piątek, 29 marca 2013

Rozdział 37

Niedzielny poranek był dla Eileen kojącym wybawieniem po nocy pełnej koszmarów. Dziewczyna usiadła na łóżku i przeciągnęła się. Po raz pierwszy od wielu dni nie przejmowała się niczym. Wstała i udała się do łazienki. Przemyła twarz chłodną wodą, ubrała się i wyszła z pokoju wspólnego nie zważając na nikogo. Było wcześnie, więc większość uczniów spała. A jeśli niektórzy z niewiadomych przyczyn już nie spali, to z pewnością nie zamierzali nigdzie wychodzić w niedzielę o siódmej rano. Ślizgonka przemierzała opustoszałe korytarze zamku, kierując się na zewnątrz. Wyszła na błonia i ze zdziwieniem spostrzegła, że w czasie, kiedy siedziała zamknięta w dormitorium, przyszła wiosna. Leżący uprzednio wszędzie wokół śnieg zastąpiła świeża zielona trawa. Gdzieniegdzie pojawiały się wiosenne kwiatki. Mimo wczesnej pory słońce wiszące wysoko na niebie przyjemnie grzało skórę dziewczyny. Uśmiechnęła się blado, lecz obojętnie. Od wielu tygodni niecierpliwie czekała na wiosnę, a teraz nie potrafiła się nią cieszyć. Nie była już smutna, smutek ustąpił miejsca chłodnej obojętności. Z początku czuła ulgę, nie wiedząc jeszcze, ze ta obojętność będzie gorsza od rozpaczy. Związała włosy w kucyk i usiadła pod wierzbą, znajdującą się koło jeziora.
Około pół godziny później na tle zamku pojawiła się znajoma postać. Tym razem nie przyprawiła Eileen o ukłucie bólu w sercu. Rudy chłopak zbliżał się, a Eileen gapiła się na niego bezmyślnie. Ogarniała ją pustka. Nie czuła zupełnie nic i to ją przerażało. Było jej nieswojo. Patrzyła na niego i chciała coś poczuć. Cokolwiek. Przecież zostawił ją kiedy go potrzebowała. Powinno wciąż ją to boleć. Chciał ją chronić. Powinno ją to cieszyć. Zależało mu na niej. Ale nie czuła nic.
- Cześć - wyrwał ją z zamyślenia głos Petera. Spojrzała na niego pustym wzrokiem. - Co tu robisz o tej porze?
- Wyszłam na spacer - odpowiedziała obojętnie. - A Ty?
- Za pół godziny mamy trening. Kolejny świetny pomysł, co?
Dziewczyna nie odpowiedziała. Spojrzała tylko na jezioro. Nie rozumiała, dlaczego z nią rozmawia. Czyżby zauważył poprzedniego dnia jaka była rozbita? Jednak zainteresowało go to? Wzruszyła ramionami, nie mogąc skupić myśli. Czuła się jak zombie nie czując nic. Tylko przejmująca pustka, boleśnie wypełniająca jej klatkę piersiową. Zapomniała już o tym, że podobała jej się ta beztroska. Każda myśl dotycząca Petera znikała równie szybko, jak się pojawiała. Eileen nie potrafiła ich zatrzymać. Wolała już cierpieć, niż nie czuć nic.
Patrzyła tempo w przestrzeń, starając się jeszcze raz coś poczuć. W końcu poddała się. Wstała z ziemi i spojrzała Gryfonowi w oczy. Tym razem nie potrafiła rozszyfrować jego uczuć, które tak dobrze ukrywał. Rzuciła tylko krótkie "Powodzenia" i skierowała się do zamku.
Wchodząc do dormitorium omal nie wpadła na Dylana. Spojrzała na niego pytająco, a on tylko potrząsnął głową i uśmiechnął się niepewnie.
- Annie coś wspominała - zaczęła, tym razem czując pustkę i chłód na myśl o przyjaciółce. - Nie mam nic przeciwko. Mam nadzieję, że Wam wyjdzie.
- Wow, nie jesteś zła? - zapytał, a ona pokręciła przecząco głową. Na niego nie była zła. - Tęsknimy tu za Tobą, zostaw już te książki.
- Mam ostatnio dużo pracy - skłamała gładko. - Ale może zrobię sobie mała przerwę. Idziemy na śniadanie?
- Pewnie, chodź - Dylan patrzył na nią ze zdumieniem. Już od dawna chciał porozmawiać z Eileen. Wiele razy obmyślał możliwe scenariusze do tej sceny, ale nigdy nie pomyślałby, że pójdzie tak łatwo. A jej... Jej tego dnia było wszystko jedno. Nie zamierzała się jednak z tego zwierzać. Nikomu. Chciała poradzić sobie sama, jak zawsze. Nawet z tą czarną dziurą, ktora pochłaniała jej umysł i serce.
Dzień minął jej równie nieprzyjemnie co poranek. Miała wrażenie, ze po ostatnich dniach trafiła z deszczu pod rynnę. Czy każdy człowiek który tyle wycierpi w krótkim czasie staje się zombie? Niby funkcjonuje normalnie, ale jest wyprany z jakichkolwiek emocji? Bardzo nieprzyjemne uczucie, którego nikomu by nie życzyła. Nawet wrogowi.
Chciała znów czuć, potrafić po prostu rozpłakać się jak dziecko, ale ten stan utrzymywał się przez kilka kolejnych dni. Dni, które zlewały się, były jak wyjęte z życiorysu, nie zapisane kartki z pamiętnika...
W piątkowy poranek Ślizgonka z ulgą przyjęła zalewającą ją falę żalu i tęsknoty. W ciągu tych kilku długich dni nie marzyła o niczym innym jak tylko o tym, by znów coś czuć. Wolała wiedzieć, że jeszcze potrafi.
Przyszła wiosna, a z nią swego rodzaju oczyszczenie. Dziewczyna wróciła do dawnych przyzwyczajeń - odrabiała zadania domowe wraz z przyjaciółmi, wygłupiała się z nimi, czasem dla zabawy łamali nawet szkolny regulamin. Typowe życie normalnej nastoletniej czarownicy. Z jednym wyjątkiem. Z nikim nie rozmawiała o swoich problemach. Cały czas ukrywała jak bardzo boli ją sprawa Petera. Nie rozmawiała o tym nawet z Annie. Już nie. Nie potrafiła po tym, co zrobiła jej przyjaciółka. Nie mogła jej znów zaufać. Była z tym wszystkim sama i mimo, że czasem niemal wybuchała z nadmiaru emocji, jedyną osobą, z którą gotowa była się tym podzielić był Peter...

