poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozdział 5

    W ciągu pierwszych kilku tygodni Eileen zdążyła się zorientować na jakie zajęcia jej wybawca chodzi razem z nią, oraz nauczyła się zajmować strategiczne pozycje, aby cały czas mieć go na oku, a jednocześnie nie być zbyt blisko. Wolała nie siedzieć tuż przed nim, wciąż strasznie ubolewała nad włosami, które musiała przez niego sporo skrócić. Niestety, nawet magia nie potrafiła naprawić spalonych końcówek... Na szczęście Annie znalazła sposób na to, żeby włosy rosły szybciej, więc miała nadzieję, że niedługo znów będą sięgały do połowy pleców. A może nawet dalej..? Kilka razy w ciągu tego czasu nawet zdarzyło się, że to ona wywinęła jakiś numer temu żartownisiowi. Jak się okazało, chłopak nie potrafił przetrwać nawet jednego dnia, nie odwalając nic. A Eileen nie była mu dłużna, za akcję z włosami. Po prostu nie mogła mu tego darować, chociaż sama jeszcze nie posunęła się do czegoś równie okrutnego. I, z czego była bardzo zadowolona, do tej pory jej nie nakrył. Mógł się domyślać, że to ona, ale nie miał żadnych dowodów. Poza tym prowadziła normalne życie, jak to każda inna uczennica ze Slytherinu. No, prawie.Wiadomo, dom słynący z ambicji, ale mimo wszystko ona i tak ich wyprzedzała, w porównaniu do innych zawsze odrabiała prace domowe, kiedy tylko nie spędzała czasu z przyjaciółmi, siedziała nad książkami. Z resztą... Nawet w ich towarzystwie niejednokrotnie po prostu się uczyła. To z pewnością odziedziczyła po matce-Krukonce. Ojciec zdecydowanie nie był tak ambitny. Wszak dopiero wizja utraty jej popchnęła go do tego, że zaczął zmieniać swoje życie. I miała nadzieję, że na dobre mu to wyjdzie.
    Któregoś pięknego, ciepłego dnia po lekcjach zaczepił ją Dylan. Wysoki Ślizgon o piaskowych włosach i oczach w kolorze wieczornego nieba. Zaprzyjaźnili się jeszcze na początku pierwszej klasy. Kiedyś jej się bardzo podobał, ale zauroczenie dawno minęło. Byli dobrymi znajomymi. Towarzyszami. To w nim lubiła. Owszem, postrzegał ją jako dziewczynę, widziała jak czasem na nią zerkał, ale i jako kumpla. Uśmiechnęła się, widząc jak idzie w jej kierunku.
- W ten weekend idziemy do Hogsmeade, pamiętasz? - zapytał, nie bawiąc się w żadne powitania. Prosto i konkretnie, jak to miał w zwyczaju. - Mamy z chłopakami pomysł na dobrą zabawę. Przyłączysz się, nie?
- No pewnie - odparła w ciemno, w tamtym momencie ignorując swoją intuicję, która mówiła, że to może nie być najlepszy pomysł. Nie zastanawiała się, co dla niego mogło być tą dobrą zabawą. Razem wyszli na dziedziniec, zaciągając się chłodnawym, październikowym powietrzem. Nie musieli tego konsultować. Dylan wiedział, że Eileen uwielbia spacery i jak tylko mógł, towarzyszył jej.
- Ej, Leen, właśnie. Znalazłabyś dla mnie trochę czasu, dzisiaj? - zapytał, jak zawsze przekręcając jej imię. Widać było, że lubił jak się o to złościła. A właściwie jak się z nim droczyła, gdyż już dawno przestała się tym przejmować, a nawet „przezwisko“ wydawało jej się zabawne. On jednak był jedyną osobą, której pozwalała tak mówić. Nawet Annie nie miała takiego prawa.
- Mówiłam, żebyś używał mojego Prawdziwego imienia, pamiętasz? - zapytała z groźnym błyskiem w oku i dźgnęła go palcem w bok. On natomiast udał, że go zabolało i obydwoje się roześmiali. - O co chodzi?
- Chodzi o to... - przysunął się niebezpiecznie blisko niej i zniżył głos do konspiracyjnego szeptu. - O to, że potrzebuję korków z numerologii.
    Czarownica spojrzała na niego jak na coś wielkiego i oślizgłego. Zazwyczaj ze wszystkim radził sobie bardzo dobrze, ale wiadomo, czasem każdy trafi na jakiś gorszy temat. Tylko dla czego chciał wciągnąć w to ją?
- Ty potrzebujesz korków? - spytała z niedowierzaniem, na co on tylko skinął głową. Westchnęła, kręcąc lekko głową z rozbawieniem. Wcisnęła mu swoją ciężką torbę w ręce, zacisnęła dłoń na jego ręce powyżej łokcia i poprowadziła go pod wierzbę. Tam wskazała mu wystające korzenie, tworzące coś na kształt ławki i sama usiadła. Mieli teraz wolne, więc czemu by tego czasu nie wykorzystać?
    Tak spędziła większość popołudnia. Tłumacząc numerologię Obrońcy Ślizgonów, ale też trochę z nim żartując i po prostu rozmawiając. W duchu przeklinała matkę za swoją ambicję. Tak samo jak ona, mimo, że wiedziała czym chce zajmować się po szkole, wciąż brała na siebie wiele niepotrzebnych na wybranej drodze przedmiotów. Obie wychodziły z założenia, że wszystko kiedyś w życiu może się przydać. Dlatego Eileen miała dość napięty plan zajęć i w zasadzie jeśli ktoś miał problem z jakimkolwiek przedmiotem, mógł przyjść do niej.
- Widzimy się jutro Pod Świńskim Łbem - oznajmił Dylan na pożegnanie i udał się do zamku. Eileen posiedziała jeszcze chwilę na dworze, ciesząc się ładną pogodą. Po czym, kiedy już nieco zmarzła i ona skierowała swoje kroki do środka. Zajrzała na chwilę do Wielkiej Sali, skąd wzięła sobie kilka grzanek i przy okazji zgarnęła Annie do pokoju wspólnego. Usiadły w swoim ulubionym miejscu przy kominku i chrupiąc grzanki na przemian plotkowały i obserwowały pierwszorocznych.
- Idziesz jutro z chłopakami do Hogsmeade? - zapytała blondynkę, z zaciekawieniem przechylając głowę. Przyjaciółka wyglądała po prostu uroczo i niewinnie. Zazwyczaj też właśnie taka była. Eileen jeszcze nie widziała jej rozzłoszczonej, ani nawet trochę złej. Zupełnie, jakby nie pasowała do domu, w którym się znalazła.
- Idę... Ale nie jestem pewna, czy to dobry pomysł - odrzekła dziewczyna spuszczając wzrok, jakby nieco się zmieszała.
- Wiesz, co oni kombinują?
- Nie wiem. Ale czuję, że to coś niedobrego. No nic, przekonamy się jutro, a teraz chodźmy spać - ziewnęła i obie poczłapały do swojego dormitorium.

4 komentarze:

  1. DYLAN!!! Uwielbiam Dylana <3 Ciekawe co oni kombinują, ale coś czuję że to będzie zajebistee :D Fajnie że dodałaś nowych bohaterów. NO :D

    OdpowiedzUsuń