Nie jestem pewna dlaczego, ale pasuje mi ta piosenka, do pewnego fragmentu.
Szczerze? Podoba mi się ten rozdział :D i jakoś naszło mnie na pisanie...
Miłej lektury :)
* * *
Czując delikatny podmuch na swojej skórze, brunetka uchyliła leniwie powieki i zobaczyła... Niebo. Usiadła gwałtownie i rozejrzała się. To, co zobaczyła zaskakująco ją uspokoiło. Znajdowała się na malutkiej polanie w samym sercu lasu. Zewsząd dochodziło wesołe ćwierkanie ptaków, a wszędzie wokół zieleniły się listki na drzewach. Cała polana pokryta była miękką, gęstą trawą, z której wychylały się wiosenne kwiaty. Młodziutkie roślinki wydzielały z siebie słodkawą, oszałamiającą woń. Dziewczyna ponownie spojrzała w górę i westchnęła, kiedy jej oczom ukazały się jasne promienie słońca, przeświecające przez korony drzew. Widok zapierał dech w piersi. Wpatrywała się w piękno tego krajobrazu, a w jej zielonych oczach błyszczały wesołe iskierki. Dłonią raz po raz przeczesywała gęstą trawę, rozkoszując się jej miękkim dotykiem. Dzień był piękny, przez co umysł dziewczyny był niezwykle wolny, czuła się beztrosko. W jej głowie zaświtała pewna myśl. Kwiaty wokół niej były tak piękne, że nadawałyby się na bukiet. Niespiesznie wstała i dopiero spostrzegła, że jest boso. Na sobie miała swoją ulubioną letnią sukienkę. Wzruszyła ramionami, nie zamierzając się nad tym zastanawiać. Było bardzo ciepło, słońce przyjemnie rozgrzewało jej ciało. Zanim zabrała się za zrywanie kwiatów, zebrała włosy w luźny warkocz, by nie przeszkadzały jej w czynności.
Miała już całe naręcze kwiatów, kiedy usłyszała gdzieś w oddali, między drzewami szelest. Rozejrzała się, próbując odnaleźć źródło dźwięku. Z początku była zaniepokojona, ale uspokoiła ją myśl, że to tylko królik, który szukał pożywienia. Uśmiechnęła się do siebie i pokręciła głową z niedowierzaniem. Co złego mogłoby się stać w tak pięknym miejscu? Ledwie o tym pomyślała, poczuła jakiś dotyk na swoich plecach. Pisnęła cicho, odskakując. Kwiaty, które trzymała w ramionach posypały się na ziemię. Odwróciła się, spodziewając się ujrzeć tylko jakąś gałąź, zwieszającą się z jednego z niższych drzew, a tymczasem zobaczyła młodego mężczyznę. Nie widziała jego twarzy, gdyż na jego plecy, i wprost na nią padały promienie słońca, oślepiając ją i sprawiając, że postać była w cieniu. Brunetka cofnęła się o kilka kroków, a jej ciało spięło się w nerwowym oczekiwaniu na rozwój akcji.
- Spokojnie... - usłyszała znajomy głos, który wypełniał przyjemnym ciepłem jej ciało. Niepokój zniknął równie szybko, jak się pojawił.
- Peter! - zawołała, podchodząc bliżej. - Nie musiałeś mnie tak straszyć.
Chłopak wyszedł do niej na polanę i wreszcie mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Chłopak miał na sobie dżinsy i rozpiętą koszulę, ukazującą niesamowicie umięśniony brzuch. On również był boso. Już na sam ten widok dziewczynie zrobiło się gorąco. Uniosła wzrok, by przyjrzeć się jego twarzy. Promienie słońca tańczyły w jego rudych włosach, wywołując niesamowite wrażenie. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, obejmujący również zielone, błyszczące oczy. Jej serce zaczęło trzepotać jak szalone w nierównym rytmie, a na jej policzki wpłynął rumieniec. Spuściła wzrok, starając się ukryć fakt, że się rumieni. Mężczyzna tylko zaśmiał się ciepło i podszedł jeszcze bliżej, obejmując ją silnymi ramionami, którym nie mogła i nie chciała się oprzeć. Przytuliła się do niego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Znów wszystko było doskonale. Czuła, że właśnie tu jest jej miejsce. Właśnie przy nim. Trwali tak, przytuleni, przez dłuższą chwilę. W końcu chłopak się odezwał.
