Kiedy wreszcie smutek został zażegnany, Ślizgonka uniosła głowę i rozejrzała się. Wokół zapadał zmrok. Mimo, że drzewa chroniły ją przed uciążliwym deszczem, była już cała przemoczona. Śnieg wokół, pod wpływem zmian temperatury, topił się, gdzieniegdzie ukazując fragmenty przemarzniętej ziemi, pamiętające jeszcze minusowe temperatury ostatnich miesięcy. Dziewczyna podniosła się z trudem z ziemi. Dopiero dotarło do niej jak bardzo jest zmarznięta. Ruszyła w stronę zamku, tym samym z wolna rozgrzewając zesztywniałe z zimna mięśnie. Rękawem otarła twarz, zbierając resztki makijażu, które nie spłynęły razem ze łzami i deszczem. Otuliła się dokładnie przemoczonym płaszczem, który chociaż trochę osłaniał ją od wiatru i strug wody, lejących się z zachmurzonego nieba. Wcześniej pogoda oddawała jej nastrój, zupełnie jej nie przeszkadzała, ale teraz dotkliwie odczuwała uderzające w nią wielkie krople wody. Włosy przyklejały jej się do twarzy, wpadały do oczu, wraz z deszczem, utrudniającym jej widzenie. Zapadała się po kolana w mokrą breję, pozostałą po białym, puszystym śniegu. Za każdym razem, kiedy odrywała but od podłoża błoto wydawało nieprzyjemne cmoknięcie, skutecznie zagłuszane przez ulewę. To wszystko sprawiało, że Eileen z trudem się poruszała i chyba cudem, po bardzo długim czasie udało jej się dotrzeć do zamku.
Chciała niezauważenie przemknąć do łazienki prefektów, jednak kiedy tylko postawiła pierwsze kroki w Sali Wejściowej, tuż za nią rozległ się wściekły wrzask Filcha.
- Wstrętni uczniowie! Tylko brudzą i wrzeszczą! - skrzeczał, a dziewczyna aż podskoczyła z przerażenia. Kiedy woźny skamlał i użalał się na zakaz torturowania uczniów, Ślizgonka po cichu udała się do lochów. Przechodząc koło Wielkiej Sali zerknęła tylko do środka. Była pora kolacji, więc wszyscy uczniowie byli tam zgromadzeni. Wszędzie dało się słyszeć wesołe rozmowy, śmiechy. Ciepło bijące z wnętrza pomieszczenia niemal zwaliło ją z nóg. Eileen zignorowała je i poszła najpierw do pokoju wspólnego po czyste ubranie. W dormitorium zrzuciła z siebie płaszcz, a na przemoczone ubranie założyła ciepły szlafrok. Poczuła się niewiele lepiej.
Pospiesznie udała się do łazienki prefektów. Weszła, jak zawsze ze zdumieniem rozglądając się po pomieszczeniu. Prawie całą przestrzeń wypełniała ogromna wanna wielkości niemal dorównującej średniemu basenowi, do której na brzegu pod ścianą dochodziły setki kranów i kraników, a woda z każdego połączona była z innym płynem do kąpieli. Czarownica miała na to tylko jedno słowo - magia. Odkręciła jeden z najbliższych kurków, a z wielkiego kranu poleciał strumień gorącej wody, lekko zabarwionej na kolor pomarańczowy. Po chwili do jej nozdrzy doleciał słodki zapach brzoskwiń.
Dziewczyna spędziła w wodzie co najmniej dwie godziny, starając się porządnie rozgrzać zmarznięte ciało. Powoli odzyskiwała czucie w zesztywniałych kończynach. Całą skórę miała zaczerwienioną od gorącej wody, a każdy jej kawałek piekł żywym ogniem. Nie wiedziała, jak mogła stracić kontakt z rzeczywistością na tyle, by dopuścić do tego, żeby tak przemarznąć. Miała świadomość, że mogło się to źle skończyć. Po zakończonej kąpieli założyła ciepłą piżamę i otuliła się grubym szlafrokiem. Z trudem rozczesała włosy i udała się z powrotem do dormitorium. W połowie drogi zmieniła jednak zdanie co do celu podróży. Poszła w stronę kuchni. Zatrzymała się przed obrazem przedstawiającym misę z owocami i połaskotała gruszkę. Jej oczom ukazała się przestronna kuchnia. Już po chwili była otoczona przez skrzaty, które co rusz proponowały jej coraz to lepsze potrawy. Do tej chwili nie była nawet świadoma, jak jest głodna. Od śniadania nie miała nic w ustach, nie czuła jednak wcześniej głodu. Teraz jej pobudzony żołądek nachalnie domagał się uwagi.
