piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 39

Życie i miłość... Dla jednych są darem od Boga, inni uważają je za przekleństwo... 
Niektórzy ludzie potrafią cieszyć się życiem na każdym jego kroku. Przezwyciężają wszelkie problemy, nie zważają na niepowodzenia. Można nawet bez wahania powiedzieć, że są szczęśliwi. Co daje im to szczęście? Jeden uśmiech, dobra książka, czy ciepły letni deszcz... Nie wspominając już o spełnionej miłości, szczęśliwej rodzinie.
Są też jednak tacy, którzy po nawet najdrobniejszym niepowodzeniu czują się jakby zawalił im się świat. Nie radzą sobie z życiem, ze sobą... Wciąż zastanawiają się nad tym, co sprawia, że spadają na dno... Zakochują się w niewłaściwych osobach. Ich miłość jest trudna lub nieodwzajemniona, a życie zamiast cudownym czasem radości, jest nieustającym trudem... Wtedy widzą tylko jedno wyjście z sytuacji...
Samobójstwo. I tu znów spotykamy się ze skrajnymi poglądami. Raz oceniane jest jako słabość, kiedy indziej jako siła. Przecież nie każdy ma dość odwagi, by odebrać sobie życie, prawda? Ale z drugiej strony, czy nie jest to ucieczka od problemów? Słabość? Czy objawem siły nie jest walka z trudnościami, które przygotowuje dla nas los? Człowiek jest zbyt silny by umrzeć, czy zbyt silny, by żyć?
A Ty? Jesteś silny, czy słaby..? 