 
* * *
Jest godzina 2:12 i jest kolejny oparty na faktach rozdział pisany na telefonie. Mam nadzieję, że obyło się bez błędów.
Nie ma to jak być zombie. No... Było źle, ale mam nadzieję, że teraz już pójdzie z górki i Peter "wróci" do Eileen. Jeszcze tylko nie wiem jak...
Mam nadzieję, że nie było bardzo chaotycznie... Liczę na kreatywne komentarze ;)
Do zo <3

Rozdział 36

Wybaczcie błędy, ale pisałam to na telefonie w środku nocy. Po prostu czułam potrzebę przelania myśli i uczuć na "papier". Tak, ten rozdział powstał na bazie moich uczuć. Miłej lektury. Do tego rozdziału polecam Deepfield - Don't let go. Mam nadzieję, że do zobaczenia.


Mijały kolejne dni, a Eileen wcale nie czuła się lepiej. Cały czas dręczyły ją koszmary. Jednak nie to było dla niej najgorsze. Wyzdrowiała już i mimo, że wróciła do szkolnej codzienności, nie czuła się dobrze. Prawie się nie odzywała, siedząc ze znajomymi w Wielkiej Sali, między lekcjami samotnie przemierzała szkolne korytarze. Przyjaciółka próbowała towarzyszyć jej kiedy tylko mogła, ale Eileen i tak czuła się samotna. Nieustannie wracała myślami do chwil spędzonych z Peterem. Tęskniła za nim. A on nie chciał... Uważał, że zapewni jej bezpieczeństwo unikając jej. Ona natomiast tylko przez to cierpiała. Czuła się bezbronna i bezsilna. W ciągu kilku pierwszych dni bez niego zrozumiała, że naprawdę jej na nim zależy. Bardziej niż myślała. Nie wiedziała kiedy, ale po prostu go pokochała... Po kilku kolejnych dniach przestała bywać w Wielkiej Sali. Nie mogła patrzeć na stół Gryfonów, na Petera, śmiejącego się z przyjaciółmi, bez uczucia bolesnego ucisku w okolicach serca. Wiedziała, że bardzo się zmieniła. Niewiele się uśmiechała, często płakała bez konkretnego powodu. Po zajęciach wracała prosto do dormitorium i jeszcze bardziej zamykała się w sobie. Kiedy miała trochę lepszy dzień i nie użalała się nad sobą, to sama na siebie denerwowała się za swoje żałosne zachowanie. Wiele razy powtarzała sobie, że nigdy nie pozwoli żadnemu mężczyźnie doprowadzić się do takiego stanu. Sama nie rozumiała tego, co się z nią dzieje. Nie potrafiła się z tym pogodzić. Chciała być silna, jednak stać ją było jedynie na to, żeby udawać, że wszystko jest w porządku. Udawało jej się oszukać nawet Annie. Przyjaciółka wracała do dormitorium późnymi wieczorami. Kiedy obie szykowały się do spania jak zawsze paplała wesoło. Któregoś razu zupełnie nieświadomie wygadała się, że w ciągu ostatnich dni bardzo zbliżyła się do Dylana. Zdecydowanie za bardzo, biorąc pod uwagę fakt, że Eileen niedawno się z nim rozstała. Ślizgonka poczuła się zdradzona, jednak pogratulowała przyjaciółce, tak naprawdę mając chęć po prostu wyjść i znów zamknąć się w sobie. Z trudem panując nad silnymi emocjami i drżeniem dłoni nadal odgrywała swoją rolę, a blondynka paplała dalej.