Kiedy Eileen wychodziła z kuchni, miała torbę i kieszenie szlafroka wypełnione po brzegi różnymi smakołykami. W ciągu ostatnich kilku godzin rozgrzała się i wypełniła żołądek, więc przyszła kolej na zmęczenie. Idąc do pokoju wspólnego ledwo powłóczyła nogami, co rusz ziewając przeciągle. Nie dość, że miała za sobą ciężki dzień, to jeszcze dostała zapasy słodyczy na jakieś pół roku, które teraz musiała dotaszczyć do dormitorium. Na swojej drodze spotkała Rose. Dziewczyna wyglądała o wiele lepiej niż w ciągu ostatnich kilku dni. Gryfonka nawet się do niej uśmiechnęła. Czyżby związek z Peterem rozkwitał? A może tym razem chodziło o Toma? W końcu bądź co bądź, podobała mu się. I to zapewne już od dłuższego czasu. Cała sytuacja z Eileen była tylko chwilowym, prawie całkiem przypadkowym zauroczeniem. Rose nawiązała nic niezobowiązującą, uprzejmą rozmowę, czym zaskoczyła Ślizgonkę. Wyglądało to tak, jakby wyciągała rękę na zgodę. Miłe, jednak wybrała sobie fatalny moment. Zielonooka słaniała się na nogach, walcząc ze zmęczeniem. Starała się jednak wyglądać w miarę normalnie. Podzieliła się z młodą czarownicą słodyczami, które dostała od skrzatów, z ulgą opróżniając kieszenie i część torby. Po kilku minutach z uśmiechem pożegnała się z Gryfonką i z ulgą wróciła do dormitorium. Zostawiła torbę na podłodze koło kufra, znajdującego się w nogach łóżka, a sama wczołgała się pod kołdrę, nawet nie zdejmując uprzednio grubego koca, który zakrywał pościel, czy nawet szlafroka. Mimo tylu warstw na sobie, kiedy zasypiała, znów drżała z zimna.
* * *
Rano Eileen obudził cichy głos Annie.
- Wstawaj, noo... Miałyśmy iść poćwiczyć zaklęcia... - jęczała jej nad uchem przyjaciółka.
Dziewczyna już miała jej odpowiedzieć, że zaraz wstanie, jednak z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Usiadła gwałtownie i jeszcze raz spróbowała się odezwać. Efektów nadal nie było. “No pięknie...”, pomyślała. Przez to wczorajsze przesiadywanie w lesie straciła głos. Struny głosowe odmawiały jej posłuszeństwa i przy okazji potwornie bolało ją gardło. Aż dziw, że to jej nie obudziło. Annie przyglądała jej się z niepokojem.
- Nie wyglądasz dobrze... - zaczęła i przyłożyła dłoń do jej czoła. Szybko ją oderwała. - I zdecydowanie masz gorączkę. Ubieraj się, idziemy do Skrzydła Szpitalnego.
W jej głosie była taka pewność, że Eileen nawet nie próbowała protestować. Ubrała się pospiesznie, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo w rzeczywistości zajęło jej to o wiele więcej czasu niż zwykle. Czuła się okropnie. Poza palącym bólem gardła, bolał ją też każdy mięsień, a kończyny miała jak z ołowiu. Wsparła się na ramieniu przyjaciółki i razem przeszły przez pokój wspólny. Zgromadzeni weń uczniowie patrzyli na koleżanki z niepokojem. Annie ucinała każdą rozmowę w zalążku, nie miała teraz czasu odpowiadać na pytania dotyczące Eileen. Sama zainteresowana nie mogła tego zrobić, nawet jakby bardzo chciała. Czarownice udały się do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka, niziutka i szczupła kobieta o delikatnych rysach i przejmujących błękitnych oczach, Gillian Summer, bez zbędnych pytań kazała Ślizgonce położyć się do łóżka. Mimo tak niepozornego wyglądu i młodego wieku była naprawdę skuteczna w swoim zawodzie. W Hogwarcie pracowała od zaledwie trzech lat, a pracę dostała tuż po skończeniu szkoły dla uzdrowicieli. Ulubionym pacjentom pozwalała mówić sobie po imieniu. Wielu chłopców, których zachwycała swoim wyglądem, trafiało do szpitala z bardzo błahych przyczyn tylko ze względu na nią. Eileen doskonale to rozumiała. Kobieta naprawdę robiła niezwykłe wrażenie, była miła, w razie potrzeby bardzo stanowcza, a przy tym znała się na swojej pracy jak nikt inny.
- Eileen, będziesz musiała spędzić tu kilka dni. Gdzieś Ty się tak załatwiła, dziewczyno? - zapytała z troską Gillian, na co siódmoklasistka tylko pokręciła bezradnie głową i wskazała na swoje gardło.
