Coś mnie wzięło na pisanie. Miałam czekać aż Pete nadrobi, a tym czasem on twierdzi, że nie ma czasu pisać, a ja już mam 35 rozdział. A zatem robię mu coraz większe zaległości... ;p cóż, trudno.
Teraz obawiam się, że znów mogę się zaciąć, bo zaczyna brakować mi pomysłów na ciąg dalszy i będę potrzebowała konsultacji z NIM, a tymczasem ciągle go nie ma :(
Następny rozdział, pojawi się... Może nawet za kilka dni, bo ostatnio coś przesadzam z tym wrzucaniem rozdziałów codziennie ;p
A zatem miłej lektury, mam nadzieję, że się spodoba :)
* * *
Peter przyglądał się śpiącej przyjaciółce. Było mu jej naprawdę żal. Domyślał się powodu, dla którego Eileen jest chora. On i Tom ulotnili się, kiedy Dylan zaczął się kłócić z Eileen po meczu. Co stało się później, nie wiedział na pewno, ale miał przypuszczenia. Rose wspominała, że kiedy widziała ją tamtego dnia na korytarzu, Ślizgonka nie wyglądała najlepiej. A już następnego dnia wieczorem Diana wpadła do pokoju wspólnego, oznajmiając wszem i wobec, że brunetka jest w Skrzydle Szpitalnym. Pamiętał to doskonale. Dziewczyna wpadła do salonu przez przejście za portretem i od progu już przekazywała przyjaciołom złą nowinę. I dopiero wtedy ugryzła się w język, widząc, jak ku niej zwraca się większość osób siedzących w pomieszczeniu. Diana uderzyła się dłonią w czoło, karcąc się za swoją bezmyślność, ale Peter nie zwrócił na to uwagi. Rozglądał się za to wokół. Kilkoro uczniów wymieniło znaczące spojrzenia, jak przypuszczał, uznali, że Ślizgonce się należało. Kilkoro z nich uśmiechało się pod nosem, a jeszcze inni, ale tych za to było niewielu, wyrażało żal, z powodu jej sytuacji.
Rudy potrząsnął głową, odsuwając od siebie to wspomnienie. To nie było ważne. Teraz najważniejsze było, żeby przyjaciółka poczuła się lepiej, no i odzyskała głos. To, że nie mogła się odezwać chyba było dla niej najgorsze. Teraz jednak spała spokojnie, od czasu do czasu się uśmiechając. Gryfon też przymknął oczy. Cały czas nasłuchiwał, czy ktoś nie nadchodzi. Lekcje mogłyby się w końcu skończyć, pomyślał. Wtedy mógłby bez obaw, legalnie siedzieć w szpitalu.
W pewnej chwili Eileen zrobiła się niespokojna. Jej oddech był płytki i urywany, aż w końcu urwał się i dziewczyna zaczęła się dusić. Peter zerwał się i próbował ją obudzić, ale to nie przynosiło skutku.
- Gillian! - wrzasnął, nie zważając na innych pacjentów, jeśli takowi byli. Jego krzyk dało się słyszeć zapewne we wszystkich pomieszczeniach przylegających do korytarza, który prowadził do szpitala.
Pielęgniarka zjawiła się po chwili. Spojrzała na dziewczynę leżącą na łóżku i na jej twarzy odmalowało się przerażenie. Wyciągnęła różdżkę i szeptała jakieś uzdrawiające zaklęcia. To również nie przyniosło żadnego skutku. Wtedy na twarzy Petera odmalowało się zrozumienie. “Czarna magia”, pomyślał i powiedział jednocześnie.
Eileen obudziła się, próbując, bez skutku złapać oddech. Po chwili poddała się i bezsilnie położyła dłoń na gardle. Widziała, jak oczy Petera rozszerzają się, kiedy spojrzał na jej szyję. Widniały na niej ledwo widoczne ślady długich palców, które zniknęły w chwili, kiedy Gillian wypowiedziała odpowiednie przeciwzaklęcie. Ślizgonka z przerażeniem łapczywie nabierała powietrze w płuca. Znów zrobiło jej się ciemno przed oczami. Zanim jednak straciła przytomność, znów zobaczyła czarne oczy...