- Chodź, znalazłem niesamowite miejsce, kiedy spałaś - oznajmił, uśmiechając się jeszcze szerzej. Złapał brunetkę za rękę i poprowadził między drzewa. Poszła za nim bez wahania. Wiedziała, że poszłaby za nim wszędzie. Nie musiała się obawiać niczego złego z jego strony. Kochał ją, a ona widziała to w jego oczach. Mimo wszystko wciąż jej to powtarzał. Był przy niej. Chronił i dbał o nią. A ona odwzajemniała się tym samym.
- Wyspałaś się? - zapytał, patrząc na nią z troską. Odpowiedziała mu uśmiechem.
- I to jak. Długo spałam?
- Kilka godzin. Zdążyłem się na Ciebie napatrzeć, a później zwiedzić okolicę - prowadził ją wąską, leśną ścieżką, a las z każdym krokiem stawał się coraz gęstszy.
- Niedługo będziemy musieli wracać, prawda? - zapytała z żalem wyczuwalnym w głosie, przyglądając się z czułością jak ukochany odsuwa grube gałęzie, by mogła spokojnie przejść. W pewnej chwili zasłonił jej oczy i jeszcze kawałek przeszli właśnie w ten sposób. Do uszu dziewczyny dobiegł cichy szum. Zaintrygowało ją to.
- Jesteśmy - szepnął jej do ucha i zabrał dłonie z jej oczu. To, co zobaczyła, było piękne. Przed nimi rozciągała się wstęga krystalicznie czystej wody, tworząca strumyczek. Dziewczyna przykucnęła, nabierając w dłonie lodowatą wodę. W końcu odwróciła się w stronę chłopaka z uśmiechem, który zastygł na jej twarzy. Zniknął. Jeszcze przed chwilą czuła jego obecność za sobą, a teraz po prostu go nie było. Niepokój zmroził jej serce. Starała się wytłumaczyć sobie, że ukochany pewnie chce zrobić jej jakiś głupi numer i pewnie za chwilę wyskoczy zza któregoś z drzew. Już za chwilę... Już teraz... Ale nic takiego się nie stało.
Z rosnącym niepokojem weszła na powrót między drzewa. Czy bezpieczeństwo, które czuła wcześniej było tylko ułudą? Nie... Ten chłopak na pewno by jej nie zostawił. Coś musiało mu się stać... Musi tylko go znaleźć, a wszystko znów będzie dobrze. Tylko bez niego czuła się taka bezradna... Nagle zrobiło się ciemno, jakby ktoś za machnięciem magicznej różdżki zgasił słońce. Las stał się nieprzyjazny, brunetka szła, a właściwie przedzierała się między drzewami, boleśnie raniąc stopy o ostre kamienie, których wcześniej przecież tam nie było. Co chwilę zaczepiała się o jakieś kolczaste rośliny, które drapały jej odkrytą skórę, lub wczepiały się w sukienkę. Gdzieś w oddali zahukała sowa, sprawiając, że mroczny las zaczął ją naprawdę przerażać. Radosna beztroska, którą czuła od kiedy się obudziła, zniknęła. Teraz jej umysł wypełniały niezliczone, przerażające myśli.
- Peter! - zawołała z przerażeniem, rozglądając się wokół.
W lesie zapanował chłód, dziewczyna drżała z zimna. Po chwili zerwał się straszliwy wiatr. Oczy dziewczyny zaszły łzami, kiedy znalazła się w nich ziemia niesiona przez okrutny wiatr. Starała się uspokoić szalone bicie serca. Skrawkiem sukienki otarła oczy, ale to sprawiło jedynie, że zaczęły bardziej piec. W oddali zobaczyła coś na kształt odzianej w czerń postaci. Wydawało jej się, że postać patrzy wprost na nią. Niewiele myśląc, zaczęła biec w przeciwnym kierunku. Próbowała jak najbardziej zwiększyć dystans dzielący ją od potencjalnego zagrożenia. W tym szaleńczym pędzie kilka razy upadła, boleśnie zdzierając kolana. Z trudem ignorowała ból, ale nie mogła się poddać. Tak niewiele brakowało jej do końca lasu... Między drzewami widziała kojące, słoneczne światło, które miało ją uratować. Tam na pewno będą ludzie, pomyślała, i zebrała resztki sił, by podjąć ostatnią próbę. Kroki, które słyszała za sobą, były coraz bliżej. Czuła, że nie zdoła, ale musiała spróbować. To była jej ostatnia szansa. Musi się udać... Zanim jednak dobiegła, opadła z sił. Tak niewiele brakowało... Odwróciła się, by widzieć swojego oprawcę. Będzie silna. Będzie walczyć do ostatniej chwili. Nie podda się. Nie da mu tej satysfakcji.