- Straciła głos - uzupełniła od razu przyjaciółka. - Nie mam pojęcia gdzie była cały wczorajszy dzień, ale po wczorajszej rozmowie z Dylanem wnioskuję, że była w lesie. Wróciła jak już spałam. A czekałam na nią naprawdę długo.
Eileen posłała Annie mordercze spojrzenie, a gdy ona wzruszyła ramionami, przewróciła oczami i ułożyła się na poduszce. Czuła, że blondynka jeszcze długo będzie się z niej śmiać z tego powodu. Po którymś z kolei złośliwym komentarzu przyjaciółki, kiedy tylko się odwróciła, Zielonooka wyciągnęła ręce, chcąc udusić przyjaciółkę. Odpuściła sobie, kiedy pielęgniarka pogroziła jej palcem. Miała rację. Wszystkie wydarzenia tego i poprzedniego dnia były tylko i wyłącznie jej zasługą. Zapracowała na to własną głupotą i z pewnością należały jej się te komentarze i cała ta choroba.
Po południu Annie przyniosła jej kilka książek. Eileen przyjęła je z wdzięcznością. I z chęcią wysłuchała, jak minął przyjaciółce dzień i jak poszło jej ćwiczenie zaklęć. Sama wciąż nie mogła mówić, ale za to Gillian opowiedziała Annie jak pacjentce minął dzień. Między innymi wspomniała o tym, jak w porze obiadu w Skrzydle Szpitalnym pojawiła się Diana. Pielęgniarka szybko uporała się z jej rozciętym palcem i dziewczyna posiedziała chwilę ze Ślizgonką. Eileen była jej wdzięczna. Przynajmniej nie nudziła się tak bardzo. Ale wszyscy Gryfoni za pewnie już się śmiali z jej utraty głosu.
- Wstawaj, noo... Miałyśmy iść poćwiczyć zaklęcia... - jęczała jej nad uchem przyjaciółka.
Dziewczyna już miała jej odpowiedzieć, że zaraz wstanie, jednak z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Usiadła gwałtownie i jeszcze raz spróbowała się odezwać. Efektów nadal nie było. “No pięknie...”, pomyślała. Przez to wczorajsze przesiadywanie w lesie straciła głos. Struny głosowe odmawiały jej posłuszeństwa i przy okazji potwornie bolało ją gardło. Aż dziw, że to jej nie obudziło. Annie przyglądała jej się z niepokojem.
- Nie wyglądasz dobrze... - zaczęła i przyłożyła dłoń do jej czoła. Szybko ją oderwała. - I zdecydowanie masz gorączkę. Ubieraj się, idziemy do Skrzydła Szpitalnego.
W jej głosie była taka pewność, że Eileen nawet nie próbowała protestować. Ubrała się pospiesznie, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo w rzeczywistości zajęło jej to o wiele więcej czasu niż zwykle. Czuła się okropnie. Poza palącym bólem gardła, bolał ją też każdy mięsień, a kończyny miała jak z ołowiu. Wsparła się na ramieniu przyjaciółki i razem przeszły przez pokój wspólny. Zgromadzeni weń uczniowie patrzyli na koleżanki z niepokojem. Annie ucinała każdą rozmowę w zalążku, nie miała teraz czasu odpowiadać na pytania dotyczące Eileen. Sama zainteresowana nie mogła tego zrobić, nawet jakby bardzo chciała. Czarownice udały się do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka, niziutka i szczupła kobieta o delikatnych rysach i przejmujących błękitnych oczach, Gillian Summer, bez zbędnych pytań kazała Ślizgonce położyć się do łóżka. Mimo tak niepozornego wyglądu i młodego wieku była naprawdę skuteczna w swoim zawodzie. W Hogwarcie pracowała od zaledwie trzech lat, a pracę dostała tuż po skończeniu szkoły dla uzdrowicieli. Ulubionym pacjentom pozwalała mówić sobie po imieniu. Wielu chłopców, których zachwycała swoim wyglądem, trafiało do szpitala z bardzo błahych przyczyn tylko ze względu na nią. Eileen doskonale to rozumiała. Kobieta naprawdę robiła niezwykłe wrażenie, była miła, w razie potrzeby bardzo stanowcza, a przy tym znała się na swojej pracy jak nikt inny.
- Eileen, będziesz musiała spędzić tu kilka dni. Gdzieś Ty się tak załatwiła, dziewczyno? - zapytała z troską Gillian, na co siódmoklasistka tylko pokręciła bezradnie głową i wskazała na swoje gardło.
- Straciła głos - uzupełniła od razu przyjaciółka. - Nie mam pojęcia gdzie była cały wczorajszy dzień, ale po wczorajszej rozmowie z Dylanem wnioskuję, że była w lesie. Wróciła jak już spałam. A czekałam na nią naprawdę długo.