Dylan siedział samotnie w pokoju wspólnym, kiedy podeszła do niego Annie. Wyglądała na przygnębioną. Nie widział jej od czasu tamtego przeklętego meczu. Czuł się okropnie z tym, co się stało później, ale nie potrafił nic na to poradzić. Blondynka usiadła na brzegu fotela na wprost niego i z trudem przełknęła ślinę.
- Nie wiem, co stało się między Wami, ale... - zaczęła, nie wiedząc, jak ująć w słowa dręczące ją myśli.
- Tak? - zachęcił ją chłopak, starając się ukryć to, jak bardzo przeżywa całą sytuację.
- Eileen... No... Nie jest z nią dobrze. Jest chora. I to chyba całkiem poważnie. Straciła głos, została w Skrzydle Szpitalnym.
- Ale... Co się stało? - zapytał Dylan, starając się, by jego głos brzmiał spokojnie, mimo zalewającej go fali wyrzutów sumienia.
- Nie wiem. Pewnie by mi powiedziała, gdyby mogła, prawda? Po prostu... Chciałam, żebyś wiedział. Chyba wciąż się przyjaźnicie, co? - w jej oczach dało się dostrzec niepewność. Czuła, że ich związek się rozpadł, przyjaciółka była naprawdę rozbita, ale na pewno nie zmarnowaliby swojej przyjaźni.
- Sam nie wiem. Mam taką nadzieję. Ale to chyba jeszcze za wcześnie, żebym z nią rozmawiał. I dla mnie i dla niej. Pozdrów ją ode mnie, jak u niej będziesz.
Annie pokiwała głową na znak, że się zgadza i Ślizgon z ulgą zmienił temat.
Wieczorem Eileen nie mogła zasnąć. Wciąż nachodziły ją wizje czarnych oczu. Z tego, co powiedziała jej Gillian, Peter musiał wyjść ze szpitala zaraz po tym, jak ją uratowali. Nie miała mu tego za złe. Ale od kiedy się ocknęła, wciąż czuła niepokój. Z całego snu zapamiętała tylko zaciśnięte na swojej szyi ręce i czarne oczy. I jak bardzo by nie próbowała, nie potrafiła wyrzucić ich ze swoich myśli. W ciągu całego popołudnia zaglądała do niej tylko pielęgniarka. Raz, żeby sprawdzić jak Eileen się czuje po przebudzeniu i później drugi, żeby podać jej leki. Ślizgonka została sama ze swoim niepokojem. Bardzo starała się przekonać samą siebie, że to był tylko sen i nic się nie stało. Kiedy próbowała wypytywać Gillian jak to się stało, dziewczyna tylko ją zbywała, mówiąc, że ma dużo pracy.
Kolejny dzień minął jej dokładnie tak samo. Uzdrowicielka pojawiała się u niej kilka razy, ale na krótko, unikając jej pytań. Eileen wciąż dręczyły czarne myśli. Próbowała zająć się nauką, ale nie mogła się skupić. Książka również jej nie wciągała. Mogła więc tylko w samotności leżeć i rozmyślać nad tym, o czym chciała zapomnieć. Bała się zamknąć oczy, wiedząc, co znów zobaczy. W końcu nadszedł wieczór i nie wiedząc nawet kiedy, dziewczyna usnęła.
Śniła jej się piękna polana, przystojny chłopak. Wszystko było takie niezwykłe i beztroskie. Do czasu, kiedy chłopak zniknął, a las na powrót stał się mroczny. Sen nie różnił się niczym od poprzedniego poza jednym wyjątkiem. Tym razem jednak śmierć miała wyglądać inaczej. Odziany w czerń mężczyzna bez twarzy tym razem próbował ją utopić. Tym razem już ani na chwilę nie pojawiły się oczy na ziejącej pustką twarzy. Jakby wcześniej przez przypadek pokazał jej coś, czego nie zamierzał. Eileen czuła, jak jej płuca wypełnia woda i znów wszystko wokół zrobiło się czarne.
Obudziła się krztusząc i nie mogąc złapać oddechu. Tym razem nie było obok Petera, nie miał jej kto uratować... Nieustannie próbowała zaczerpnąć tchu, ale czuła tylko wodę wlewającą jej się do płuc. Przeraziła ją myśl, że Gillian na pewno już śpi. Nie miała nawet jak jej obudzić... Uspokój się, nakazała sobie. Tak tylko pogarszała sytuację. Brakowało jej powietrza, znów zaczęła ogarniać ją ciemność, ale siłą woli zachowywała przytomność. Mogła by się poddać i już nic nie czuć, ale musiała spróbować coś zrobić. Zawalczyć o siebie. Kątem oka dostrzegła czarkę z sokiem, stojącą na szafce obok łóżka. Z trudem zrzuciła ją z szafki na posadzkę. Naczynie narobiło dużego hałasu uderzając o podłogę, hałasu, który niósł się echem po całym pomieszczeniu. Brunetka usłyszała trzaśnięcie drzwiami w odległej części pomieszczenia i osunęła się w mrok.
