Od kilku minut przyglądał się dziewczynie. Eileen z wielkim przejęciem wertowała księgi, próbując ogarnąć rozumiem to, co widzi. James wiedział, że jeśli chodziło o połowę książek, dziewczyna nie mogła nic zrozumieć. Część była już bardzo zniszczona i treść była rozmyta, a część była w innych językach. Staroangielski, łacina, a nawet prastary język magów. To jednak nie zmieniało faktu, że brunetka była zachwycona. Wpatrywała się w pochyłe, ręczne pismo w kolejnej księdze, którą wzięła do ręki. To było podniszczone, opasłe tomiszcze, nie posiadające tytułu. Odwracała delikatnie kruche kartki, obawiając się, że za chwilę się rozsypią. Z pasją przyglądała się nietypowym literom i ręcznie rysowanym ilustracjom. Zastanawiała się ile taka księga może mieć lat. Zupełnie zapomniała o tym, że są w Pokoju Życzeń i wszystkie przedmioty były tylko wiernymi kopiami oryginałów znajdujących się gdzieś tam, daleko, w prawdziwym pokoju chłopaka.
- Skąd je masz? - zapytała w końcu, odkładając wszystkie książki na miejsca.
- Są w mojej rodzinie od pokoleń - wyjaśnił James, podchodząc do półek. - Dziadkowie poważnie podchodzili do tradycji, starożytnej magii... Nie chcieli, bo to zaginęło. Teraz już prawie nikt z tego nie korzysta. Ta sztuka została zapomniana, jest... Trudna. I tylko rodziny, które mają w sobie część tej mocy, które przekazują sobie tę wiedzę, potrafią z niej korzystać.
- Dlaczego mi to pokazałeś?
- Wszystko w swoim czasie - rzekł, wyciągając największą księgę i otwierając ją na stronie tytułowej. - Powiedz mi co widzisz - dodał, podsuwając jej pod nos.
- Co? To żart? - zapytała, zerkając na książkę, a później na niego. Widząc jego poważną minę westchnęła ze zrezygnowaniem i opuściła wzrok. Na pierwszej stronie pojawiło się kilka zdań. Przeczytała na głos:
- „Córko Cayenne, spoczywa w Tobie cząstka starożytnej magii. Gdy zaprzedasz ją złu zwróci się przeciw Tobie, przynosząc zgubne skutki. Lecz jeśli postąpisz zgodnie z jej przeznaczeniem, Twoje wysiłki zostaną nagrodzone. Potomkini rodu Nox, spełnij swoje przeznaczenie.“ - słowa znikły, ale dziewczyna jeszcze przez dłuższy czas wpatrywała się w pustą kartkę z otępieniem. W końcu zaśmiała się. - To jakiś żart, tak? Mogłeś lepiej się postarać. Idźmy już.
Eileen wyszła z Pokoju życzeń, nie zwracając uwagi na to, czy chłopak idzie za nią. Po chwili ją dogonił. Resztę wycieczki po szkole spędzili w napiętej atmosferze. Dziewczyna odzywała się tylko wtedy, kiedy naprawdę musiała, czyli co rusz opowiadając koledze o poszczególnych miejscach w szkole. Kiedy wrócili do Sali Wejściowej, bez słowa ruszyła w kierunku lochów.
- Wkrótce Ci to wytłumaczę! - Zawołał za nią. Nie odpowiedziała. Ale nie musiała. Jeszcze ją przekona. Jak na razie sam upewnił się, że to właśnie jej szukał. Uśmiechnął się do siebie i skierował się w stronę pokoju wspólnego Krukonów.
Dylan poderwał się z fotela, kiedy Eileen weszła do salonu Ślizgonów. Ruszył w jej stronę, mijając po drodze pufy, które jak zawsze porozstawiane były po całym pomieszczeniu. Była zamyślona i zapewne nie zwróciłaby na niego uwagi, gdyby nie złapał jej za ramię.
- Hej. Nie było Cię na śniadaniu, Peter Cię szukał. Chce się z Tobą spotkać godzinę po kolacji pod wierzbą - oznajmił. Zostało to skwitowane wściekłym prychnięciem Annie, która teraz siedziała w kącie pokoju wspólnego, pozostając na pierwszy rzut oka niezauważona.
