czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział 11

Święta z ojcem przebiegły nawet lepiej, niż mogłaby się spodziewać. Bardzo się do siebie zbliżyli. Eileen już nie spędzała każdej chwili zamknięta w swoim pokoju, tylko tym razem przesiadywali wspólnie w salonie, czy chodzili na spacery. Mężczyzna okazał się być świetnym kucharzem. Dziewczyna miała możliwość czegoś się nauczyć. Czas spędzony razem zleciał im bardzo szybko. Tak, to były udane święta. Więc kiedy dziewczynie przyszło wracać do Hogwartu, po raz pierwszy było jej trochę żal.
    Spakowała się poprzedniego dnia wieczorem, jeszcze raz z zachwytem przyglądając się sukience. W końcu i ją spakowała. Chciała stworzyć sobie okazję do założenia jej. Droga na stację Kings Cross po raz pierwszy w ciągu ostatnich lat nie minęła w niezręcznym milczeniu. Eileen ku swojemu zdziwieniu bardzo przywiązała się do ojca. Nie przypuszczałaby, że będzie potrafiła ot tak zapomnieć o minionych latach i mu zaufać.
    Dotarcie na peron zajęło im sporo czasu, gdyż większość uczniów w tym roku wyjechała na święta, a także i mugole wracali już do domów. Przedarli się przez tłumy gnających w różnych kierunkach ludzi i przeszli przez barierkę między dziewiątym i dziesiątym peronem. Dziewczyna od razu zaczęła szukać wzrokiem przyjaciół, idąc wzdłuż pociągu, a ojciec podążał za nią. Po chwili wylądowała w ramionach Dylana, uśmiechnęła się. Zdążyła się za nim stęsknić. Chłopak wziął jej rzeczy i poszedł poszukać przedziału, a dziewczyna została, by pożegnać się z ojcem. Kiedy zobaczyła jego minę, uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Eileen, nie podoba mi się ten chłopak. Jesteś pewna, że jest w porządku? - zaczął mężczyzna z nieskrywaną troską w głosie. Dziewczyna odwróciła się nerwowo przez ramię, upewniając się, czy nikt tego nie usłyszał.
- Tatooo... - jęknęła, zakładając, że ojciec zaraz zrobi jej wykład na temat związków. To jednak nie nastąpiło, a zamiast tego, mężczyzna ją przytulił. Zorientowała się,  że po raz pierwszy użyła słowa „tato“. - Nie martw się, będę uważać... I będę tęsknić.
- Ja też, córeczko, ja też - westchnął z uśmiechem. Zerknął na zegar wiszący na jednym z filarów. - No leć już. I pisz do mnie.
    Dziewczyna jeszcze przez chwilę go obejmowała, po czym poszła do pociągu. Odnalazła przedział, który zajęli jej przyjaciele i wcisnęła się na miejsce między swoim chłopakiem, a przyjaciółką. Przytuliła się do Dylana z uśmiechem. Czekała ją jeszcze długa, miła podróż, a później będzie już z powrotem w szkole.
    Uczniowie poszli prosto na kolację. Eileen do wielkiej sali dotarła jako jedna z pierwszych. Poza jej przyjaciółmi, była tam tylko grupka Gryfonów - Peter z przyjaciółmi.
- Dylan, idę podręczyć pewną Gryfonkę - oznajmiła, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę stołu kotów. Ostatnie kilka metrów przebyła biegiem i rzuciła się przyjacielowi na szyję. Czuła, że sala powoli się zapełnia, miała na sobie wzrok wielu uczniów. Ona jednak, zza zasłony włosów szukała tylko jednej osoby. Sukces. Punkt dla Ślizgonki. Brunetka wyglądała na wściekłą. Nie potrafiła ukryć faktu, że kipi złością. Po chwili Eileen przemówiła cichym, słodkim głosem, starając się, żeby tylko ona i Peter usłyszeli. - Tęskniłam. Nudno było bez Ciebie.
    Po czym po chwili puściła zaskoczonego chłopaka i zrobiła krok w tył. Wreszcie Gryfonka wybuchła.
- Peter! To Ślizgonka! - dziewczyna wymówiła to słowo, jakby mówiła o czymś obrzydliwym, w jej oczach była złość i zazdrość, której nie potrafiła ukryć. Eileen nie dała Peterowi odpowiedzieć.
- Więc lepiej uważaj i ze mną nie zadzieraj, Kotku. - odpowiedziała słodko, a na koniec jeszcze dla podkreślenia ostatniego słowa zamruczała cicho. Za jej plecami rozległ się śmiech uczniów Domu Węża, a później... By zrobić jej jeszcze bardziej na złość, zaczęli ją wołać jak kota.
- Kici Kici, Koteczku - usłyszały od strony Ślizgonów. Eileen zerknęła przez ramię i zgromiła ich wzrokiem, zimnym i władczym. Później jej wzrok spoczął z powrotem na brunetce, która teraz wyglądała jakby miała wybuchnąć. Tylko nie była pewna, czy płaczem, czy złością. Natomiast kilkoro Gryfonów wokół niej zachichotało, w tym wysoki blondyn, najbliższy przyjaciel Petera. Eileen posłała mu uśmiech.
- Widziałam jak na niego patrzysz. Ale przecież masz chłopaka, prawda? - spojrzała na Matta. - Czyżby on o czymś przypadkiem nie wiedział? A może jednak wolisz, żeby nie wiedział? Mój chłopak przynajmniej nie ma nic przeciwko temu, że przyjaźnię się z Pete'em. GRYFONEM.
    Eileen patrzyła z zadowoleniem na sytuację. Matt spojrzał na swoją dziewczynę zranionym spojrzeniem, a Ślizgonka mogła już tylko czekać z niecierpliwością na szykującą się scenę.


* * *

I co, Pete, podoba się? Ciekawa jestem, co na to Rose :D:D 
Proooszę, pozwól mi zobaczyć :D

Dla osób, które są nie w temacie :

7 komentarzy:

  1. Podoba się, podoba. Tylko mam do ciebie pytanie. Czemu Peter nie zareagował kiedy Eileen zaczęła przezywać Rose? W końcu odnosiło się to do wszystkich gryfonów. Pete przecież pokazał już że potrafi kogoś skrzyczeć nawet przy masie obcych mu ludzi. Właśnie ten fragment mi się nie podoba reszta jest całkiem dobra. Powinnaś też napisać co o Dylanie, żeby przynajmniej patrzył na Eileen, nie mówię że zazdrośnie ale po prostu gapił się na nią kiedy przytulała Pete'a. Moim zdaniem Peter powinien też nakrzyczeć na ślizgonów przezywających osoby należące do jego domu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Cieszę się ^^
      Nie sądziłam, że to uwzględnisz.
      Ba, nie sądziłam, że czytasz ;)

      Usuń
    2. Czytam :3
      Zapraszam do siebie : http://rose99.pinger.pl/

      Usuń
    3. Też czytam ;) jestem na bieżąco.
      ale skomentuję jakoś jutro.

      Usuń
  3. Lexie tez jest zadowolona :3 są dialogi. Jest rozmowa. Wreszcie to wygląda jak opowiadanie :3 HURAAA! cieszmy się wszyscy i radujmy!! VICTORY DANCE!! AND SHIT :D podobało mi się :) fajnie jeeest :D

    OdpowiedzUsuń