środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 41

- Powitajcie Jamesa Worthingtona. - oznajmił Dyrektor, wskazując na drzwi do komnaty, która przylega do Wielkiej Sali - Dołączy do Ravenclaw'u.
Przy stołach znów zaległa cisza. Wszyscy chcieli już zobaczyć tego nowego ucznia, o którego przybyciu dowiedzieli się przed kilkoma dniami, a na temat którego nie wiedzieli nic. Kiedy drzwi się uchyliły, większość dziewcząt wstrzymało oddech. Zza nich wolnym krokiem wyłonił się "nowy". James był wysoki i szczupły, ale za to umięśniony. Wyglądał na kilka lat starszego. Kosmyki czarnych jak noc włosów spływały mu na oczy, które były równie czarne, o tym samym głębokim odcieniu. Można było w nich utonąć. Lekko opalona skóra i idealna biel zębów mocno kontrastowały ze sobą. Miał na sobie czarne dżinsy i koszulę, na której już widniał granatowo-srebrny krawat. Wszędzie wokół dało się słyszeć ciche westchnienia. Nowy Krukon objął wzrokiem całą salę i skierował się do stołu Krukonów. Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. Nie spodziewał się aż takiej reakcji. Było to jednakowoż zrozumiałe - dawno nie miał przyjemności przebywać w tak wielkim gronie osób, gdzie przynajmniej połowę stanowiły młode kobiety. Poza tym nie uważał się za szczególnie przystojnego.
- Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o dzisiejszym wyjściu do Hogsmeade? - zapytał donośnym głosem Dyrektor, kiedy już nowy uczeń zajął swoje miejsce, a na sali znów podniosła się wrzawa. Jak przypuszczał - większość uczniów zapomniała. Przy stołach znów zrobiło się głośno.
Tego dnia nie było to jednak normalne śniadanie, przy którym uczniowie śmiali się i rozmawiali. Tej uczcie towarzyszyła wielka ekscytacja. Było o wiele głośniej niż zazwyczaj i wszyscy musieli się wzajemnie przekrzykiwać. Nauczyciele nie byli tym zachwyceni.
Już pod koniec śniadania, kiedy uczniowie zaczynali wracać do swoich Pokoi Wspólnych, do Eileen podbiegł pierwszoroczny Ślizgon. Spojrzał na nią wielkimi, pełnymi ufności oczami. Odczekał chwilę i wypowiedział kilka słów, których w tym hałasie nie dało się dosłyszeć. Zawiedziony i zawstydzony tym, że nie wypełnił dobrze swojego zadania, zwiesił głowę. Brunetka zaśmiała się i pochyliła się w jego kierunku, by dobrze usłyszeć, co dzieciak ma jej do powiedzenia. Gestem zachęciła go, by powtórzył. Chłopiec stał przez chwilę z rozdziawioną buzią, zanim zdecydował się, by powtórzyć dziewczynie wiadomość.
- D-Dyrektor prosi... - zaczął drżącym głosem i urwał, by złapać powietrze. - Żebyś przyszła do jego gabinetu - dokończył już głośno i wyraźnie, i zniknął jej z oczu równie szybko jak się pojawił, tym samym wywołując śmiech osób siedzących wokół. Eileen spojrzała na nich i przewróciła oczami. Mruknęła do Dylana, że zobaczą się niedługo w Pokoju Wspólnym i odeszła.
Idąc, zastanawiała się, że sama również zapomniała o tym, że tego dnia jest wyjście do wioski. Z nikim się jeszcze nie umówiła, ale po wydarzeniach z ostatnich dni oczywistym było, że wybierze się do Hogsmeade z Dylanem. Obydwoje nie mieli teraz ochoty na towarzystwo osób trzecich. Westchnęła. Myśli o wyjściu zastąpiła ciekawość - czego Dyrektor może on niej chcieć? Co jest tak ważne, że ma udać się do jego gabinetu?