"A więc to tak czuje się samobójca przed skokiem", pomyślała Eileen, patrząc w dół. Dla pewności złapała się wyższej części muru, zwanego krenelażem. Stała boso na zimnej skale, z której zbudowana była wieża Astronomiczna. Skierowała wzrok z powrotem na roztaczający się w dole krajobraz. Jezioro lśniło cudownie w blasku księżyca, wysokie trawy wokół niego tańczyły w delikatnym wietrze. Zakazany Las był tylko wielką ciemną plamą w oddali. Mimo to, dochodziło z niego wiele nocnych odgłosów. Od czasu do czasu pohukiwała jakaś sowa, słychać było trzask gałęzi. Gdzieś w oddali cykały świerszcze. Gdyby nie fakt, że cały zamek pogrążony był we śnie, dziewczyna nigdy by tego nie dosłyszała.
Bez trudu też  wychwyciła cichy odgłos kroków na schodach. Z żalem odwróciła się plecami do cudownych widoków roztaczających się w dole. Jej oczom ukazał się Peter. Stał nieruchomo, wpatrując się w nią z przerażeniem. Trwało to tylko kilka sekund, ale mogła mu się dobrze przyjrzeć. Wyglądał doskonale, jak zwykle. Rude włosy nieco opadały mu na oczy tak intensywnie zielone, że nawet w środku nocy, w bladym księżycowym świetle widziała ich kolor. Westchnęła, a jej serce drgnęło, jakby próbując wydostać się zza otaczającego je muru. Opuściła nieco wzrok, by zerknąć na jego umięśnione ramiona i brzuch, który skrywała czarna koszulka. Mimo dżinsowych spodni widać było również zarys mięśni jego nóg. Nie miał na sobie szaty, tak jak to miało miejsce w ciągu dnia.
Kiedy chłopak odzyskał władzę nad swoim ciałem z wahaniem ruszył w jej kierunku. Poruszał się niepewnie, ale szybko, zapewne myśląc, że dziewczyna skoczy już w tej chwili. Ona jednak tylko wyciągnęła przed siebie dłoń w znaczącym geście.
- Stój - dodała cicho, dla pewności. Posłuchał.
- Co robisz? - zapytał wzburzony, ale i zaniepokojony. - Złaź stamtąd.
- Chciałeś porozmawiać. Więc słucham.
- Wolałbym, żebyś najpierw zeszła... - zrobił niepewny krok w jej stronę. Cały czas zmniejszał dzielący ich dystans.
- O czym chciałeś porozmawiać? - ponagliła go, wciąż nie ruszając się z miejsca.
- O... O tym co się stało. Eileen, wiesz przecież, że nie chciałem Cię opuścić... - zaczął, ostrożnie dobierając słowa. Jak powinien z nią rozmawiać, by zapobiec tragedii? Czy naprawdę doprowadził ją do ostateczności?
- Przypisujesz sobie zbyt wiele -  uśmiechnęła się. Widział w jej oczach, że jest jakby lekko... Nieobecna
- Jasne, wiele się wydarzyło... Ten... Te sny... Minęły?
- Nie, nie do końca. Jeszcze czasem je mam. Nie ma się czym przejmować, to nie jest moje największe zmartwienie...
- Tak, wiem... To zmartwienie stoi właśnie przed Tobą... - dodał niepewnie. Czuł, że tak jest. Ale Eileen sprawiała wrażenie, jakby jej te słowa nie obeszły. W rzeczywistości było zupełnie inaczej, ale nie zamierzała tego okazywać. Teraz się martwił, a wcześniej... Zerknęła przez ramię w zamyśleniu.
- To byłoby takie proste... Wystarczyłaby tylko chwila...
- Ale to nie jest rozwiązanie... Nie możesz tego zrobić, Leen...
- Niby dlaczego? Co mnie tu trzyma? - zapytała łamiącym się głosem. Czy to rozwiązanie byłoby takie złe? Czy jeśli naprawdę jest złe, to dlaczego w ogóle kiedykolwiek o tym pomyślała? Wyraz rozpaczy na twarzy Petera jeszcze się pogłębiał.
- Masz przyjaciół, ojca... Mnie...
- Ciebie? - zaśmiała się, niemal histerycznie. - Kiedyś tak myślałam... Ale to wszystko było kłamstwem. Cała ta nasza przyjaźń... Była tylko złudzeniem, Peter. Czyż nie?
- Nie! - zawołał, nieco zbyt ostro, więc szybko dodał: - Przepraszam. Przecież wiesz, że mi zależy. Zawsze tak było... Wiesz, prawda?
- Pytasz, czy wiem? Nie, ja już nic nie wiem. W co mam wierzyć? - W jej wypowiedziach cały czas słychać było rozpacz. "Po co to robisz?", usłyszała cichy głosik w swojej głowie. No właśnie, po co? Jej serce uwięzione było za grubym murem, który nie dopuszczał do niej uczuć, które żywiła do rudego. Więc co ją podkusiło? Przecież wcale nie zamierzała skoczyć. Od początku była to swego rodzaju gra. Chciała, żeby Gryfon przez chwilę poczuł się tak, jak ona czuła się przez tyle czasu. Być może to miała być swego rodzaju zemsta?.
- Ja wierzyłem, że tak będzie dla Ciebie lepiej, że Cię ochronię... Wiem, myliłem się... Ale naprawię to. Obiecuję, jakoś to naprawię, tylko mi pozwól...
- Ale ja już mam tego wszystkiego dosyć, rozumiesz? Chcę tylko świętego spokoju...
-  Nie. Nie możesz... Wszystko się ułoży, zobaczysz...
 Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy. Peter stał tak blisko... Nawet nie wiedziała kiedy się do niej przysunął. Widziała w jego oczach nieme błaganie. Jakby faktycznie mu zależało. Wcześniej nic na to nie wskazywało. Śmiał się ze znajomymi, spacerował z Lianne... Naprawdę mu się podobała. Eileen chciała, żeby go bolało... Ale teraz, kiedy tak patrzyła w jego zrozpaczone, przerażone oczy... Nie potrafiła dłużej go ranić, nie mogła tego ciągnąć. Westchnęła. Odwróciła się, znów patrząc na ten zapierający dech w piersi widok. Co powinna zrobić? Nie chciała znów się angażować. Nie chciała znów cierpieć. Ale nie mogła też wpędzać go w takie poczucie winy. Widziała w jego oczach, że jeśliby skoczyła, to on skoczyłby za nią... Czy nie odegrała się na nim już wystarczająco?
- Dobrze... - szepnęła. Zwiesiła ramiona. Już chciała odwrócić się, by zejść z blanki, kiedy poczuła jak grunt usuwa jej się spod nóg. 
 Kiedy zgodziła się zejść z krenelażu Peter odetchnął z ulgą. Nie trwało to jednak długo. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Serce znów mu zamarło, gdy Eileen, nie wiedział nawet w jaki sposób zaczęła spadać. Rzucił się w jej kierunku i brunetka poczuła silne ramiona oplatające ją w pasie. Została ściągnięta z blanki. Gryfon przycisnął ją mocno do siebie. Ślizgonka z trudem obróciła się w jego objęciach i wtuliła się w jego szeroką klatkę piersiową. Drżała. Wcześniej myślała: "Czym jest życie bez ryzyka?", ale teraz... Przecież mogła spaść w każdej chwili, kiedy jeszcze go nie było, kiedy był za daleko, by ją złapać... A gdyby nie miał takiego refleksu... Po kilku długich sekundach, kiedy już się nieco uspokoiła, uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Bardzo chciała mu podziękować, ale żadne słowo nie przeszło jej przez gardło. Kiedy Peter pochylił się, by ją pocałować, nie protestowała. Jeszcze  niedawno marzyła tylko o tym, by poczuć jego usta na swoich, naprawdę - nie tylko we śnie. Wiele razy wyobrażała sobie ten moment. Chciała, żeby było jak w bajce, mimo, że takie myślenie nie pasowało do uczennicy Domu Węża. A teraz, kiedy już się od niego uwolniła, nadszedł ten moment... Odrzuciła od siebie tę myśl, kiedy ich usta się zetknęły. Eileen jedną ręką objęła go za szyję, a drugą położyła mu na klatce piersiowej. Kiedy tak ją całował, jej wszystkie zmartwienia bladły, znikały... Czuła jak mur wokół jej serca zaczyna się rozpadać, kruszy się... To ją przeraziło. Z niemałym trudem i ze łzami w oczach odepchnęła od siebie chłopaka i zniknęła na klatce schodowej.