Kolejny raz upadła. Tym razem jednak nie dała rady się podnieść. Czarna postać była już tuż nad nią. Dziewczyna cofała się niezdarnie, na wpół siedząc, aż w końcu oparła się plecami o drzewo. Nie miała już dokąd uciec. A nawet jeśli znalazłaby jakąś drogę ucieczki, nie miała siły, by podnieść się na nogi. Postać była teraz doskonale widoczna. Była już pewna, że to mężczyzna. Od stóp do głów ubrany na czarno. Za nim powiewała czarna szata, niemal zlewająca się z lasem, w mroku, który panował dookoła. Najbardziej przerażający był fakt, że mężczyzna nie miał twarzy. Jego obecność sprawiała, że dziewczynę przepełniła przejmująca pustka w środku, mimo towarzyszących jej uczuć: strachu, bezsilności i samotności. Mężczyzna złapał ją za gardło, odcinając jej dopływ powietrza i uniósł ją z ziemi. Dusiła się. Szarpała się, wyrywała i kopała, póki nie wyczerpała resztek sił. W końcu opadła bezwładnie, nie mogąc się już poruszyć. W pionie trzymały ją tylko zaciśnięte na gardle dłonie. Nie mogła krzyczeć. Nie mogła złapać oddechu. Czuła, że to już naprawdę koniec. Ostatnim co zobaczyła, były czarne, zionące pustką, okrutne oczy, które pojawiły się na jego obliczu tylko na ułamek sekundy. A w końcu i one rozpłynęły się w ogarniającym ją mroku.
Miała już całe naręcze kwiatów, kiedy usłyszała gdzieś w oddali, między drzewami szelest. Rozejrzała się, próbując odnaleźć źródło dźwięku. Z początku była zaniepokojona, ale uspokoiła ją myśl, że to tylko królik, który szukał pożywienia. Uśmiechnęła się do siebie i pokręciła głową z niedowierzaniem. Co złego mogłoby się stać w tak pięknym miejscu? Ledwie o tym pomyślała, poczuła jakiś dotyk na swoich plecach. Pisnęła cicho, odskakując. Kwiaty, które trzymała w ramionach posypały się na ziemię. Odwróciła się, spodziewając się ujrzeć tylko jakąś gałąź, zwieszającą się z jednego z niższych drzew, a tymczasem zobaczyła młodego mężczyznę. Nie widziała jego twarzy, gdyż na jego plecy, i wprost na nią padały promienie słońca, oślepiając ją i sprawiając, że postać była w cieniu. Brunetka cofnęła się o kilka kroków, a jej ciało spięło się w nerwowym oczekiwaniu na rozwój akcji.
- Spokojnie... - usłyszała znajomy głos, który wypełniał przyjemnym ciepłem jej ciało. Niepokój zniknął równie szybko, jak się pojawił.
- Peter! - zawołała, podchodząc bliżej. - Nie musiałeś mnie tak straszyć.
Chłopak wyszedł do niej na polanę i wreszcie mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Chłopak miał na sobie dżinsy i rozpiętą koszulę, ukazującą niesamowicie umięśniony brzuch. On również był boso. Już na sam ten widok dziewczynie zrobiło się gorąco. Uniosła wzrok, by przyjrzeć się jego twarzy. Promienie słońca tańczyły w jego rudych włosach, wywołując niesamowite wrażenie. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, obejmujący również zielone, błyszczące oczy. Jej serce zaczęło trzepotać jak szalone w nierównym rytmie, a na jej policzki wpłynął rumieniec. Spuściła wzrok, starając się ukryć fakt, że się rumieni. Mężczyzna tylko zaśmiał się ciepło i podszedł jeszcze bliżej, obejmując ją silnymi ramionami, którym nie mogła i nie chciała się oprzeć. Przytuliła się do niego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Znów wszystko było doskonale. Czuła, że właśnie tu jest jej miejsce. Właśnie przy nim. Trwali tak, przytuleni, przez dłuższą chwilę. W końcu chłopak się odezwał.