Eileen posłała Annie mordercze spojrzenie, a gdy ona wzruszyła ramionami, przewróciła oczami i ułożyła się na poduszce. Czuła, że blondynka jeszcze długo będzie się z niej śmiać z tego powodu. Po którymś z kolei złośliwym komentarzu przyjaciółki, kiedy tylko się odwróciła, Zielonooka wyciągnęła ręce, chcąc udusić przyjaciółkę. Odpuściła sobie, kiedy pielęgniarka pogroziła jej palcem. Miała rację. Wszystkie wydarzenia tego i poprzedniego dnia były tylko i wyłącznie jej zasługą. Zapracowała na to własną głupotą i z pewnością należały jej się te komentarze i cała ta choroba.
Po południu Annie przyniosła jej kilka książek. Eileen przyjęła je z wdzięcznością. I z chęcią wysłuchała, jak minął przyjaciółce dzień i jak poszło jej ćwiczenie zaklęć. Sama wciąż nie mogła mówić, ale za to Gillian opowiedziała Annie jak pacjentce minął dzień. Między innymi wspomniała o tym, jak w porze obiadu w Skrzydle Szpitalnym pojawiła się Diana. Pielęgniarka szybko uporała się z jej rozciętym palcem i dziewczyna posiedziała chwilę ze Ślizgonką. Eileen była jej wdzięczna. Przynajmniej nie nudziła się tak bardzo. Ale wszyscy Gryfoni za pewnie już się śmiali z jej utraty głosu.
* * *
No i cóż... Napisałam. Sama nie wiem jak to wyszło, ale coś mnie naszło. Jednak to jeszcze nie znaczy, że wracam. Na razie miałam po prostu potrzebę napisania czegoś.
Poproszę o baaardzo ładne komentarze :) A jeśli takowe będą, to może, kiedy Pan Pete już nadgoni, to wrócę już normalnie do pisania w miarę na bieżąco :)
Notkę dedykuję wszystkim, którzy czytają tego bloga, dziękuję Wam <3
Więc tak... NOWA NOTKAAA!!! OMG OMFG OMG OMG OMG OH EM GEE!!!! Jak fajnie!! HUE HUE HUE To się dziewczyna załatwiła! Biedna :( Ale fajnie że się z Rose pogodziła ^^ Jeszcze niech tylko będzie z Peterem to będzie świetnie ^^ ale nadal uważam że Rose to histeryczka :D Proszę cię pisz dalej bo pisz bo chce wiedzieć co się dalej stanie i nie przeżyję bez tej wiedzy! I w ogóle to ślicznie piszesz opisy ale jak dla mnie trochę za mało dialogów, powinnaś była napisać rozmowę z Rose, nawet jeśli była taka błaha i niepotrzebna :D Tak po prostu! I PISZ DALEJ!!! I MOJE PORNO TEŻ PISZ!!!! :D
OdpowiedzUsuńŁaaa, wróciłaś! strasznie się cieszę, stęskniłam się za Eileen : ) Biedna Eileen : c Zerwanie z Dylanem i jeszcze ta choroba, biedactwo...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział, weny życzę i pozdrawiam : 3
Super, że znalazłaś czas na dodanie czegś nowego. Bardzo fajna notka. Nie mogę doczekac się kolejnej C: Powodzenia w dalszym pisaniu ♥
OdpowiedzUsuńO, jednak coś się pojawiło ;)) nie, zaraz. Nie COŚ, tylko ZAJEBISTA ŚWIETNA WSPANIAŁA NOTKA ;PP Może trochę krótka (dla mnie wszystko co piękne za szybko się kończy XDD), ale to nic, bo nadrabia treścią ;33
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że znów najdzie cię ochota napisanie czegoś ;))
Całuski, ;**
http://dramionestory.blogspot.com/
Uwaga uwaga! Przyznaję się (chociaż niepotrzebnie, bo Eve już to za mnie zrobiła ;p) że to przeze mnie nie chciała pisać! Ale zapewniam was że już ja się postaram żeby znowu normalnie zaczęła! Uświadomcie ją przy okazji że nie ma do czego się przyczepić. Dokładna analiza formy i treści. Hmmm...wszystko... Z-A-J-E-B-I-Ś-C-I-E. Opisy wspaniałe tylko jak na ciebie coś krótkie. Postaraj się o długość następnym razem!
OdpowiedzUsuńEve.. Boże.. Jak ja kocham to opowiadanie <3 Notka bardzo ciekawa jak poprzednie.. Nie mam się do czego uczepić ;33 Piszesz cudownie od początku ^^ Twoja Nela :**
OdpowiedzUsuń