- Jasne - odpowiedziała Eileen, wzruszając ramionami. Wciąż była nieobecna. Zastanawiała się, skąd nowy Krukon wiedział, jak nazywała się jej matka i dlaczego tak brutalnie wykorzystał to przeciwko niej. Po co to robił? Chciał z niej zażartować? Zdenerwować ją? Ale z drugiej strony nie mógł wiedzieć, jak na imię miała jej matka. Potrząsnęła głową.
- Coś się stało? - zapytał Dylan, patrząc na nią z troską.
- Nie, w porządku. Przypomniało mi się, że zapomniałam o pracy domowej na transmutację. Pójdę do biblioteki - powiedziała, a widząc minę przyjaciela dodała jeszcze, że najpierw pójdzie do kuchni coś zjeść. Dopiero wtedy jego twarz się rozpogodziła. Skinął głową i skierował się w stronę swojego ulubionego fotela.
Brunetka poszła do dormitorium, by wziąć swoją torbę, rolkę pergaminu oraz pióro i kałamarz. Nie chodziło o esej do szkoły, ale i tak zamierzała się udać do biblioteki. Wychodząc z Pokoju Wspólnego zorientowała się, że jednak zrobiła się głodna i, tak jak zapowiedziała przyjacielowi, najpierw wstąpiła do kuchni. Z trudem przekonała skrzaty, że chce tylko kilka tostów na drogę, wpakowała do torby otrzymane słodycze i wreszcie skierowała się bezpośrednio w stronę celu swojej podróży.
Przeglądała już kolejną książkę w poszukiwaniu informacji na temat „Nox“. Domyśliła się, że nie chodziło o zaklęcie. Wciąż nie wierzyła w to, co zawierała księga w Pokoju Życzeń, mimo, że powoli zbliżała się do tego, aby uznać to za prawdę. Te trzy zdania, które tam ujrzała nie mogły być przypadkowe i nie mogły zostać wymyślone przez zwykłego ucznia Hogwartu. James Worthington nie był jednak zwykłym uczniem i to również brała pod uwagę.
Wreszcie znalazła to, czego szukała. A mianowicie informacje dotyczące Nox. Dziękowała Dyrektorowi, że wybrał ją na prefekta, co pozwalało jej na odwiedzanie Działu Ksiąg Zakazanych. „Nox - bogini mitologii greckiej i uosobienie nocy. Według wielu starożytnych podań Nox miała swoich ludzkich potomków, a niektóre kobiety pochodzące w prostej linii od bogini były jej inkarnacją. Nazywana również: Nyks, Noc, Ratri.“
Peter wypatrywał Eileen na śniadaniu, nie zobaczył jej. Na obiedzie również jej nie było, tym razem za to pojawił się Worthington. Dziewczyna pojawiła się dopiero na kolacji. Uśmiechnął się na jej widok, ale kiedy spojrzała w jego kierunku - odwrócił wzrok. Siedział między Tomem i Lianne, znosząc ględzenie tej drugiej. Czy naprawdę dziewczyna była warta wysłuchiwania tego? Kilka miejsc dalej siedziała Annie, gawędząc z Rose. Jeśli dobrze słyszał, to planowały zemstę na Eileen. Nie przejął się tym zbytnio - od planów do działania było jeszcze bardzo daleko. Przewrócił oczami już kolejny raz tego dnia i wyłączył się. Od czasu do czasu kiedy Lianne go o coś pytała tylko potakiwał automatycznie. Zjadł kilka grzanek i wstał, nie zważając na swoich przyjaciół, ani na to, że do niego mówią. Wyszedł z Wielkiej Sali i poszedł do wieży Gryffindoru. Wziął prysznic i przebrał się. Usiadł na łóżku w swoim dormitorium i spróbował sobie przypomnieć swoją przyjaciółkę na pierwszym roku. Jak to było możliwe, że poznali się dopiero w ostatniej klasie? Zamknął oczy i przywołał wspomnienia.
Siostra od samego rana go poganiała, mówiąc, że spóźnią się na pociąg. A on był taki niewyspany... Jedenastoletni chłopiec przewrócił oczami i przeczesał palcami swoje rude włosy. Wtedy jeszcze nie wiedział, że te gesty wielokrotnie będą powtarzały się w przyszłości. Z grymasem niezadowolenia zatrzasnął kufer i wraz z siostrą wyszedł z domu. Po chwili zapomniał jednak, że chciał jeszcze spać. Dopiero teraz naprawdę dotarło do niego, że idzie do szkoły na calutkie dziesięć miesięcy. I to nie do byle jakiej szkoły. Szedł do Hogwartu, Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Czekał na to całe lata. Kiedy czekali na taksówkę, chłopiec dreptał w miejscu z podekscytowaniem.
