej do ucha, po czym pocałował w policzek na pożegnanie. Eileen wyczuła w tym coś więcej, niż tylko przyjacielski gest. Tym razem nie miała wątpliwości. Peter również to zauważył. Jego oczy pociemniały. Z trudem uśmiechnął się do przyjaciółki, złapał kumpla za ramię i pociągnął w stronę wieży Gryffindoru. Eileen odczekała chwilę i ruszyła w przeciwnym kierunku. Wybuch, który nastąpił po chwili usłyszała nawet mimo zwiększającej się między tą trójką odległości. Biedny Tom, pomyślała. Pewnie Peter wie, że podoba mu się Rose i teraz udziela mu całkiem niezłej reprymendy, jak to wśród przyjaciół bywa.
Wystarczyło, że Eileen zeszła wąskimi schodami do lochów i przestała słyszeć wściekły krzyk Petera. Trochę żałowała, że póki jeszcze go słyszała, nie potrafiła rozróżnić słów w kakofonii wściekłych wrzasków. Wzruszyła tylko ramionami i wróciła do pokoju wspólnego. Tam czekali na nią przyjaciele. Usiadła między nimi na kanapie i przytuliła się do Dylana. Z początku był spięty, ale wystarczyła tylko chwila, by się rozluźnił. Wyglądał na zaniepokojonego.
- Wszystko zgodnie z planem - powiedziała Eileen cicho, w jej głosie dało się wyczuć wyrzuty sumienia. - To naprawdę fajny chłopak, mam wrażenie, że go wykorzystuję.
- Nie wykorzystujesz, tylko się zaprzyjaźniasz - odpowiedziała jej z uśmiechem Annie. Wyglądało na to, że przyjaciółka zmieniła zdanie co do zamiarów zielonookiej. Przeciągnęła się i oparła stopy o stolik. - Lekki flirt to przecież nie grzech, prawda?
Obie spojrzały na Dylana, który tylko wzruszył ramionami i się uśmiechnął. Wyraźnie się już uspokoił. A nawet przestał się przejmować tym, że jego dziewczyna cały dzień spędziła z przystojnym Gryfonem. Eileen posłała Annie pytające spojrzenie, a ona tylko wzruszyła ramionami i rozparła się wygodniej na kanapie. Wieczór minął im w przyjemnej atmosferze.
* * *
Następnego dnia Eileen wraz ze swoimi Ślizgońskimi przyjaciółmi usiadła przy stole Gryfonów. Zdziwiła się, że Rose nadal nie ma, a Peter jej pytanie o dziewczynę zbył tylko wzruszeniem ramion. Przyjęła to za odpowiedź i więcej o nią nie pytała. Zamiast tego wdała się w interesującą dyskusję z Dianą. W między czasie raz po raz spoglądała na Toma, sporadycznie utrzymywała jego spojrzenie na dłuższą chwilę, uśmiechała się do niego. Blondyn siedział naprzeciw niej, więc nie było to trudne. Peter natomiast znajdował się po jej prawej stronie. Nie widział jej zaczepek względem przyjaciela, a kiedy on przyglądał się Eileen, posyłał mu groźne spojrzenie. Dziewczyna nie była tego świadoma. Przed obiadem wspólnie wybrali się na błonia, aby urządzić sobie wojnę na śnieżki. Pogoda była idealna. Śnieg przestał padać kilka godzin wcześniej, był lekko wilgotny. Dzień za to był ciepły, gdyż w końcu słońce wyszło zza chmur. Uczniowie zdjęli kurtki i płacze, położyli je na ogromnym kamieniu. Podzielili się na dwie grupy i wzięli się za budowanie forteli. Eileen była w drużynie z Tomem i Dianą, a przeciwko sobie mieli Petera, Annie i Dylana. Składy były przypadkowe, ale Ślizgonce bardzo odpowiadały. Po kilkunastu minutach, kiedy już mieli gdzie się kryć i czym rzucać we wrogów, zaczęła się wojna. Bawili się jak dzieci, mimo tego, że większość z nich była już w siódmej klasie i w tym roku kończyli szkołę.
Jak się okazało, Peter z Dylanem dość szybko znaleźli wspólny język i przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę, co rusz trafiając kogoś z drużyny przeciwnej. Niemal bez słów ustalili taktykę. Annie czuła się nieco niepotrzebna, jednak nie poddawała się i walczyła zaciekle. Kilka razy nawet udało jej się trafić Eileen, która była mistrzynią uników. Ona zaś na potrzeby powodzenia całej akcji opracowała pokrótce taktykę wraz z Dianą. One również bardzo szybko się zgrały. W pewnej chwili zostawiły Toma na linii ognia, a same podkradły się do obozu wroga. Czarnowłosa w jednej chwili pojawiła się tuż przed Peterem i nim zdążył zareagować posłała śnieżkę prosto w jego twarz i zgrabnie uchyliła się przed atakiem Dylana. Jego nieuwagę wykorzystała Diana, również rzucając mu śniegiem prosto w twarz. Annie z Tomem wciąż prowadzili wojnę między sobą, a Eileen i Diana odtańczyły dziki taniec zwycięstwa, nabijając się z chłopaków.