- Chodź, znalazłem niesamowite miejsce, kiedy spałaś - oznajmił, uśmiechając się jeszcze szerzej. Złapał brunetkę za rękę i poprowadził między drzewa. Poszła za nim bez wahania. Wiedziała, że poszłaby za nim wszędzie. Nie musiała się obawiać niczego złego z jego strony. Kochał ją, a ona widziała to w jego oczach. Mimo wszystko wciąż jej to powtarzał. Był przy niej. Chronił i dbał o nią. A ona odwzajemniała się tym samym.
- Wyspałaś się? - zapytał, patrząc na nią z troską. Odpowiedziała mu uśmiechem.
- I to jak. Długo spałam?
- Kilka godzin. Zdążyłem się na Ciebie napatrzeć, a później zwiedzić okolicę - prowadził ją wąską, leśną ścieżką, a las z każdym krokiem stawał się coraz gęstszy.
- Niedługo będziemy musieli wracać, prawda? - zapytała z żalem wyczuwalnym w głosie, przyglądając się z czułością jak ukochany odsuwa grube gałęzie, by mogła spokojnie przejść. W pewnej chwili zasłonił jej oczy i jeszcze kawałek przeszli właśnie w ten sposób. Do uszu dziewczyny dobiegł cichy szum. Zaintrygowało ją to.
- Jesteśmy - szepnął jej do ucha i zabrał dłonie z jej oczu. To, co zobaczyła, było piękne. Przed nimi rozciągała się wstęga krystalicznie czystej wody, tworząca strumyczek. Dziewczyna przykucnęła, nabierając w dłonie lodowatą wodę. W końcu odwróciła się w stronę chłopaka z uśmiechem, który zastygł na jej twarzy. Zniknął. Jeszcze przed chwilą czuła jego obecność za sobą, a teraz po prostu go nie było. Niepokój zmroził jej serce. Starała się wytłumaczyć sobie, że ukochany pewnie chce zrobić jej jakiś głupi numer i pewnie za chwilę wyskoczy zza któregoś z drzew. Już za chwilę... Już teraz... Ale nic takiego się nie stało.
Z rosnącym niepokojem weszła na powrót między drzewa. Czy bezpieczeństwo, które czuła wcześniej było tylko ułudą? Nie... Ten chłopak na pewno by jej nie zostawił. Coś musiało mu się stać... Musi tylko go znaleźć, a wszystko znów będzie dobrze. Tylko bez niego czuła się taka bezradna... Nagle zrobiło się ciemno, jakby ktoś za machnięciem magicznej różdżki zgasił słońce. Las stał się nieprzyjazny, brunetka szła, a właściwie przedzierała się między drzewami, boleśnie raniąc stopy o ostre kamienie, których wcześniej przecież tam nie było. Co chwilę zaczepiała się o jakieś kolczaste rośliny, które drapały jej odkrytą skórę, lub wczepiały się w sukienkę. Gdzieś w oddali zahukała sowa, sprawiając, że mroczny las zaczął ją naprawdę przerażać. Radosna beztroska, którą czuła od kiedy się obudziła, zniknęła. Teraz jej umysł wypełniały niezliczone, przerażające myśli.
- Peter! - zawołała z przerażeniem, rozglądając się wokół.
W lesie zapanował chłód, dziewczyna drżała z zimna. Po chwili zerwał się straszliwy wiatr. Oczy dziewczyny zaszły łzami, kiedy znalazła się w nich ziemia niesiona przez okrutny wiatr. Starała się uspokoić szalone bicie serca. Skrawkiem sukienki otarła oczy, ale to sprawiło jedynie, że zaczęły bardziej piec. W oddali zobaczyła coś na kształt odzianej w czerń postaci. Wydawało jej się, że postać patrzy wprost na nią. Niewiele myśląc, zaczęła biec w przeciwnym kierunku. Próbowała jak najbardziej zwiększyć dystans dzielący ją od potencjalnego zagrożenia. W tym szaleńczym pędzie kilka razy upadła, boleśnie zdzierając kolana. Z trudem ignorowała ból, ale nie mogła się poddać. Tak niewiele brakowało jej do końca lasu... Między drzewami widziała kojące, słoneczne światło, które miało ją uratować. Tam na pewno będą ludzie, pomyślała, i zebrała resztki sił, by podjąć ostatnią próbę. Kroki, które słyszała za sobą, były coraz bliżej. Czuła, że nie zdoła, ale musiała spróbować. To była jej ostatnia szansa. Musi się udać... Zanim jednak dobiegła, opadła z sił. Tak niewiele brakowało... Odwróciła się, by widzieć swojego oprawcę. Będzie silna. Będzie walczyć do ostatniej chwili. Nie podda się. Nie da mu tej satysfakcji.