Rudy potrząsnął głową, odsuwając od siebie to wspomnienie. To nie było ważne. Teraz najważniejsze było, żeby przyjaciółka poczuła się lepiej, no i odzyskała głos. To, że nie mogła się odezwać chyba było dla niej najgorsze. Teraz jednak spała spokojnie, od czasu do czasu się uśmiechając. Gryfon też przymknął oczy. Cały czas nasłuchiwał, czy ktoś nie nadchodzi. Lekcje mogłyby się w końcu skończyć, pomyślał. Wtedy mógłby bez obaw, legalnie siedzieć w szpitalu.
W pewnej chwili Eileen zrobiła się niespokojna. Jej oddech był płytki i urywany, aż w końcu urwał się i dziewczyna zaczęła się dusić. Peter zerwał się i próbował ją obudzić, ale to nie przynosiło skutku.
- Gillian! - wrzasnął, nie zważając na innych pacjentów, jeśli takowi byli. Jego krzyk dało się słyszeć zapewne we wszystkich pomieszczeniach przylegających do korytarza, który prowadził do szpitala.
Pielęgniarka zjawiła się po chwili. Spojrzała na dziewczynę leżącą na łóżku i na jej twarzy odmalowało się przerażenie. Wyciągnęła różdżkę i szeptała jakieś uzdrawiające zaklęcia. To również nie przyniosło żadnego skutku. Wtedy na twarzy Petera odmalowało się zrozumienie. “Czarna magia”, pomyślał i powiedział jednocześnie.
Eileen obudziła się, próbując, bez skutku złapać oddech. Po chwili poddała się i bezsilnie położyła dłoń na gardle. Widziała, jak oczy Petera rozszerzają się, kiedy spojrzał na jej szyję. Widniały na niej ledwo widoczne ślady długich palców, które zniknęły w chwili, kiedy Gillian wypowiedziała odpowiednie przeciwzaklęcie. Ślizgonka z przerażeniem łapczywie nabierała powietrze w płuca. Znów zrobiło jej się ciemno przed oczami. Zanim jednak straciła przytomność, znów zobaczyła czarne oczy...
Dylan siedział samotnie w pokoju wspólnym, kiedy podeszła do niego Annie. Wyglądała na przygnębioną. Nie widział jej od czasu tamtego przeklętego meczu. Czuł się okropnie z tym, co się stało później, ale nie potrafił nic na to poradzić. Blondynka usiadła na brzegu fotela na wprost niego i z trudem przełknęła ślinę.
- Nie wiem, co stało się między Wami, ale... - zaczęła, nie wiedząc, jak ująć w słowa dręczące ją myśli.
- Tak? - zachęcił ją chłopak, starając się ukryć to, jak bardzo przeżywa całą sytuację.
- Eileen... No... Nie jest z nią dobrze. Jest chora. I to chyba całkiem poważnie. Straciła głos, została w Skrzydle Szpitalnym.
- Ale... Co się stało? - zapytał Dylan, starając się, by jego głos brzmiał spokojnie, mimo zalewającej go fali wyrzutów sumienia.
- Nie wiem. Pewnie by mi powiedziała, gdyby mogła, prawda? Po prostu... Chciałam, żebyś wiedział. Chyba wciąż się przyjaźnicie, co? - w jej oczach dało się dostrzec niepewność. Czuła, że ich związek się rozpadł, przyjaciółka była naprawdę rozbita, ale na pewno nie zmarnowaliby swojej przyjaźni.
- Sam nie wiem. Mam taką nadzieję. Ale to chyba jeszcze za wcześnie, żebym z nią rozmawiał. I dla mnie i dla niej. Pozdrów ją ode mnie, jak u niej będziesz.
Annie pokiwała głową na znak, że się zgadza i Ślizgon z ulgą zmienił temat.