- W sobotę idziemy do Hogsmeade - opowiadała z przejęciem - Miałam wyciągnąć tam Ciebie, ale w tej sytuacji sama rozumiesz... Rozumiesz, prawda? Eileen? Słuchasz mnie?
- Tak, tak. To nic - odpowiedziała roztargniona dziewczyna.
- Bawcie się dobrze. Ja będę musiała się pouczyć do eliksirów. Bain strasznie mnie męczy, od kiedy... Zostałam sama na jego zajęciach.
- Ciągle tylko się uczysz - ciągnęła blondynka, nie zważając na to, że przyjaciółce załamał się głos.
- Pomożesz mi wybrać sukienkę? Ślizgonka potaknęła i położyła się do łóżka. Już nawet nie próbowała się skupić na tym, co mówi Annie. Usnęła z myślą, że musi coś zrobić z całą tą sytuacją z Peterem, zanim zupełnie zwariuje.
W sobotni poranek wstała z zamiarem porozmawiania z przyjacielem. Wraz z resztą Ślizgonów wybrała się na śniadanie do Wielkiej Sali. Usiadła na swoim zwyczajnym miejscu i zabrała się za tosta. W jej wnętrzu panowała szalejąca burza sprzecznych emocji. Była przerażona, a zarazem dziwnie spokojna. Po kilku kęsach odpuściła sobie śniadanie, czując jak jej żołądek protestuje. Teraz już tylko popijała wodę, obserwując stół Gryfonów. Widząc, że Peter szykuje się do wyjścia, opuściła salę. Zaczekała na niego w Sali Wejściowej. Chłopak widząc ją zatrzymał się i mierzył ją wzrokiem w niezręcznej ciszy.
- Peter, tak nie może być - zaczęła cicho, obserwując go. - Nie boję się żadnego Czarnoksiężnika. Nie może zniszczyć naszej przyjaźni, Ty chyba nie...
- Nie mogę ryzykować, zrozum - odpowiedział, chcąc odejść
- To moje ryzyko. - spróbowała znów, wytrzymując ciężar jego spojrzenia. Przez chwilę miała wrażenie, że się zgodzi, patrzył na nią ciepło i juz otwierał usta, żeby się zgodzić. Nie zrobił tego jednak. Potrząsnął głową i znów stał się niedostępny, a od jego oczu biło chłodem.
W tej chwili z Wielkiej Sali wyszła Rose. Wyglądała niesamowicie, promiennie. Podeszła do Petera i uśmiechnęła się. W tej chwili Eileen jej nienawidziła. Nienawidziła za to, ze Gryfonka mogła spokojnie iść z Peterem do Hogsmeade, śmiać się, żartować. Nienawidziła jej, chociaż wiedziała, że to przecież nie jej wina. Posłała dziewczynie krótkie, przepełnione bólem spojrzenie, po czym na powrót przywdziała na twarz maskę obojętności.
- Idziemy? - zapytała Petera i uśmiechnęła się. Chłopak tylko pokiwał głową i wyszli na zewnątrz.
Eileen wróciła do dormitorium ignorując drżenie rąk i kolejną falę bólu zalewającą jej serce.