- Jak mogliście tak dać się zaskoczyć? - zapytała Diana, tarzając się ze śmiechu po śniegu, w którym wylądowała z winy Ślizgona.
- To był podstęp! - odpowiedzieli chórem Peter i Dylan i zaczęli doszukiwać się w ich ataku oszustwa.
- Po prostu nie chcecie się przyznać do przegranej!
- Oszukiwałyście!
- Jesteście kiepscy, i tyle!
- To było nieuczciwe!
- Po prostu przyznajcie, że jesteśmy lepsze!
Ich sprzeczkę przerwały śnieżki lecące w ich kierunku. Eileen próbując uskoczyć, wpadła na Petera. Razem wylądowali w śniegu obrywając przy tym kilkoma kulkami. W czasie ich nieuwagi do bitwy dołączyło kilkunastu uczniów, którzy teraz przystąpili do ataku. Nastąpiło przegrupowanie i teraz Diana i Dylan pobiegli na ratunek Tomowi i Annie.
Eileen z Peterem leżeli w śniegu, nie mogąc opanować śmiechu. Zaczęli się podnosić dopiero kiedy ich ubrania przemiękły całkowicie. Gryfon podniósł się z ziemi, cały oblepiony śniegiem, i pomógł przyjaciółce wstać. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. Napięcie, które było między nimi przez ostatnie dni, opadło. Ślizgonka nie traktowała go już jak wroga, ale wciąż nie powiedziała mu o tym, że wie, że to nie on powiedział Rose o wszystkim.
- Przepraszam - powiedziała cicho, by nikt poza nim nie mógł usłyszeć. Było jej przykro, że tak traktowała przyjaciela. Był przy niej, kiedy tego potrzebowała, a ona podejrzewała go o coś takiego. - Rose mi powiedziała. Niepotrzebnie na Ciebie nakrzyczałam...
- To nic, rozumiem... - zaczął niepewnie, po czym urwał. - Jesteś cała przemoczona, wracajmy do zamku.
Wziął jej płaszcz i zarzucił jej na ramiona, po czym sam założył kurtkę. Pomachali przyjaciołom, na migi pokazali im, że idą się przebrać i spotkają się na kolacji. Obiad już przeszedł im koło nosa. Całą drogę do zamku pokonali w milczeniu. Dopiero kiedy rozstawali się w Sali Wejściowej, Peter się odezwał.
- Nie odgrywaj się na Rose, proszę... Wystarczająco ostatnio przeżyła.
Eileen tylko skinęła głową na znak zgody i poszła do dormitorium by się przebrać.
* * *
Rose pojawiła się już na kolacji. Kiedy Eileen weszła do Wielkiej Sali Gryfonka rozmawiała z Peterem. Podeszła do nich i przywitała się z koleżanką. Usiadła obok nich. Chwilę później dołączyła do nich reszta przyjaciół. Ich twarze były zaczerwienione z zimna, ale radosne. Byli przemoczeni i głodni. Rzucili się na jedzenie i dopiero kiedy połowa zawartości ich talerzy zniknęła w żołądkach, włączyli się do rozmowy. Rose wyglądała lepiej niż poprzedniego dnia, jednak wciąż była osowiała. Patrzyła tylko z zazdrością jak jej przyjaciółka wesoło gawędzi ze Ślizgonami, a chłopak, któremu rzekomo się podoba, obejmuje Eileen ramieniem i chwali się osiągnięciami z wojny. Tego wieczoru wszyscy, z wyjątkiem Rose, usnęli szybko, zmęczeni długim dniem.
* * *
Nie jaraj się tak Lexie <3 Tylko tyle mam Ci do powiedzenia ;p
Rozdział dedykuję wszystkim, którzy czytają mojego bloga.
Dziękuję :)
Jak mam sie nie jarać?! Oni się już pogodzili Rose się od Petera odczepiła, za niedługo i Dylan odpadnie i będą RAZEM!!!!!! HURAAAA!!!!! Fajnie że się już wszyscy pogodzili i że są teraz już przyjaciółmi i że się razem bawili w śniegu :) Nareszcie!! :D
OdpowiedzUsuńJejeje, jak się ciesze, że Eileen i Pete się pogodzili! Zgadzam sie z Lexie, mają być razem i to tak na amen! A i jakbyś nie miała co z Dylanem zrobić, to ja go chętnie przygarnę ;p
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam an 5 rozdział http://echo-twoich-slow.blogspot.com/