Wieczorem Eileen nie mogła zasnąć. Wciąż nachodziły ją wizje czarnych oczu. Z tego, co powiedziała jej Gillian, Peter musiał wyjść ze szpitala zaraz po tym, jak ją uratowali. Nie miała mu tego za złe. Ale od kiedy się ocknęła, wciąż czuła niepokój. Z całego snu zapamiętała tylko zaciśnięte na swojej szyi ręce i czarne oczy. I jak bardzo by nie próbowała, nie potrafiła wyrzucić ich ze swoich myśli. W ciągu całego popołudnia zaglądała do niej tylko pielęgniarka. Raz, żeby sprawdzić jak Eileen się czuje po przebudzeniu i później drugi, żeby podać jej leki. Ślizgonka została sama ze swoim niepokojem. Bardzo starała się przekonać samą siebie, że to był tylko sen i nic się nie stało. Kiedy próbowała wypytywać Gillian jak to się stało, dziewczyna tylko ją zbywała, mówiąc, że ma dużo pracy.
Kolejny dzień minął jej dokładnie tak samo. Uzdrowicielka pojawiała się u niej kilka razy, ale na krótko, unikając jej pytań. Eileen wciąż dręczyły czarne myśli. Próbowała zająć się nauką, ale nie mogła się skupić. Książka również jej nie wciągała. Mogła więc tylko w samotności leżeć i rozmyślać nad tym, o czym chciała zapomnieć. Bała się zamknąć oczy, wiedząc, co znów zobaczy. W końcu nadszedł wieczór i nie wiedząc nawet kiedy, dziewczyna usnęła.
Śniła jej się piękna polana, przystojny chłopak. Wszystko było takie niezwykłe i beztroskie. Do czasu, kiedy chłopak zniknął, a las na powrót stał się mroczny. Sen nie różnił się niczym od poprzedniego poza jednym wyjątkiem. Tym razem jednak śmierć miała wyglądać inaczej. Odziany w czerń mężczyzna bez twarzy tym razem próbował ją utopić. Tym razem już ani na chwilę nie pojawiły się oczy na ziejącej pustką twarzy. Jakby wcześniej przez przypadek pokazał jej coś, czego nie zamierzał. Eileen czuła, jak jej płuca wypełnia woda i znów wszystko wokół zrobiło się czarne.
Obudziła się krztusząc i nie mogąc złapać oddechu. Tym razem nie było obok Petera, nie miał jej kto uratować... Nieustannie próbowała zaczerpnąć tchu, ale czuła tylko wodę wlewającą jej się do płuc. Przeraziła ją myśl, że Gillian na pewno już śpi. Nie miała nawet jak jej obudzić... Uspokój się, nakazała sobie. Tak tylko pogarszała sytuację. Brakowało jej powietrza, znów zaczęła ogarniać ją ciemność, ale siłą woli zachowywała przytomność. Mogła by się poddać i już nic nie czuć, ale musiała spróbować coś zrobić. Zawalczyć o siebie. Kątem oka dostrzegła czarkę z sokiem, stojącą na szafce obok łóżka. Z trudem zrzuciła ją z szafki na posadzkę. Naczynie narobiło dużego hałasu uderzając o podłogę, hałasu, który niósł się echem po całym pomieszczeniu. Brunetka usłyszała trzaśnięcie drzwiami w odległej części pomieszczenia i osunęła się w mrok.
Co to coś robi z moją Eileen?! Pan bez twarzy. Chyba nie tylko mi się to z czymś kojarzy. Czekaj..to chyba ja zacząłem z tymi snami. Zwracam honor. Dalej czekam na coś konkretnego w temacie Eileen i Pete'a. Pisz =.=
OdpowiedzUsuńBuhahahahha, nie ma to jak rymowanka w komentarzu, kotku <3
UsuńTwoją Eileen?!
Ty do mnie z takimi emotkami?!?! A kto jest do tyłu o kilka... naście już chyba rozdziałów?! I Ty mi śmiesz mówić "pisz"?!?!
Będzie coś konkretnego, ale Ci się nie spodoba. a później, jak już napisałam wyżej, BĘDZIESZ POTRZEBNY, ciesz się!
<3
Co się dzieje z Eileen?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?! Czemu ma jakieś nienormalne mordercze sny?! O co chodzi??? I co to za facet?! I my się nie gniewamy jak dodajesz notki codziennie ^^ nie musisz przestawać :D
OdpowiedzUsuńDodawaj następną!!