Kolejny raz upadła. Tym razem jednak nie dała rady się podnieść. Czarna postać była już tuż nad nią. Dziewczyna cofała się niezdarnie, na wpół siedząc, aż w końcu oparła się plecami o drzewo. Nie miała już dokąd uciec. A nawet jeśli znalazłaby jakąś drogę ucieczki, nie miała siły, by podnieść się na nogi. Postać była teraz doskonale widoczna. Była już pewna, że to mężczyzna. Od stóp do głów ubrany na czarno. Za nim powiewała czarna szata, niemal zlewająca się z lasem, w mroku, który panował dookoła. Najbardziej przerażający był fakt, że mężczyzna nie miał twarzy. Jego obecność sprawiała, że dziewczynę przepełniła przejmująca pustka w środku, mimo towarzyszących jej uczuć: strachu, bezsilności i samotności. Mężczyzna złapał ją za gardło, odcinając jej dopływ powietrza i uniósł ją z ziemi. Dusiła się. Szarpała się, wyrywała i kopała, póki nie wyczerpała resztek sił. W końcu opadła bezwładnie, nie mogąc się już poruszyć. W pionie trzymały ją tylko zaciśnięte na gardle dłonie. Nie mogła krzyczeć. Nie mogła złapać oddechu. Czuła, że to już naprawdę koniec. Ostatnim co zobaczyła, były czarne, zionące pustką, okrutne oczy, które pojawiły się na jego obliczu tylko na ułamek sekundy. A w końcu i one rozpłynęły się w ogarniającym ją mroku.
Noo, fajnie :D Nie powiem, żebym zrozumiała o co w tym chodziło, ale okej :D Rozumie, że Peter+ Elieen jest na czasie :D Baaardzo mi się to podoba. Znając moje szczęście cała tyn rozdział okaże się snem :d I oby :D ♥ Pozdrawiam :d ~łapa
OdpowiedzUsuńChcesz konkretny komentarz co do formy i treści? Spoko ^^
OdpowiedzUsuńMasz świetnie wypracowany styl, jest znacznie lepiej niż w pierwszych notkach. Dobrze opisujesz jej uczucia i kreujesz atmosferę. Sama odczuwałam jej szczęście gdy była w Peterem i tak samo czułam jak napięcie rosło gdy on zniknął. Opisy miejsc masz opanowane do perfekcji, była jedna lub dwie powtórki, ale to ani trochę nie zepsuło tej 'aury' opowiadania. Nie ma żadnych błędów ortograficznych, które ja bym widziała, interpunkcja też świetna.
Co do treści, to muszę ci powiedzieć, że troszkę oklepane, chyba że to się działo na prawdę, a nie, tak jak przypuszczam, we śnie. Ale to nie zmienia faktu że było bardzo interesująco i ciekawie. Chciałabym tylko wiedzieć kim był ten mężczyzna, który ją na końcu gonił i co jej chciał zrobić.
A teraz spowrotem do mojego normalnego ja: OMG OMG OMG OMG OMG!!! To był sen tak??? Proszę powiedz że tak!! Bo jak sie coś Eileen stanie to cię zabije!!! Ale początek był taaaki slooooodki!!!!!! Wreszcie dziewczyna uświadomiła sobie ze go kocha!!! Tylko niech mu to jeszcze powie xD. Czekam na następny rozdział!! ^^^^^^^^^
Ty wiesz, że jesteś głupia, kochanie? <3
UsuńOklepane, ale masz nadzieję, że sen? No co za ludź, no ^^
Oj jeszcze parę rzeczy Cię chyba zaskoczy, jeśli tylko będę miała nastrój, by pisać dalej. Bo pomysł jest, ale gorzej z resztą ;p
I tak się powinno pisać takie komentarze, Pete!!!
Nie nie nie. Ja tak nie potrafię. Podoba mi się ^.^ Podoba mi się i to bardzo. Czekam tylko na jakieś konkrety, a nie na sen :D
OdpowiedzUsuń