Kiedy Dylan odszedł od stołu Ślizgonów z kumplami, Annie została sama. Skrzywiła się na tę myśl. "Przyjaciele", fuknęła w myślach, nawet nie zastanawiając się nad tym, że być może sama popsuła ich relacje. Nie, to było oczywiste, że wina nie leżała po jej stronie. To oni ją wystawili. Najpierw Eileen odcięła się od nich wszystkich, a później Dylan... Po prostu ją rzucił. Ale nie mogła tego tak zostawić. O nie.
W zamyśleniu skierowała się do stołu, przy którym urzędowali Gryfoni. Potrząsnęła głową pozbywając się rozpraszających myśli. Poprawiła włosy i usiadła tuż koło Petera.
- Cześć - zagaiła ostrożnie, delikatnie modulując swój głos, by wyjść na nieco zagubioną i przygnębioną. - Macie coś przeciwko, żebym zabrała się z Wami do wioski?
- No... Jasne, możesz z nami iść - odpowiedział po chwili Tom, widząc, że Petera zamurowało. Mimo tego, że wcześniej dziewczyna razem z Eileen trzymała się z ich paczką, wszyscy byli zaskoczeni. Bardziej wyglądało to tak, że to Eileen przyjaźniła się z nimi, a blondynka tylko jej towarzyszyła. Bawiła się razem z nimi, ale jakoś zawsze była na uboczu, nie zauważona. A teraz sama do nich przyszła.
- Dziękuję - odrzekła Ślizgonka z uśmiechem. W jej oczach dało się dostrzec wdzięczność.
- Coś się stało? - zapytała po chwili Rose, czując, że coś tu nie gra.
- Po prostu... Posprzeczałam się z Dylanem, a Eileen... No cóż, to długa historia - na twarzy Annie zagościł smutek. Odpowiedź była wymijająca, ale Gryfoni pomyśleli, że po prostu jest to dla dziewczyny ciężki temat. Nie wnikali.
- Za pół godziny pod zegarem? - zaproponowała Sylwia, a Annie skinęła tylko głową i odeszła. Uśmiechnęła się sama do siebie i pognała do Pokoju Wspólnego, by się przygotować.