Strach... Największa przeszkoda na drodze do szczęścia. Na drodze do miłości...

* * *
Uff, udało się...
Dla Cathy <3 Mojej muzy :D

6 komentarzy:

  1. Zabiję cię ! Rozumiesz. Normanie yh! Ja tu w strachu żyłam, że ona serio skoczy, a ty mi tu takie ekscesy urządzasz. Mam być długo więc będzie. Po pierwsze, nie Cathy, błagam! Już wolę pojebaniec XDD Po drugie nie zabij się na tej drabinie, bo z kim ja pisać będę ;c Po trzecie, co do rozdziału. Na serio super. Z jednej strony szkoda mi, że nie skoczyła, a z drugiej ciesze się, że to jeszcze nie koniec. Oby tylko cukierkowo nie było bo yh.. UDUSZĘ ! :D Ten pierwszy fragment o samobójstwie i wgl.. Genialny... zupełnie jak.. no nie wiem.. z jakiejś dobrej psychologicznej powieści, jakich w chuj na moich półkach. Podobało mi sie jak nie wiem. Teraz tylko poczekac na te koljne rozdziały, o które non stop będe cię męczyć ♥ Byleś tego nie kończyła. To jest jedeny blog, który nie jest Sev lub Dra mione i którego czytam ♥ Więc pisz ! :D A potem następny i następny :P
    PS: To mój ulubiony rozdział bo tak cholernie kojarzy mi się z tym zjebanym Titaniciem XD Mój zjebany, ukochany film XD XD Życze weny ~łapa .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czemu nie Cathy? :D Nosz tak pieszczotliwie chciałam...
      Nie zabiłam się - nadal ze mną :D
      Oj bo ona w ogóle nie zamierzała skakać.
      Będziesz męczyć? Trzymam za słowo.
      Piszę piszę. Ten.
      Titaniciem?!?!
      Weny? To Ty jesteś moją muzą, pojebańcu! <3
      Taak, komentarz mi się podoba :D

      Usuń
  2. JEJKU. GŁUPIO MI. NAWET NIE ZAUWAŻYŁEM ŻE WRÓCIŁAŚ ;_; jaka ze mnie podła fanka. serio. dawno tu nie wchodziłam, głupia głupia głupia xd no ale.. mam nadzieję że mi wybaczysz choć w pewnym stopniu. tak w ogóle to ostatnio prawie wszystko sobie olałam, czo ta andzia :c przeczytałam dziś te dwa cudowne rozdzialiki i... BOŻE! malutki stresik i niepewność, uwielbiam te emocje czytając opowiadania. Twoje u mnie takie właśnie wywołało. dziękuję Ci za to! :D poza tym.. uwielbiam snute przez Ciebie refleksje, mówiłam Ci to? chyba nie. ale teraz wiesz ^^

    "Strach... Największa przeszkoda na drodze do szczęścia. Na drodze do miłości... " - genialny cytat na koniec! świetny! hahaha jebany filozof z Ciebie no XD <3

    poza tym.. serio, myślałam że skoczy. dzięki, że nie skoczyła XD

    czekam na dalszą część. mam nadzieję, że Ci weny nie zabraknie :D bo mi, niestety, wciąż ona nie dopisuje. a więc, powodzenia w pisaniu! kiedy coś nowego się pojawi? ^^

    czekam, Twoja oddana, aczkolwiek nieogarnięta i niezmobilizowana fanka, Andzia :D :* [http://dramionestory.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam wybaczam ;D Ja też bardzo często robię sobie mega zaległości, nie tylko w pisaniu, ale i czytaniu. Cieszę się, że wróciłaś :D
      No tak sobie napisałam takie coś, uważasz, że filozof??
      A pojawi się jak... Jak napiszę? Postaram się jakoś niedługo.
      I tak Cię uwielbiam :D
      I tak, wiem, który to Twój blog ;)

      Usuń
  3. Boooooże! Ty chcesz, żebym ja zawału dostała!? Byłam święcie przekonana, że Eileen skoczy, a tu BUM! Nie skoczyła. Te refleksje - świetne! W życiu nie umiałabym czegoś takiego napisać. A końcówka, booże, znowu myślałam, że spadnie, ale nie Peter zawsze w pogotowiu! Czy oni w końcu będą razem? xD Czekam, czekam, czekam na więcej !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. TAK! NARESZCIE! NIECH TERAZ SIE WSZYSTKO UŁOŻY, NIECH SIĘ OŻENIĄ I MAJĄ GROMADKĘ DZIECI!! :3 wtedy bede szczesliwa :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D :D : D: D: D: D: D: D: D: D: D:D :D :D :D :D :D :D :D D: D: D: D:D :D :D :D :D :D :D :D :D D:D nawet nie wiesz jak ja sie cieszeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee pocalowali sieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee omggggggggggggggggggggggg uwielbiam cieeeeeeeeeeeeee



    askdhskjdfakjsdggfds
    Lexie :3

    OdpowiedzUsuń