Nie pamiętał drogi na dworzec, był zbyt zaaferowany rozmyślaniem o tym, jak to będzie na pierwszym roku w szkole. Wreszcie znalazł się na peronie. Nigdy nie był strachliwy, czy niepewny siebie, więc bez wahania podszedł do grupki chłopców w jego wieku i rok czy dwa starszych. Kiedy siostra go dogoniła, on już w najlepsze rozmawiał z nowymi znajomymi, bacznie obserwując wszystkich wokół. Nie przejmował się specjalnie starszymi uczniami. Oni zapewne nie chcieli mieć wiele wspólnego z dzieciakami, ani dzieciaki z nimi.
Ominął wzrokiem grupkę piątoklasistów i zaczął przyglądać się dwóm dziewczynkom. Jedna była niziutka i bardzo drobna, miała blond włosy sięgające do ramion i niebieskie oczy. Wyglądała na bardzo wystraszoną, spoglądała lękliwie na tłum wokół siebie. Druga była wyższa, miała czarne jak noc włosy, o wiele krótsze niż jej koleżanka i intensywnie zielone oczy. Była wyprostowana i pewna siebie, chociaż nie tak pewna, jak on sam. Uśmiechała się do swojej mamy, która w przeciwieństwie do niej była zmartwiona pierwszym rokiem córki w szkole. Wtedy Peter nie zwrócił na to uwagi, ale kobieta wyglądała na bardzo młodą, jak na posiadanie jedenastoletniej córki. Miała zielone oczy, które odziedziczyła po niej córka i rudoblond włosy. Uśmiechała się nerwowo. Później chłopiec widział ją jeszcze cztery razy w ciągu dwóch lat, dwa razy, kiedy odbierała córkę i dwa kiedy ją przyprowadzała we wrześniu. W trzeciej klasie po dziewczynkę przyszedł już ktoś inny, kilka lat później dowiedział się dlaczego - jej matka zaginęła.
Kiedy przyjrzał się tamtej grupce, koło siebie usłyszał nowy głos. Odwrócił się i ujrzał blondyna. Chłopiec był mniej-więcej jego wzrostu, przedstawił się, jako Tom. Od tamtej pory byli przyjaciółmi.
Siedemnastoletni chłopak siedział z zamkniętymi oczami, przypominając sobie różne sytuacje z tych sześciu lat, kiedy widział Eileen, ale z nią nie rozmawiał. Teraz żałował, że wtedy nie podszedł do niej. Ale była dziewczynką, a w tym wieku chłopcy lepiej dogadują się z innymi chłopcami. Później zostali przydzieleni do wrogich sobie domów. A właściwie to brunetka trafiła do domu, z którym cała reszta szkoły nie żyła w zgodzie. Może gdyby wtedy na peronie ze sobą porozmawiali, zaprzyjaźnili się, bo przecież w tym wieku tak łatwo było się z kimś zaprzyjaźnić, to nie robiłoby żadnej różnicy to, że byli w różnych domach. Szkoda mu było, że tak naprawdę poznali się dopiero w ostatnim roku nauki. Teraz miał nadzieję, że nadrobią jakoś te sześć straconych lat. Liczył na to, że zbliżą się do siebie jeszcze bardziej, w końcu, jak to przyznał Tomowi zanim jeszcze musiał zerwać z brunetką kontakt, zakochał się w niej. Postanowił, że jakoś spławi Lianne. Wydawała się naprawdę fajną dziewczyną, a okazało się, że strasznie dużo gada, o rzeczach, które są bez znaczenia.
Drzwi dormitorium otworzyły się i wpadł przez nie Tom, robiąc niesamowity przeciąg.
- Peter?! Ty jeszcze tutaj?! - wrzasnął, patrząc na przyjaciela tak, jakby zobaczył ducha. - Przecież od pięciu minut powinieneś być na błoniach!