Eileen zatrzymała się niepewnie pod drzwiami do gabinetu Dyrektora. Wzięła kilka głębokich wdechów i uniosła dłoń, aby zapukać. Drzwi otworzyły się same, nim jeszcze zdążyła je dotknąć i jej oczom ukazał się gabinet. Na ścianach wisiały portrety byłych dyrektorów Hogwartu. Część z nich spała, inni rozmawiali między sobą przyciszonymi głosami. Tylko jeden obserwował to, co działo się w środku. Dumbledore spojrzał na nią z dobrotliwym, uspokajającym uśmiechem. Ślizgonka również uśmiechnęła się do niego i przestąpiła próg. Od jej ostatniej wizyty niewiele się tu zmieniło. Po jej prawej stronie stała wysoka szafka z przeszklonymi drzwiczkami. W jej wnętrzu znajdowały się różnego rodzaju eliksiry, buteleczki z czymś, co musiało być wspomnieniami - ich zawartość była srebrno-błękitna i połyskliwa. Na najniższej półce stała samotnie Myślodsiewnia. Po lewej stronie niezmiennie znajdowała się, większa od poprzedniej, szafka. W przeciwieństwie do tej pierwszej, ta miała drewniane drzwiczki z mosiężnymi klamkami. Wyglądała naprawdę solidnie. Co jakiś czas coś w jej wnętrzu pobrzękiwało lub buczało cicho. Żaden z uczniów, a być może i nauczycieli nie miał pojęcia, co się w niej znajdowało. Obok szafki stał stolik, na którym był duży fałszoskop - nie taki jak te malutkie bączki ze sklepu Weasley'ów, tylko naprawdę porządny. Ponad nim, na półce leżała stara Tiara Przydziału, której historia sięgała aż założenia Hogwartu. Po przeciwnej stronie do wejścia mieściły się schody, prowadzące zapewne do prywatnych komnat Dyrektora. Natomiast na środku pomieszczenia, na okrągłym, mocno już przykurzonym dywanie stało wielkie, dębowe biurko. Po jednej jego stronie stał duży, obity miękkim perkalem fotel, w którym siedział sędziwy starzec. Po stronie drugiej stały dwa, mocno już wysłużone krzesła, z których jedno było zajęte przez nowego ucznia.
- Witaj, Eileen. Oczekiwaliśmy cię - oznajmił Dyrektor z uśmiechem. - Siądź proszę. Napijesz się czegoś?
- Dziękuję - odpowiedziała grzecznie i usiadła. W tym czasie mężczyzna sięgnął do dzbanka z herbatą. Został jednak uprzedzony przez Jamesa.
- Cóż za miły młodzieniec... - rzekł, na chwilę zapominając o tym, dlaczego zaprosił ich do siebie. - Na wstępie, dziękuję wam, że przyszliście. Zapewne zastanawiacie się, dlaczego was tu sprowadziłem. - Oznajmił, wciąż odwlekając w czasie wyjawienie powodu tego nietypowego zebrania. W końcu zwrócił się do Eileen. - Chciałbym, żebyś w najbliższym czasie pomogła się zaaklimatyzować panu Worthingtonowi. Oprowadzisz go po szkole i okolicy, prawda?
- Tak, oczywiście... - odpowiedziała po chwili, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą zobaczyła. Czyżby Dyrektor do niej mrugnął? Nie, to nie możliwe. - Wkrótce wybieram się do Hogsmeade i z chęcią pokażę Jamesowi kilka ciekawych miejsc - dodała, i upiła łyk herbaty. Była to najlepsza herbata, jaką kiedykolwiek było dane jej pić, ale nie było to nic zaskakującego. W końcu napój przygotowany był dla Dyrektora.
- Doskonale - mruknął starzec w odpowiedzi i spojrzał na portret Dumbledore'a, który tylko pokiwał do niego z uznaniem i uśmiechnął się. - Pan Worthington dołączy do Twojej grupy na Obronie przed Czarną Magią, Zaklęciach i Eliksirach. Jak dobrze wiesz, Krukoni z jego roku nie uczęszczają na Eliksiry, dlatego chciałbym, żebyś mu pomogła.
- Tak jest - odpowiedziała z uśmiechem, który był nieco wymuszony. Ma mu pomóc w Eliksirach? Jest taki okropny? Dlaczego ona, a nie Peter? Odpowiedź nasunęła się sama - Peter się zwyczajnie do tego nie nadawał. Nie potrafił zachować powagi i z pewnością nie zmarnowałby takiej szansy, aby z kogoś zażartować.
Omówili jeszcze kilka istotnych rzeczy i Dyrektor pozwolił im odejść. Zrobiło się późno, a Dylan czekał na nią w Pokoju Wspólnym. Poprosiła Jamesa, by poczekał na nią w Sali Wejściowej, a gdy skinął głową, popędziła biegiem do lochów. Wpadła do dormitorium, wzięła tylko jakąś bluzę, przeczesała włosy i już po chwili razem z przyjacielem udała się w kierunku wyjścia z zamku, po drodze tłumacząc mu po co wezwał ją Dyrektor i dlaczego zajęło to tyle czasu. Ślizgon skinął tylko głową ze zrozumieniem.
Teraz przed nimi było ważne zadanie - musieli oprowadzić Jamesa po Hogsmeade.

2 komentarze:

  1. Oooooo, James już mi się podoba, takie ciacho i jeszcze krukon, czego chcieć więcej? : d Czemu akurat Eileen, a nie ktoś z jego domu o.O? Annie szuka nowych przyjaciół? Sama sobie winna ... Uhuhuu, jestem ciekawa co będzie Hogsmeade! Pisaj szybko!

    PS. Zapraszam na pierwszy rozdział http://echo-twoich-slow.blogspot.com/2013/06/jeden.html <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubie Jamesa.... on zabierze Eileen Peterowi.... nie lubie go..... ;/ ;/:/;/;/;//;;;/;/;//;//;/;/
    i dupa...
    jskdhjsdh
    Lexie :3

    OdpowiedzUsuń