Eileen zaraz po kolacji wróciła do dormitorium. Wzięła letnią sukienkę i poszła pod prysznic. Wychodząc pociągnęła tylko rzęsy tuszem i udała się pod wierzbę. Wiedziała, że do przyjścia Petera ma jeszcze dużo czasu, ale postanowiła przejść się wokół jeziora. Chociaż przez chwilę mogła odetchnąć od zajęć, noszenia czarnej szaty i krawata w srebrne i zielone pasy. Wieczór był ciepły, więc nie wzięła żadnego sweterka, czy bluzy. Przeszła się wokół wielkiego zbiornika wodnego. Wkrótce zrobiło się ciemno. Wiatr wiał lekko, z łatwością kładąc wysoką trawę. Zapach wieczornych kwiatów dolatywał do niej od strony lasu. Mimo ciągłych koszmarów związanych z lasem, nie czuła lęku patrząc na niego. Zawsze lubiła Zakazany Las. Między innymi dlatego, że był zakazany. Brunetka poczuła delikatny dotyk na plecach. Czyjaś dłoń musnęła delikatnie jej odkrytą skórę.. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Pewnie miało ją to przestraszyć. Nie wyszło. Dłoń przesunęła się w górę i znalazła w jej włosach. Eileen poczuła, że coś jest nie tak. Dłoń była zimna, nie tak jak dłoń Petera. Nie usłyszała kroków, a jego usłyszałaby mimo wiatru. Dłoń zacisnęła się w pięść, i szarpnęła ją gwałtownie w tył. Na chwilę brunetka straciła równowagę, a później została brutalnie przyciągnięta do czyjegoś ramienia. Jej ciało wygięło się nienaturalnie. Dziewczyna stłumiła jęk. Starała się zachować zimną krew.
NOSZ KURCZĘ! ZŁA JESTEM! ZŁA!!! musiałaś w takim momencie przerwać?! XD żal (pe el), teraz będę myśleć kto to był i dlaczego to zrobił :D mam nadzieję że w następnej notce się wyjaśni :)
OdpowiedzUsuń"Zawsze lubiła Zakazany Las. Między innymi dlatego, że był zakazany." - kocham to XDD
jestem zachwycona (może znów to piszę?) Twoimi opisami. takie subtelne, nieciężkie, świetnie się czyta. argh :3
jedyny błąd, a właściwie powtórzenie, jakie mi się wdarło, to "Brunetka poczuła delikatny dotyk na plecach. Czyjaś dłoń musnęła delikatnie jej plecy" - ale to tak nawisem ;)
jestem wręcz trochę zaskoczona, bo rozdział jak na Ciebie długi - dłuższy bynajmniej od tych poprzednich :3 no a w dodatku tak skończony (żal pe el XD), że tylko emocyyyje czuć :P
weny, weny, weny! ♥
Poprawiłam :D
Usuńhymm... okaże się. I myślę, że... Nie, to na serio jest dziwne ;p
No wiem, miał być długi :D i tak skończony. Następny za to będzie bardzo bardzo krótki...
Cieszę się, że jesteś zła :D nie sądziłam, że może wyzwolić aż takie emocje :D
Ale skupiłaś się tylko na końcówce, buu :(
Pisz to częściej, proooszę <3
wzajemnie <3 czekam już na Twój kolejny z niecierpliwością :D
Wrrrr, jestem równie wkurzona, co Andzik! Jak mogłaś przerwać w takim momencie?! Teraz spać nie będę mogła, bo się będę zastanawiać, kto to!
OdpowiedzUsuńOoo, jestem ciekawa o co właściwie chodziło książce Jamesa xd
W jeszcze jednym podzielam zdanie Andzik - piszesz niesamowite opisy! Można wszystko sobie wyobrazić, tak jakby patrzyło się na to wszystko oczami narratora.
Oho, rzeczywiście, długi jak na Ciebie xD
Pozdrawiam i weny życzę. : )
Cześć!
OdpowiedzUsuńNa http://echo-twoich-slow.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział: )
Serdecznie zapraszam, pozdrawiam! < 3
Znowu ci spamuję pod notką, zua ja. ;_;
:O:O;O;O;O;O:O:O:O co to ma byc???? O co chodziiii??? Kto to?? niech sie odwali od Leen!! omgogmogmogmogmogmogomogmogmomgomgomgomgomgomgomgomg
OdpowiedzUsuńdkjsjkhfjsfhgsdjfhgsjdgf
Lexie :3